Hasselbach pisze: „Niedawno Friedrich Merz, Emanuel Macron i Keir Starmer (premier Wielkiej Brytanii przyp. Aut.) udali się razem pociągiem do Kijowa, aby zapewnić Ukrainę o swoim niezmiennym wsparciu. Zdjęcia z podróży pokazują całą trójkę w zgodnej i nieformalnej atmosferze.  Polski premier Donald Tusk dojechał do nich wówczas innym pociągiem (...) Wspólna podróż Merza, Starmera i Macrona pociągiem do Kijowa bez Tuska i Meloni – była symbolem: formuła współpracy w zakresie polityki bezpieczeństwa to nie E5, nie E4 ale E3”.

Jeśli niemiecki dziennikarz rządowej agencji Deutsche Welle zdobywa się na taki lodowato szczery wobec Donalda Tuska ton – to można podejrzewać, że jest to ostentacja skonsultowania z odpowiednimi czynnikami rządu Niemiec.  Po pierwsze przypomina nam to, że państwa zachodu zgodziły się w 1994 roku na rozszerzenie Unii Europejskiej na Wschód, ale za prawdziwą unię uznają jedynie najważniejsze kraje unijne. A w epoce zagrożenia wojennego ze strony Rosji do kryteriów przynależności do tego super-euroklubu należy dodatkowo posiadanie skutecznej armii i silnego przemysłu zbrojeniowego. W tym sensie do układanki tej nie pasuje nie tylko Polska, ale i Włochy. Ale to pominięcie nas przez Berlin, Paryż i Londyn jest tym boleśniejsze, że długo byliśmy przekonani, że nasz status największej armii wśród nowo przyjętych państw NATO i najwyraźniej przeceniany przez nas potencjał polskiego przemysłu zbrojeniowego stawiają nas w roli kogoś, kogo – jak się nam wydawało – nie da się ominąć w budowaniu nowej architektury bezpieczeństwa naszego kontynentu. Po drugie, wypowiedź Christopha  Hasselbacha pokazuje, że Donald Tusk przegrał swoje szanse na bycie traktowanym jako podmiotowy partner naszej części Europy. Oczywiście zupełnie co innego mówili publicyści sprzyjający Platformie, gdy niegdysiejszy „król Europy” wracał z Brukseli do Polski w lipcu 2021 roku. Dziś widzimy, że Tusk nie dostał żadnej zapłaty za swoją serwilistyczną politykę wobec Unii.  Być może jeszcze traktowano by go jakoś podmiotowo gdyby udało mu się wdeptać PiS w ziemię.

Ale jego porażka w próbie anihilacji partii Jarosława Kaczyńskiego, po której nastąpiła wygrana prezydencka Karola Nawrockiego ostatecznie ośmieszyła polityka z Gdańska.  Jak się okazuje, na zaakceptowanie podmiotowości Polski trzej główni gracze Zachodu nie mieli ochoty ani w okresie suwerennościowej polityki PiS, ani po powrocie Polski na kurs pełnego posłuszeństwa wobec Brukseli po wygranej Platformy.  Można tylko zastanawiać się, na ile ta słaba pozycja Polski wynikła z trwającej od 20 lat konfrontacji na linii PiS – PO. Ale wszystko to razem nie najlepiej wygląda na tle braku stabilizacji w naszej części Europy. Na myśl przychodzi gorzka konstatacja Jacka Bartosiaka, że w czworokącie państw Niemcy – Ukraina – Rosja – Polska  jesteśmy najsłabszym graczem.  Rządy Tuska okazały się kiepskie nie tylko na polu krajowym.