Dokument liczy dziesięć stron i zakłada szereg reform, które mają obowiązywać w szkołach wyższych w zamian za dostęp do funduszy federalnych. Wśród najważniejszych postulatów znajdują się:
-
rezygnacja z kryteriów rasowych i płciowych przy rekrutacji,
-
ograniczenie liczby studentów zagranicznych do maksymalnie 15 proc. ogółu studiujących,
-
zamrożenie czesnego dla amerykańskich studentów na okres pięciu lat,
-
stosowanie „normalnej” definicji płci wprowadzonej przez Biały Dom – w kontekście korzystania z łazienek, szatni czy rywalizacji sportowej,
-
promowanie pluralizmu poglądów na kampusach,
-
likwidacja instytucji akademickich uznawanych za wrogie wobec konserwatywnych idei.
Urzędnik Białego Domu cytowany przez agencję AP przyznał, że choć list mówi o „preferencyjnym dostępie” do środków, w praktyce jedynie uczelnie, które podpiszą zobowiązanie, będą mogły liczyć na finansowanie z budżetu państwa.
Trump już wcześniej krytykował amerykańskie uniwersytety za – jego zdaniem – szerzenie ideologii progresywnej. Administracja podejmowała próby cofnięcia grantów, wszczynała dochodzenia w sprawie antysemityzmu na kampusach, a także ograniczała możliwość przyjmowania zagranicznych studentów.
Najgłośniejszy spór dotyczył Uniwersytetu Harvarda, który skutecznie zaskarżył część działań Białego Domu. Teraz jednak Trump zapowiedział, że jest bliski porozumienia z tą uczelnią. Ugoda miałaby polegać na inwestycji Harvarda w wysokości 500 mln dolarów w sieć szkół zawodowych w zamian za „zamknięcie” dotychczasowych spraw.
Niektóre instytucje akademickie już wcześniej zdecydowały się na współpracę z administracją. Według doniesień, układ zawarły m.in. Uniwersytet Pensylwanii, Columbia i Brown, co pozwoliło im utrzymać dostęp do federalnych programów grantowych.