– Rząd próbuje cichaczem przeprowadzić to, żeby praktycznie nie było realnych podwyżek w budżetówce w kolejnym roku – powiedział Zandberg, wskazując, że takie działania będą miały poważne konsekwencje dla funkcjonowania państwa. Według niego, brak wzrostu płac w służbie publicznej oznacza tylko jedno: masowy odpływ wykwalifikowanych pracowników.

Zandberg odniósł się również do medialnych doniesień o rekonstrukcji Rady Ministrów. Jego zdaniem te zmiany personalne są jedynie zasłoną dymną i nie wpływają na życie obywateli. – To może mieć znaczenie dla Donalda Tuska, który przegrał wybory z Trzaskowskim, ale nie dla ludzi czekających w kolejce do urologa – stwierdził.

W jego ocenie najistotniejsze są decyzje podejmowane z dala od kamer, a informacja o planowanym zamrożeniu wynagrodzeń została lakonicznie podana na Radzie Dialogu Społecznego i nie odbiła się odpowiednim echem w przestrzeni publicznej.

Zandberg przewiduje, że konsekwencje budżetowych oszczędności dotkną wielu kluczowych sektorów – od edukacji, przez administrację, po wymiar sprawiedliwości. – Ludzie z kompetencjami, którzy potrafią np. ścigać przestępstwa podatkowe, będą po prostu odchodzić z pracy, bo państwo im nie płaci godnie – przestrzegł.

Przywołał także poruszającą historię członkini związkowej Urszuli Łobodzińskiej o kobiecie pracującej w sądzie, która chciała dorabiać po godzinach w dyskoncie, by utrzymać rodzinę. – Usłyszała, że to godzi w godność zawodu, ale już to, że państwo nie płaci jej tyle, by mogła dzieciom kupić buty na zimę, godności nie obraża? – pytał retorycznie.

Kolejnym dowodem na to, jak polityka rządu odbija się na codziennym życiu Polaków, Zandberg upatruje w alarmujących wynikach egzaminów ósmoklasistów. – Rozjeżdżamy się na dwa społeczeństwa – stwierdził. Zdaniem polityka, niedoinwestowanie edukacji skutkuje tym, że w bogatych dzielnicach uczniowie osiągają przyzwoite wyniki, podczas gdy w mniej zasobnych regionach są one dramatycznie niższe.

Zandberg wprost oskarżył rząd o bierność wobec rosnących nierówności społecznych. – Państwo powinno być silne i aktywne, ale obecna ekipa nie robi nic, by przeciwdziałać temu rozwarstwieniu – ocenił.

Lider partii Razem nie pozostawia złudzeń: jeśli rząd nie wycofa się z planów zamrożenia wynagrodzeń w budżetówce, czeka nas fala odejść i protestów. – To się skończy kolejnymi setkami wakatów w szkołach, urzędach, służbach. Państwo będzie działać jeszcze gorzej niż dotąd – podsumował. Jednocześnie dał do zrozumienia, że wciąż jest czas na refleksję i zmianę kursu.