Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: 9 maja w Rosji obchodzony jest Dzień Zwycięstwa. Najciekawsze jest to, że ten dzień wczoraj uczciły również władze Warszawy. Ulicami miasta jeździły autobusy przyozdobione polskimi flagami, na radzieckich pomnikach zostały złożone kwiaty. Na ile to święto jest „polskie”, czy powinniśmy obchodzić je właśnie 9 maja?

Krzysztof Wyszkowski: Polacy jak najbardziej powinni świętować zakończenie wojny z Niemcami, ponieważ było to dla nas historycznie ważne wydarzenie. Część Wolnego Świata była sojusznikiem aliantów, a Polska- sygnatariuszem Karty Atlantyckiej, która zobowiązywała aliantów do wspólnej walki i gwarantowała sygnatariuszom prawa wolnościowe i demokratyczne. To, że nie zostały dotrzymane, nie oznacza, że nie mamy święcić... Ósmego maja. To data kapitulacji przed wojskami alianckimi, 9 maja natomiast jest świętem sowieckim, rosyjskim, zaś dla Polaków- datą zmiany jednego okupanta na drugiego. Większość społeczeństwa odnotowała tę zmianę jako zakończenie zagrożenia „biologicznego”, nie oznacza to jednak, że zakończyło się wtedy zagrożenie dla niepodległości państwa. Nieco zaskakuje więc fakt, że Warszawa świętowała zakończenie II wojny światowej właśnie wczoraj.

W Rosji wielkie święto, defilada wojsk. Mimo delegacji z innych państw, przedstawiciele Polski nie wzięli w nich udziału, co potwiedził kilka dni wcześniej Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz. Przedstawiciele polskiego rządu brali za to udział w różnych obchodach organizowanych w Polsce, właśnie 8 maja.

To bardzo słuszna decyzja, ponieważ należało zerwać z niechlubną tradycją uczestnictwa w demonstracjach w Moskwie na Placu Czerwonym. To były bowiem demonstracje poddańcze, niewolnicze. Uczestniczył w nich gen. Wojciech Jaruzelski i jemu podobni sowieccy agenci po to, by zaświadczać, że Polska pozostaje państwem kolonialnym w stosunku do Imperium. Myślę jednak, że w takich momentach najważniejsze jest to, by przypominać, że 9 maja doszło de facto do zamiany jednej okupacji na drugą. Myślę, że 9 maja jest, paradoksalnie, bardzo dobrą datą, ze względu na to, że na ziemiach wschodnich już od 1934 roku trwała okupacja sowiecka, której tłem, co warto zaznaczyć, była nie tylko okupacja z okresu 1939-1941, czyli wszystko to, co stało się po 17 września 1939 i zakończyło 22 czerwca po napadzie Niemiec na Związek Sowiecki. Jeszcze wcześniej miała miejsce Operacja polska NKWD w 1937-1938 roku. Pokazuje to wspólny mianownik, wspólnotę opresji obu tych potwornych najazdów i świadczy o tym, że Sowieci jeszcze wcześniej niż Niemcy rozpoczęli ludobójstwo na Polakach, . Niemcy dopiero po wkroczeniu do Polski, praktycznie od razu utworzyli obóz w Sztutowie czy też zaczęli mordować ludność cywilną i żołnierzy na Pomorzu. Są to fakty historyczne dobrze nam znane, mniej znany jest jednak fakt, że z rozkazu Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych NKWD, Nikołaja Jeżowa 11 sierpnia 1937 roku przeprowadzono likwidację Polaków. Zamordowano, co bardzo dokładnie obrazują dokumenty, 111 091 osób, a kilkadziesiąt tysięcy wysłano do łagrów. Oficjalnie ci ludzie byli obywatelami Związku Sowieckiego, a rzecz polegała na tym, że zabijano ich tylko za to, że byli Polakami. Być może ta data 9 maja byłaby dobrą okazją, by o tym przypominać. Było to przecież pierwsze ludobójstwo na narodzie wyzwolonym, bo Stalin dopiero później zaczął dokonywać ludobójstwa na innych narodach, już zniewolonych przez ZSRS, Czeczeńcach, Tatarach itd. Ofiary Operacji Antypolskiej NKWD były mordowane wyłącznie za to, że są Polakami. Byli to zwykli ludzie, nie musieli być ani działaczami politycznymi, ani należeć do elit, w ocenie NKWD wystarczyło jedynie kryterium przynależności narodowej.

 

Jak poinformował portal SputnikNews, również i w Polsce, w Warszawie, mieliśmy małą Paradę Zwycięstwa, marsz o nazwie „Nieśmiertelny Pułk”, organizowany przez Ambasadę Federacji Rosyjskiej w Warszawie. Wzięli w niej udział przede wszystkim Rosjanie mieszkający w Warszawie, ale również i „wielu polskich przyjaciół”, a przede wszystkim „polscy weterani, którzy ramię w ramię walczyli wraz z Armią Czerwoną o wyzwolenie Polski

 Na takie rzeczy warto patrzeć z dystansem. Ja z kolei dotarłem ostatnio do bardzo zabawnych z pewnego punktu widzenia zdjęć z obchodów 8 i 9 maja w Izraelu. Jeśli chodzi o uczestników, te zdjęcia były zupełnie identyczne z tymi z uroczystości w Rosji, na Ukrainie czy Białorusi. Do Izraela wyemigrowało bardzo wielu byłych żołnierzy Armii Czerwonej i tam rokrocznie czczą rocznicę zwycięstwa nad faszyzmem. Należy pozostawić Rosjanom ich bohaterów, ofiary Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Polacy natomiast nie powinni brać udziału w takich uroczystościach, a także- podtrzymywać obrządku sowieckiego panującego nadal na cmentarzach żołnierzy sowieckich, na przykład czerwonych gwiazd na pomnikach. Przykładowo, w Sopocie na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich mamy krzyż katolicki, prawosławny, gwiazdę Dawida, ale na warszawskim cmentarzu z kolei nie ma tych symboli religijnych, a przecież ci żołnierze nierzadko byli po prostu zniewoleni do bycia obrońcami sowietyzmu, komunizmu, sami często będąc ludźmi o nastawieniu antykomunistycznym. Prawa wojny spowodowały jednak, że spoczywają dziś pod czerwonymi gwiazdami, co jest kontynuacją ich zniewagi. Dziś, w wolnym kraju, należałoby ten symbol usunąć, bo być może sami by tej czerwonej gwiazdy na swoim grobie nie chcieli.

Chciałam zapytać Pana również o obecność tzw. „pomników wdzięczności” w przestrzeni publicznej, również w kontekście hucznie świętowanej w Rosji rocznicy. Wciąż w Polsce mamy takich „pamiątek” sporo...

W tej sprawie nie ma już chyba żadnych wątpliwości. Mam wrażenie, że pani prezydent Warszawy wreszcie pogodziła się z faktem, że nie uda jej się przywrócić tzw. „Pomnika Czterech Śpiących” na warszawskiej Pradze, ale gdzie jest w takim razie pomnik Operacji polskiej NKWD? Mamy pomniki ofiar gułagów, pomnik „Pomordowanym na Wschodzie", ale wszystko to jest wciąż za bardzo ogólne. W Polsce świadomość skali zbrodni komunistycznych i nakierowania ich do faktu, ze początek ludobójczych działań Stalina był skierowany właśnie przeciwko Polakom, jest wciąż zbyt niska. I jeszcze raz powtórzę, że rocznica zakończenia wojny z Niemcami wydaje mi się dobrym momentem, by również i o tamtej straszliwej zbrodni przypominać.