Po trwających w Berlinie rozmowach szefów dyplomacji Rosji, Ukrainy, Niemiec i Francji nie można się wiele spodziewać - uważa Jan Piekło i przewiduje, że dyplomacja rosyjska i tym razem wykorzysta różnice w polityce poszczególnych europejskich stolic, tak jak już wielokrotnie to z sukcesem robiła. Dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI obawia się jednak, że bieżące interesy natury gospodarczej przesłonią istotę wydarzeń i uniemożliwią krajom członkowskim Wspólnoty zademonstrowanie jedności. "To dość przerażające" - dodaje w rozmowie z IAR. 

Zdaniem eksperta, na wschodzie Ukrainy może dojść do otwartej inwazji wojsk rosyjskich. Dlatego nie wolno pozostawić działań Rosji bez zdecydowanej reakcji, na zasadzie milczącej zgody na podział zaatakowanego kraju, bo na tym z pewnością się nie skończy. Piekło przypomniał w tym kontekście politykę Hitlera, samotność Polski i Czechosłowacji, układ zawarty, jak powiedział "dla świętego spokoju Europy", w Monachium, rok przed wybuchem II wojny światowej.

Dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI porównał też obecny konflikt na wschodzie Ukrainy do konfliktu sprzed kilku lat o gruzińskie terytoria: Osetię Południową i Abchazję. Jego zdaniem, propaganda rosyjska była podobna, można też porównać stosunek świata do tych wydarzeń. Przywołał słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego: "Teraz Gruzja, potem Ukraina, później kraje bałtyckie i Polska".

Ekspert zwrócił uwagę na intensywność obecnej rosyjskiej kampanii propagandowej dotyczącej konwoju z pomocą humanitarną dla wschodniej Ukrainy. Według jego słów, celem jest "rozmydlenie Unii" i przysłonięcie pamięci o ofiarach zestrzelonego niedawno z rosyjskiej broni pasażerskiego boeinga.

MaR/Dziennik.pl/IAR