Cztery rodzaje posłuszeństwa

 

Posłuszeństwo jest pojęciem stosunkowo wieloznacznym. W naszej tradycji europejskiej wyróżnia się co najmniej cztery jego rodzaje. Posłuszeństwo wojskowe polega na przekształceniu oddziału żołnierzy, czy nawet całej armii w jeden wielki organizm kierowany jedną wolą, czy to na niższych poziomach jakiegoś dowódcy, czy na tym najwyższym poziomie – kierowany wolą wodza. Żołnierze i oficerowie poniekąd pozbywają się swojej wolności na rzecz dowódcy, co umożliwia im nadzwyczajną niekiedy skuteczność działań.


Inny rodzaj posłuszeństwa, nazwałbym je naturalnym, ma różne postaci. Chodzi tu o posłuszeństwo rodzinne, dzieci rodzicom, żony mężowi, ale również męża - żonie. Istnieje również coś takiego jak posłuszeństwo zawodowe w ramach instytucji, w której pracujemy, czy posłuszeństwo obywatelskie, polegające na podporządkowaniu się obowiązującym prawom. W zależności od specyfiki tych wspólnot, polega ono na takiej lub innej współpracy z innymi. Można powiedzieć, że posłuszeństwo naturalne jest to sposób rozporządzania swoją wolnością, sposób naszego uczestnictwa we wspólnotach, do których należymy.


Przy okazji zwróćmy uwagę, że w ogóle rzeczywistość żąda od nas różnorakiego posłuszeństwa. Kierowca musi się dostosować do samochodu i do diesla nie wlewać benzyny. Jest rzeczą niewyobrażalną, by chemik, fizyk czy astronom nie był posłuszny wynikom swoich obserwacji. Tak samo historyk musi być posłuszny dokumentom, w przeciwnym bowiem razie nie jest badaczem, ale szarlatanem.


Jest wreszcie trzeci rodzaj posłuszeństwa - posłuszeństwo religijne. Nigdy dość podkreślania, że Pan Jezus dał nam szczytowy przykład takiego posłuszeństwa. "Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło" – mówił (J 4,34). To była wytyczna całego Jego ludzkiego życia, całego ludzkiego posłannictwa. Zbawiciel wielokrotnie podkreślał, że nie przyszedł w swoim imieniu, ani niczego nie nauczał sam od siebie, ale przyszedł z woli swojego Ojca: "Moja nauka nie jest moją, ale Tego, który mnie posłał" (J 7,16). A przecież Pan Jezus w najmniejszym stopniu nie wyzbył się swojej wolności. On swoją misję realizował w sposób absolutnie wolny, ale zarazem w absolutnej jedności ze swoim Ojcem. Tysiące świadectw ludzi głęboko wierzących potwierdza tę zdumiewającą harmonię religijnego posłuszeństwa i wolności. 


Posłuszeństwo kościelne jest specyficznym rodzajem posłuszeństwa religijnego. Najpierw jednak spróbujmy sobie uświadomić, że Kościół jest to dar Boży, dzięki któremu mamy bliższy jeszcze dostęp do Pana Jezusa, niż go mieli apostołowie, kiedy z Nim na co dzień przebywali. Pan Jezus nawet dla przyjaciół był kimś z zewnątrz. Dopiero kiedy odszedł do swojego Przedwiecznego Ojca i nieustannie posyła nam Ducha Świętego, tej oddzielającej nas od Niego granicy już nie ma. Sam Duch Święty czuwa nad tym, żebyśmy w Kościele mieli dostęp do autentycznej nauki Jezusa (por. J 14,26), w sakramencie pokuty sam Jezus odpuszcza nam grzechy (por. J 20,23), podczas mszy świętej realnie uobecnia się krzyżowa ofiara Pana Jezusa, czyli ta Jego miłość, która nawet na krzyżu była w Nim większa niż wszystko inne (por. Mt 26,26-29), a dzięki komunii jednoczymy się z Nim tak głęboko, że wolno nam z Apostołem Pawłem mówić: "Żyję ja, ale już nie ja żyję, żyje we mnie Chrystus" (por. Ga 2,20).


Sam Pan Jezus wzywa nas do posłuszeństwa Kościołowi


To ze względu na tę naturę Kościoła, sam Pan Jezus wzywa nas do posłuszeństwa Kościołowi. „Kto was słucha, Mnie słucha, kto wami gardzi, Mną gardzi, lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10,16) – powiedział do apostołów. Ich bowiem oraz ich następców, biskupów, uczynił stróżami przyniesionej przez siebie prawdy oraz stróżami najświętszej tajemnicy, w której dokonuje się nasze zrastanie w jeden Kościół, tzn. Eucharystii. Toteż od bardzo dawnej starożytności chrześcijanie wiedzieli, że jedność z biskupem jest czymś podstawowym dla naszej wierności Chrystusowi, dla naszego bycia wewnątrz Kościoła. 


W tej perspektywie, działania przeciwko biskupom, nawet podjęte w subiektywnie dobrych intencjach, w gruncie rzeczy są rujnowaniem nie tylko Kościoła, ale w ogóle rujnowaniem wiary chrześcijańskiej. Są tylko dwie sytuacje, w których chrześcijaninowi wolno, a nawet trzeba, odłączyć się od biskupa. Wtedy, kiedy biskup głosi herezję (ale sędzią tego nie mogę być ja sam, choćbym uważał się  za największego mędrca i wybitnego teologa; sędzią jest kolegium biskupów Kościoła z następcą Piotra na czele). Druga sytuacja ma miejsce wtedy, gdy biskup zrywa łączność z Piotrem, który jest pierwszym biskupem w Kościele (por. Mt 16,18-19; Łk 22,31-32; J 21,15-17).


Nasza współczesna, indywidualistyczna mentalność lubi zapominać o tym, że wiara jest darem udzielonym Kościołowi, a jej stróżami są biskupi. Biskupów krytykujemy z niezwykłą łatwością, mało nas obchodzi to, że  nasze sądy mogą być przedwczesne, zbyt zanurzone w „tu i teraz”. Nigdy nie zapomnę, jak krytycznie wielu skądinąd rzetelnych katolików patrzyło na prymasa Wyszyńskiego. Dopiero w latach 70. społeczeństwo polskie i Kościół oddał mu sprawiedliwość, wcześniej wielu widziało w nim politycznego wichrzyciela i zacofańca.


Odpowiedzialność za Kościół, za prawdę w Kościele i głoszenie Ewangelii spoczywa przede wszystkim na biskupach, ale oczywiście jest także naszą wspólną odpowiedzialnością. Stąd postawa troski o wspólnotę nie wyklucza sprzeciwu. Musi to być jednak sprzeciw mądry, nie buntowniczy. Czym się różni sprzeciw mądry od buntowniczego? Bunt to jest wynoszenie mojego prywatnego punktu widzenia ponad prawdę i dobro wspólnoty, a nieraz przeciwko prawdzie i wspólnocie. Sprzeciw kierowany autentyczną troską o Kościół jest oczywiście możliwy i w historii Kościoła mamy mnóstwo przykładów takiego właśnie mądrego sprzeciwu, który nie był nieposłuszeństwem wobec władzy kościelnej, ale uzupełnieniem jej troski o Kościół, nawet jeżeli rodziło to jakieś napięcia w relacjach z prawowitymi pasterzami Kościoła.


Warto jeszcze zauważyć, że postawą być może równie szkodliwą jak nieposłuszeństwo jest niby-posłuszeństwo. Mamy w Nowym Testamencie wyraz „parakoe”, który dosłownie oznacza właśnie „niby-posłuszeństwo”. Bo można być posłusznym nie z troski o Kościół, tylko z wygody, z braku zaangażowania czy jeszcze innych mało chwalebnych powodów. Otóż nie ma prawdziwego kościelnego posłuszeństwa tam, gdzie zanikła troska o Kościół. Wtedy nie wchodzi się w konflikty z biskupem dlatego, że w gruncie rzeczy dobro Kościoła niewiele mnie obchodzi. Zazwyczaj nie jest się wówczas biskupowi nieposłusznym, ale się go po prostu lekceważy.


Z ojcem Jackiem Salijem rozmawiała Marta Brzezińska