Zaledwie kilka dni po tym, jak firma Central European Petroleum (CEP) poinformowała o odkryciu złoża Wolin East – szacowanego na 22 mln ton ropy i 5 miliardów metrów sześciennych gazu – niemieckie media i politycy rozpoczęli ofensywę narracyjną. Początkowo skoncentrowani na rzekomym zagrożeniu dla środowiska, nagle zmienili ton. Teraz rząd landu Meklemburgii-Pomorza Przedniego twierdzi, że „to również niemiecka ropa i gaz”, a dziennik „Die Welt” snuje scenariusze „sprawiedliwego podziału przychodów”.
Takie twierdzenia są nie tylko pozbawione podstaw prawnych, ale również politycznie niebezpieczne. Przypominają one retorykę „niemieckiej ziemi zachodniej” sprzed dekad, tyle że dziś nie chodzi o miasta czy wsie, lecz o strategiczne surowce naturalne.
Złoże Wolin East znajduje się 6 kilometrów od Świnoujścia – wyraźnie po stronie polskiej, na terenie objętym koncesją przyznaną przez ministra klimatu i środowiska RP. Działania firmy CEP są w pełni zgodne z polskim i międzynarodowym prawem. Próby redefiniowania przez Niemców granic geologicznych i prawnych, tylko dlatego że „geologia nie uznaje granic politycznych”, są intelektualnie naciągane i politycznie niebezpieczne.
To tak, jakby Polska zaczęła zgłaszać roszczenia wobec niemieckich kopalni węgla brunatnego w Saksonii czy zasobów gazu w Dolnej Saksonii tylko dlatego, że „złoża mogą sięgać w kierunku naszych granic”. Taka logika prowadziłaby do chaosu w międzynarodowych stosunkach gospodarczych.
Skrajnie niepokojące są również głosy przedstawicieli niemieckich gmin przygranicznych. Burmistrz Heringsdorfu, Laura Isabelle Marisken sugeruje, że wydobycie surowców w Polsce stanowi „nieodwracalną ingerencję w przyrodę i klimat”. Nie wspomina jednak o tym, że niemiecki przemysł ciężki i energetyczny od dekad eksploatuje środowisko na ogromną skalę, a kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego dewastują całe regiony. Teraz – gdy Polska ma szansę na uniezależnienie się od surowców ze Wschodu – Berlin próbuje wykorzystać „zieloną retorykę” jako narzędzie nacisku.
Niemiecki „Die Welt” spekuluje, że złoże może częściowo pokrywać się z nieczynnym polem Heringsdorf, badanym jeszcze w czasach NRD. Wówczas Niemcy uznali, że zasoby są zbyt ubogie, by opłacało się je eksploatować. Dziś – gdy CEP dzięki nowoczesnym technologiom odkryła bogatszą warstwę dolomitu głównego – niemieccy politycy nagle „przypominają sobie” o dawnej działalności.
To tak, jakby ktoś żądał udziału w zyskach, bo 40 lat temu stwierdził, że teren jest bezużyteczny, ale teraz – gdy ktoś inny zainwestował czas, pieniądze i wiedzę – zgłasza się po część łupów.
Polski rząd powinien jednoznacznie odrzucić niemieckie próby reinterpretacji granic ekonomicznych i zasobowych. Żadna umowa międzynarodowa nie zobowiązuje Polski do dzielenia się zyskami z zasobów znajdujących się w jej wyłącznej strefie ekonomicznej. Przeciwnie – to Niemcy, jeżeli chcą utrzymać dobre relacje z sąsiadem, powinni uszanować jego prawa i sukces gospodarczy.
Nie można pozwolić, by sukces surowcowy Polski był zagłuszany przez kolonialną mentalność Berlina, który – jak się okazuje – chętnie sięga po cudze, gdy nie potrafi wypracować własnych rozwiązań energetycznych.