Ruchniewicz wywołał w Polsce ogromne oburzenie swoją inicjatywą w sprawie zorganizowania konferencji poświęconej zwrotu Niemcom zagrabionych przez Polskę dóbr kultury.
Oburzenie było tak wielkie, że nawet Tusk – powszechnie znany z polityki proniemieckiej – zdecydował się nie tylko odwołać Ruchniewicza ze funkcji pełnomocnika ds. polsko-niemieckiej współpracy, ale w ogóle zlikwidować to stanowisko.
W wywiadzie z Rzeczpospolitą Ruchniewicz zarzekał się, że nie jest politykiem ani przedstawicielem polskiego rządu.
„Nie jestem przedstawicielem rządu, nie jestem ministrem, jestem tylko dyrektorem instytutu” – stwierdził.
„Nie zajmujemy się polityką. Od polityki są politycy, są ministerstwa, wyspecjalizowane departamenty i tak dalej. Natomiast my zajmujemy się nauką. Naszym zadaniem jest pokazanie problemu, jego uwarunkowań, uwrażliwienie na możliwe kontakty i punkty widzenia, także za granicą” – przekonywał dalej Ruchniewicz.
Były już pełnomocnik rządu stwierdził, że Instytut Pileckiego – którym nadal kieruje – „zajmuje się różnymi aspektami badań dotyczących XX wieku, w tym badań proweniencji, czyli pochodzenia dóbr kultury”.
„Nigdy nie było planów, aby dyskutować o zwrotach, bo to nie jest kompetencja instytutu” – dodał.
„Mieliśmy rozpocząć od konkretnego przykładu, jakim są dobra waplewskie i zabiegi o odzyskanie utraconych zbiorów. Kolejne seminarium miało być poświęcone bilansom polskich zabiegów o zwrot zagrabionego mienia od Niemców. Następny temat, który chcieliśmy podjąć, wymaga dalszych badań – nie mamy zakończonych badań dotyczących zwrotu mienia polskiego zagrabionego przez były Związek Radziecki. Chcieliśmy ten temat podjąć, żeby się zastanowić, na jakim jesteśmy etapie. Podkreślę, że seminaria miały być poświęcone badaniom proweniencyjnym, metodom i narzędziom i ich cel był wyłącznie naukowy” – przekonywał Ruchniewicz.
Jego zdaniem interpretacja tytułu seminarium to inna sprawa.