W ostatnich miesiącach niemiecka AfD ma w Polsce dobrą prasę, głównie za sprawą działań Nowej Nadziei. Europoseł Ewa Zajączkowska regularnie rozmawia z europosłem tej formacji Tomaszem Froehlichem, politykiem polskiego pochodzenia, który wykazuje dla Rzeczpospolitej dużą sympatię. Wydaje się, że polska prawica może znakomicie współpracować z Alternatywą – obie strony łączy sprzeciw wobec masowej migracji, europejskiego biurokratyzmu, centralizacji unijnej, lewackiego obłędu…
To wszystko prawda, ale Alternatywa ma też drugie oblicze, o którym nie należy zapominać.
Liderka AfD Alice Weidel jest wprawdzie lesbijką i żyje w związku z kobietą ze Sri Lanki, wychowując razem dziecko. Potrafi jednak uderzyć w skrajnie antypolskie tony, jeżeli uważa to za konieczne dla umocnienia poparcia swojej formacji wśród tych niemieckich wyborców, którzy, mówiąc eufemistycznie, zmiany terytorialne po 8 maja 1945 uważają za negatywne.
Swego czasu głośno było w Polsce o jej użyciu określenia „Mitteldeutschland” dla opisania wschodnich landów Niemiec. „Niemcami środkowymi” nazywali ten region w okresie powojennym ci, którzy uważali przyłączenie do Polski tzw. ziem zachodnich za bezprawne. Dla nich to właśnie nasze obecne zachodnie terytorium było „Niemcami wschodnimi”, „Ostdeutschland”, stąd uparte nazywanie dawnej NRD jako „Mitteldeutschland”. Rewizjonizm? Nie, ale ewidentne „puszczenie oka” do „ziomkowskich” wyborców” spod znaku Eriki Steinbach. Nota bene, Steinbach jest od kilku lat członkiem właśnie AfD.
W ubiegłym roku ta sama Alice Weidel udzieliła też wywiadu austriackiemu czasopismu ziomkowskiemu, „Der Eckart”. Powiedziała, że jej ojciec pochodził z Głubczyc. Tyle, że podała niemiecką nazwę – Leobschütz – dodając, że „zawsze wzbraniała się przed sprawdzeniem, jak brzmi polska nazwa miasta”.
W tym samym wywiadzie Weidel bardzo specyficznie odniosła się też do głośnej sprawy Maximiliana Kraha, niedoszłego europosła AfD.
W czasie kampanii wyborczej do Europarlamentu w 2024 roku Krah stwierdził, że nie każdy, kto nosił mundur SS, był z automatu przestępcą. W związku z tą wypowiedzią oraz zarzutami o rzekome szpiegostwo na rzecz Rosji i Chin. Ostatecznie Krah wyleciał z listy AfD, choć zajmował na niej pierwsze miejsce. Do Europarlamentu i tak się dostał.
W rozmowie z „Der Eckart” Weidel została zapytana o stanowisko Kraha w sprawie SS. Odparła, że są takie tematy, których „nie należy aktywnie rozpowszechniać w lewicowych publikacjach”. Krah w międzyczasie dostał się do Bundestagu – i działa w ramach AfD bez żadnych przeszkód.
Takich historii jest wokół AfD o wiele więcej, ale wymienię już tylko jedną. Po dziś dzień honorowym przewodniczącym Alternatywy jest Alexander Gauland, człowiek, który ma bardzo konkretny pogląd na niemiecką historię XX wieku. Twierdził na przykład, że okres 1933 – 1945 to był „Vogelschiss”, czyli – pardon le mot – „ptasi wystrzał” w wielkiej historii Niemiec. Optował też za tym, żeby docenić wojskowe osiągnięcia Wehrmachtu i odczuwać dumę ze sprawności żołnierzy tej formacji.
Jednym z intelektualnych guru Alternatywy dla Niemiec pozostaje też historyk Karl-Heinz Weißmann, swoją drogą bardzo ciekawy i inspirujący krytyk Oświecenia i antychrześcijańskiego procesu rewolucyjnego. Problem w tym, że Weißmann chętnie zwraca uwagę na rzekomo agresywną postawę II Rzeczpospolitej w przededniu wybuchu II wojny światowej; pisał swego czasu na przykład o „udziale Polski w przerażających zbrodniach lat 40. XX wieku”, wskazując na – cytuję – „zbrodnie na niemieckich żołnierzach i cywilach, tworzenie obozów, które łatwo było porównać do obozów koncentracyjnych, nielegalne wysiedlenia setek tysięcy osób i nielegalne przywłaszczenie obcych terytoriów”.
Alternatywa dla Niemiec ma obecnie poparcie równe temu, którym cieszy się rządząca krajem Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU). Jeżeli ten stan rzeczy się utrzyma albo wzmocni i AfD uzyska kiedyś realny wpływ na rządy, z niemiecką polityką będziemy mieć tylko większe, a nie mniejsze trudności – niezależnie od zrozumiałych sympatii, jakie dla AfD mają dziś polscy konserwatyści.
Nie chodzi o to, by oceniać AfD wyłącznie przez pryzmat opisanych wyżej wypowiedzi i zjawisk; nie wolno jednak o tym zapominać, malując nierzeczywisty obraz głównej prawicowej partii w RFN. Relacje polskich polityków z Alternatywą muszą to uwzględniać; to po prostu nasza racja stanu.