Zmiany dotkną wkrótce także niemieckich bezrobotnych.

Bürgergeld zostało wprowadzone jeszcze w okresie rządów Olafa Scholza, jako sposób na utrzymanie poparcia politycznego dla obozu niemieckich socjaldemokratów. W ramach tego programu niemieckim bezrobotnym – w tym przybyszom z Ukrainy – żyło się naprawdę dobrze.

System ten na dłuższą metę jest jednak trudny do utrzymania w kraju, w którym od lat panuje stagnacja gospodarcza, a zadłużenie nieustannie rośnie.

Coraz częściej eksperci niemieccy wskazują, że Bürgergeld demotywuje mnóstwo ludzi do szukania pracy, ponieważ mogą oni żyć na całkiem niezłym poziomie na koszt państwa, nie robiąc przy tym nic.

Pieniądze dla bezrobotnego singla wynoszą obecnie około 560 euro, dla rodziny – 1012 euro plus dodatki na każde dziecko w wysokości 470 euro. Dodatkowo państwo płaci za czynsz i ogrzewanie.

Cięcia dotkną w pierwszej kolejności Ukraińców, których w Niemczech jest prawie milion. Pracę nad Odrą podjęło jednak tylko 330 tys. Ukraińców – to słaby wynik, znacznie słabszy niż w Polsce, gdzie odsetek pracujących Ukraińców wynosi 48 proc.

Pomoc dla Ukraińców została zresztą już ograniczona. Ci, którzy przybyli do Niemiec po 1 kwietnia, mogą liczyć na wsparcie takie, jakie przysługuje osobom starającym się w Niemczech o azyl z różnych stron świata.

Trwa jednak obecnie dyskusja o zmniejszeniu świadczeń socjalnych dla wszystkich Ukraińców, niezależnie od czasu przybycia do Niemiec. Takie żądania zgłasza bawarska CSU – jeśli zostaną one spełnione to Ukraińcy dostaną 100 euro miesięcznie mniej. Nie wiadomo jednak, czy będzie to stanowiło dostateczny czynnik motywujący do podjęcia pracy.

Mimo to dyskutowane obecnie cięcia mają raczej charakter symboliczny – szacuje się, że nie przyniosą one większych oszczędności niż 1 miliard euro rocznie.