Kardynał wspominając swoje życie zawsze podkreśla, że był jednym z dziesięciorga dzieci (a wcale nie była to największa rodzina w jego środowisku) i że uważa „dużą rodzinę za błogosławieństwo”. - Mój ojciec nie był bogatym człowiekiem. On był stolarzem w przedsiębiorstwie górniczym. Mam handlowała warzywami – wspomina. - Jak możecie sobie wyobrazić ich zarobki nie były duże, ale oni dbali o nas wszystkich. Każde z nas chodziło do szkoły, a później do szkoły średniej – dodaje kardynał. I dodaje, że sekretem sukcesu dużych rodzin jest „służba – rodzice, którzy są skłonni wiele poświęcić”.



- Myślę, że mogę to powiedzieć w imieniu nas wszystkich, nigdy nie uważaliśmy się za ubogich – wspominał kardynał swoje życie rodzinne. - Moi rodzice mieli jeden pokój, a nas dziesięcioro drugi, dopiero z czasem dorobiliśmy się trzeciego – dodał, zaznaczając, że wcale im to nie przeszkadzało. - Co roku czekaliśmy na Boże Narodzenie, bowiem w tym czasie dostawaliśmy nowe ubrania i buty – uzupełnił kard. Turkson.



- Oczywiście nasz ojciec nie miał samochodu, ale w latach 50. to nie był problem. A my dorastaliśmy szczęśliwi – mówił. I dziękował rodzicom za to, że tak wiele poświęcili oni, by dać im szczęście i życie. - Oni musieli wiele poświęcić, wielu rzeczy sobie odmówić, żeby naszej dziesiące dać utrzymanie, wykształcenie i możliwość zdobycia zawodu lub realizacji powołania, o jakim marzyliśmy – powiedział portalowi Life Site News kardynał. A na koniec zaznaczył, że właśnie dlatego nigdy nie uwierzy, że „duże rodziny są problemem”.



TPT/LSN