Niewielu, nawet konserwatywnych katolików, przyzna rację twierdzeniu, iż takie miejsca jak plaże i kąpieliska, w których można zobaczyć wiele wymieszanych ze sobą mężczyzn i niewiast w strojach bardzo mocno niekompletnych (czyli zwykle: płeć brzydka w samych majtkach, a kobiety w tzw. bikini), są miejscami na płaszczyźnie moralnej mocno podejrzanymi i niebezpiecznymi. Zwykle krytyczne uwagi na ów temat zbywa się ogólnikowymi oskarżeniami o „purytanizm”, „kryptoislamizm”, a także przypisuje się autorom takich uwag przeczulenie na punkcie seksu, a nawet sugeruje się im bycie „zboczonymi” i tym podobne rzeczy. Linią obrony mieszanych plaż, kąpielisk oraz strojów typu bikini jest zaś zwykle twierdzenie, iż nawet jeśli kiedyś coś podobnego mogło wzbudzać rzeczywiste i uzasadnione zgorszenie, to obecnie „normalnych ludzi” tego typu widoki nie pobudzają do grzechu i co najwyżej mogą do nieprawości wieść one osoby o mocno już zwichrowanej i zaburzonej seksualności. Ponadto, twierdzi się, że odsłanianie się do samych majtek (w przypadku mężczyzn) albo majtek i stanika (w przypadku kobiet) jest uzasadnione charakterem takowych miejsc i czymś sztucznym byłoby zakładanie tam bardziej „rozbudowanych” strojów. Mówi się wreszcie, że w czasie ciepłej pogody nie ma wielkiej różnicy pomiędzy sposobem odziewania się (zwłaszcza niewiast) na ulicy, a tym jak chodzą one ubrane na plaże i kąpieliska.

Co można i należy odpowiedzieć na te argumenty (vel „argumenty”)?

Purytanizm, islam czy katolicyzm?

Przede wszystkim zauważmy, że miejsca i zwyczaje podobne do dzisiejszych plaż i bikini były krytykowane przez autorytety kościelne na kilkanaście wieków przed zrodzeniem się czegoś, co nazwane zostało później purytanizmem oraz na kilka stuleci przed narodzeniem Mahometa (twórcy religii muzułmańskiej).

Żyjący wszak w III wieku po Chrystusie, jeden z Ojców Kościoła, św. Cyprian z Kartaginy tak nauczał o jednej z popularnych w jego czasach rozrywek:

„Cóż zaś te, które do wspólnej łaźni przychodzą i które oczom, ku chuci zmysłowej ciekawym, ciała skromności i wstydliwości poświęcone na widok wystawiają? Gdy nagie przez mężczyzn są widziane i nagich mężczyzn sprośnie oglądają, czyż same nie dają przynęty występkom? Czyż nie zapraszają i nie podniecają ku swemu zepsuciu i krzywdzie pożądliwości obecnych? Może odpowiesz: Niech patrzy, z jakim umysłem kto przychodzi, mnie zależy tylko na odświeżeniu ciała i obmyciu. Nie oczyszcza cię ta obrona ani nie usprawiedliwia zbrodni wyuzdania i rozpusty. Brudzi to obmycie, nie obmywa, ani nie oczyszcza członków, lecz plami. Nie patrzysz nieskromnie, lecz jesteś nieskromnie oglądana; oczu swoich nie kalasz sprośnym upodobaniem, lecz gdy zabawiasz innych, sama się kalasz. Widowisko z kąpieli czynisz, miejsca te, dokąd przychodzisz, ohydniejsze są od teatru. Tam się zdejmuje wszelką wstydliwość, razem z ubiorem składa się godność i wstyd ciała, odsłania się dziewictwo, by je oglądano i opisywano. Już teraz rozważ, czy, gdy jest ubrana, może uchodzić między mężczyznami za wstydliwą taka, która posunęła się do niewstydliwości odwagą nagości (…) Obmyć dokonujcie z niewiastami, których obmywanie wstydliwość waszą uszanuje” („O stroju dziewic”, 19; 21) [1].

Z kolei na początku IV wieku po Chrystusie kościelny synod w Laodycei w uchwalonym przez siebie kanonie 30 stwierdzał co następuje:

„Duchowni konsekrowani, niżsi duchowni, asceci oraz w ogóle chrześcijanie świeccy nie powinni kąpać się w łaźni razem z kobietami, gdyż jest to główny zarzut, jaki stawiamy poganom„.

Wreszcie, w powstałych w drugiej połowie IV stulecia tzw. Konstytucjach apostolskich (będących ważnym zapisem wiary, dyscypliny i liturgii starożytnego Kościoła) czytamy następujące przestrogi:

„Gdy się przechadzasz po rynku i chcesz się wykąpać, korzystaj z łaźni przeznaczonej dla mężczyzn; nie pokazuj kobietom swego ciała w nieprzystojnej nagości, ani nie przyglądaj się widokowi nie przeznaczonemu dla mężczyzn, abyś sam nie wpadł w pułapkę żądzy albo nie uwiódł innej osoby” (tamże: I: 6, 13).

„Unikaj też kąpieli w łaźni z mężczyznami; jest to niestosowne, a wiele jest pułapek złego. Chrześcijanka niech się nie kąpie we wspólnej łaźni; jeśli wstydliwie zasłania swą twarz przed spojrzeniami obcych mężczyzn, to jakże może pójść naga do łaźni z mężczyznami? Jeśli jest łaźnia dla kobiet, niechaj tam się kąpie ze wstydem, przyzwoitością i umiarem” (tamże: I: 9, 1).

 

Przypomnijmy tylko, że owymi rozrywkami przed którymi przestrzegali starożytni Ojcowie Kościoła były łaźnie, gdzie mężczyźni i niewiasty przebywali albo w stanie częściowej nagości (przykrywając ręcznikiem najbardziej intymne rejony swych ciał) albo też będąc całkowicie nagimi. Ktoś może powie w tym miejscu, iż nie należy w takim razie owych miejsc porównywać ze współczesnymi plażami, gdzie mimo wszystko ludzie nie są tam jeszcze w 100 procentach nadzy. Pochylimy się jeszcze poniżej dłużej nad tym argumentem, jednak od razu możemy odpowiedzieć, że ów jest mocno chybiony po pierwsze z tego względu, że nie zawsze w starożytnych łaźniach panowała całkowita nagość, a ręczniki używane tam do okrycia mogły zakrywać więcej niż dzisiejsze kostiumy plażowe. Po drugie, całkowita nagość niewiele różni się od przykrycia się samymi majtkami (w przypadku mężczyzn) albo majtkami i stanikiem (w przypadku kobiet) – ale o tym więcej poniżej. Po trzecie: Ojcowie Kościoła popierali bardzo wysokie standardy skromności i wstydliwości w ubiorze (np. długie, sięgające do ziemi suknie dla niewiast) więc jest całkiem prawdopodobne, iż pisząc o „nagości” panującej w rzymskich i greckich łaźniach oprócz całkowitego negliżu mieli oni również na myśli pół-nagość polegającą na przykryciu się tylko ręcznikiem.

 

Problem pół-negliżu w miejscach wspólnego przebywania kobiet i mężczyzn powrócił po I wojnie światowej, gdy na mieszanych płciowo plażach mężczyźni zaczęli pokazywać się w samych spodenkach, a niewiasty okrywały się co prawda w jednoczęściowy, ale już dość krótki i obcisły strój kąpielowy (przypominający dzisiejsze mini-spódniczki). Wtedy to odezwały się liczne głosy katolickich biskupów i teologów oponujące przeciw temu zwyczajowi. Przykładowo, w 1925 roku, konferencja Episkopatu Niemiec i Austrii wydała deklarację o następującej treści:

„Nigdy nie powinno się zezwalać na wspólne kąpiele obojga płci. Jeżeli szkoły urządzają kąpiele obowiązkowe, to dozór ma mieć osoba tej samej płci. Popisowe pływania dziewcząt i kobiet nie powinny się odbywać. Na kąpieliskach z plażą (rzeka, jezioro) trzeba nalegać na całkowite rozdzielenie płci, oddzielne przebieralnie, do których zorganizowania należy skłonić miejscowe władze, oraz przyzwoite ubiory kąpielowe i stały nadzór. Tego samego należy domagać się odnośnie licznie pojawiających się plenerowych obiektów kąpieli słonecznej, o to zarówno dla dorosłych jak dzieci” [2].

Co prawda, w 1946 roku, światło dzienne ujrzał strój „bikini” jednak jeszcze przez kilkanaście lat ów kostium nie był używany na plażach krajów chrześcijańskich, gdyż ze względu na swą szokującą nieprzyzwoitość był w niejednym z tych krajów prawnie zakazany, a ponadto dla całych rzesz społecznych mimo sukcesywnie obniżających się norm przyzwoitości w ubiorze wciąż był nie do strawienia i to nawet w takich miejscach jak plaże i baseny.

Jednym z państw, gdzie na plażach nie można było pokazywać się w bikini była rządzona przez gen. Franco Hiszpania. Mimo to jednak, prymas tego kraju, kardynał Enrique Pla y Deniel w 1959 roku oświadczył:

„specjalne zagrożenie dla moralności jest reprezentowane przez wspólne kąpanie się na plażach … Wspólne kąpanie się kobiet i mężczyzn, jest prawie zawsze bliską sposobnością do grzechu i zgorszenia„[3].

Takie stanowisko odnośnie tego typu miejsc było w ówczesnym czasie w teologii katolickiej raczej dominujące. Tytułem przykładu pozwolę sobie zacytować jeszcze ks. Władysława Wichera, który pisał:

„(…) ze stanowiska etyki katolickiej i prostej przyzwoitości należy, by kąpiele były osobno dla mężczyzn a osobno dla dziewcząt i to w odpowiednim stroju kąpielowym„[4].

 

Jak więc widać, sprzeciw wobec wspólnego przebywania oraz kąpania się niewiast i mężczyzn w negliżu oraz pół-negliżu (i to jeszcze nie w bikini) nie był muzułmańskim, kalwińskim czy purytańskim wymysłem, lecz stanowił tradycyjne dla „przedsoborowej” (czyli tej kształtowanej przed Soborem Watykańskim II) moralistyki katolickiej.

 

Czy te przestrogi są już „nieaktualne”?

W odpowiedzi na powyższe przypomnienia tradycyjnego nauczania na temat wspólnych plaż i kąpielisk najczęstszym argumentem mającym obalić zasadność stosowania zawartych tam zasad do współczesnych tego typu miejsc jest twierdzenie, jakoby „dziś już nikogo albo prawie nikogo widoki tam obecne nie podniecały, nie gorszyły ani nie kusiły do grzechu„.

Cóż, trudno powiedzieć jak wielu mężczyzn i jak często odczuwa na plaży erekcję (choć i o takich przypadkach słyszałem). Jednak, byłoby dość prymitywnym zabiegiem zrównywanie bycia kuszonym do grzechów przeciw czystości i wstydliwości z każdorazowym odczuwaniem biologicznego podniecania seksualnego. W rzeczywistości bowiem można być do takich nieprawości kuszonym bez odczuwania takowego podniecenia. W końcu, nie bez powodu, sam Duch Święty za pośrednictwem jednego ze starożytnych hebrajskich pisarzy ostrzegał nie tylko przed jawnie pożądliwymi myślami, ale także przed beztroskim przyglądaniem się pięknym niewiastom. W biblijnej księdze o nazwie „Mądrość Syracha” czytamy wszak następujące Boże pouczenia:

„Nie wpatruj się w dziewicę, abyś przypadkiem nie poniósł kar z jej powodu (…) Odwróć oko od pięknej kobiety, a nie przyglądaj się obcej piękności: przez piękność kobiety wielu zeszło na złe drogi, przez nią bowiem miłość namiętna rozpala się jak ogień” (Mądrość Syracha 9: 5, 8).
Doktor Kościoła, patron moralistów i spowiedników, św. Alfons Maria Liguori w taki oto sposób komentował i interpretował cytowane wyżej nauczanie Pisma świętego:

„Czy jest grzechem poglądać na kobiety? Tak, przyjacielu, gdy niewiasty są młode, poglądać na nie jest przynajmniej grzechem powszednim; a gdy spojrzenia się powtarzają, wtedy jest nawet niebezpieczeństwem grzechu śmiertelnego” [5].

Zwróćmy też uwagę na to, iż w czasach i miejscu, gdy i gdzie z Bożego natchnienia przekazano powyższe napomnienie, niewiasty ubierały się znacznie skromniej niż współcześnie (czyli np. w długie suknie, zasłony na głowie). Co więc można powiedzieć o przyglądaniu się kobietom, które nie tyle mają długie suknie, ale są odziane w same majtki i staniki?

Ktoś może jednak powie, iż będąc na plaży nie tylko, że nie podnieca się, nie snuje pożądliwych myśli, ale nawet nie przygląda się obecnym tam atrakcyjnym kobietom w bikini. Czy jednak można – zgodnie ze zdrowym rozsądkiem – przypuszczać, iż widok wielu, młodych, ładnych i atrakcyjnych niewiast odzianych tylko w strój bikini ( a takich na plaży jest przecież dużo) nie zachęca „przeciętnych facetów” do – potocznie mówiąc – „zawieszenia oka to tu, to tam„? Czy fakt, iż mężczyźni są „wzrokowcami” (a więc osobami, które zwracają dużą uwagę na fizyczną atrakcyjność płci przeciwnej) ulega nagłemu zawieszeniu w miejscu, w którym można zobaczyć dziesiątki niemal rozebranych do naga ładnych kobiet? Mężczyzna, który tak twierdzi – albo nie był nigdy na mieszanej plaży, albo też oszukuje siebie i innych. Oczywistym jest, iż „przeciętny facet” mając przed oczyma tabuny młodych niewiast w bikini, nie tylko, że na nie spojrzy, ale w 99 przypadkach na 100, dłużej zatrzyma swój wzrok na ich kobiecych walorach. Owszem nawet tego rodzaju „dłuższe spojrzenie” na „mniej skromne” części ciała płci przeciwnej (w ten sposób tradycyjnie nazywano np. piersi, uda, pośladki, brzuch czy plecy) samo w sobie nie jest jeszcze moralnym złem (w przeciwnym razie niejeden lekarz byłby w duchowych tarapatach). Trudno jednak zaprzeczyć temu, iż od tego typu „dłuższych spojrzeń” do grzechu pożądania niewiasty w myślach swoich (czyli np. rozbierania kobiety „oczami” lub fantazjowania o różnych seksualnych czynach) już długa droga nie jest. I nie wynika to bynajmniej z jakichś zboczonych skłonności owych mężczyzn. Części ciała, które odsłania strój bikini, należą do budzących zdecydowanie bardziej seksualne konotacje, aniżeli np. dłoń czy twarz. Każdy przecież o tym wie, albo przynajmniej to wyczuwa. Dlatego czymś innym jest całować niewiastę w dłoń, a czym innym np. w brzuch czy w okolicach piersi. Podobnie, znacznie trudniej jest o seksualne konotacje stroju odsłaniającego twarz, ręce czy stopy, niż w wypadku bikini. I nie jest to kwestia panującej w danym kraju kultury czy warunków klimatycznych. Taka jest po prostu natura ludzkiej seksualności. Mody mogą się zmieniać, ubiory mogą być różne, ale odsłanianie i/lub eksponowanie pewnych części ciała zazwyczaj sprzyja wzbudzaniu seksualnej pożądliwości.

Zresztą, nawet, gdyby przyjąć tezę, iż dla dużej części mężczyzn przyglądanie się kobietom w bikini nie jest silną pokusą (gdyż np. przebywają tam z żonami i dziećmi i ich uwagę absorbuje np. to, by dziecko nie utonęło w wodzie, etc.) to przecież na plażach wciąż przebywa wielu przedstawicieli płci brzydkiej, których okoliczności życiowe bynajmniej nie ograniczają siły występowania wyżej wzmiankowanego niebezpieczeństwa. Wszak plaże i baseny licznie odwiedzane są też przez nastoletnich chłopców w okresie tzw. burzy hormonów. Nierzadko też są tam może nieco starsi niż nastolatkowie, ale wciąż bardzo młodzi i nieżonaci mężczyźni, których swobody i chęci patrzenia na kobiety w bikini bynajmniej nie będzie krępować obecność żony i gromadki dzieci.

Wreszcie, nawet przyjmując błędną tezę o tym, jakoby widok kobiet w bikini na plaży był pociągający jedynie dla jakichś seksualnych „nadwrażliwców” to i tak świadomość istnienia takowych byłaby silnym argumentem na rzecz unikania takich strojów. Jedną z zasad tradycyjnej moralności katolickiej jest bowiem to, iż należy powstrzymać się nawet od tych dobrych lub obojętnych moralnie działań, które mogłyby doprowadzić do upadku naszych słabszych braci i sióstr. Tę regułę widzimy choćby na przykładzie postępowania i nauczania św. Pawła Apostoła, który w odniesieniu do chrześcijan gorszących się jedzeniem mięsa stwierdził:

„W ten sposób grzesząc przeciwko braciom i rażąc ich słabe sumienia, grzeszycie przeciwko (samemu) Chrystusowi. Jeżeli więc pokarm gorszy brata mego, przenigdy nie będę jadł mięsa, by nie gorszyć brata” (1 Koryntian 8: 13).

Skoro, św. Paweł Apostoł był gotów zrezygnować z robienia czegoś tak mało kontrowersyjnego jak jedzenie mięsa, byle by tylko nie urażać swych „słabszych braci” to co sądzić o postawie tych kobiet, które rozbierają się prawie do naga mówiąc: „Jeśli ktoś ma jakieś śliskie myśli z tego powodu, to jest to tylko i wyłącznie jego problem, ja chcę się po prostu odprężyć i wypocząć„?

 

Bikini – stworzone po to by uwodzić

Powyżej zasugerowałem już, iż strój bikini w samej swej naturze, jest strojem mocno uwodzicielskim, prowokującym i zachęcającym mężczyzn do delektowania się pięknem niewieściego ciała. Wiedzą o tym dobrze potentaci erotycznego biznesu, którzy swą – zazwyczaj męską klientelę – do grzechów nieczystości kuszą widokami kobiet odzianych w bikini czy inne rodzaje bielizny, nie zaś w burki, długie luźne suknie czy zakonne habity. Świadczy też o tym sposób jego reklamowania i promowania. Dlaczego wszak jedną z typowych reklam bikini jest hasło w rodzaju „W tym stroju będziesz seksowniej wyglądać na plaży„? Z jakich powodów kostiumy bikini są projektowane w taki sposób, by czyniły zakrywane jeszcze części ciała bardziej atrakcyjnymi niż są w rzeczywistości? Albo czemu kobiety odchudzają się przez cały rok, między innymi, z myślą, by latem móc pewniej i śmielej założyć na plaży ów strój kąpielowy? Przecież, gdyby rzeczywiście, celem bikini nie było pokazywanie atrakcyjności odsłoniętego niewieściego ciała, to jakie znaczenie miałby fakt przywdziania owego kostiumu na otyłą, niezbyt ładną sylwetkę?

Czy mieszane plaże są lepsze od nudyzmu?

Fakt, iż na „zwyczajnych” mieszanych plażach ludzie jeszcze zasłaniają niewielkie części swego ciała, wydaje się być dla wielu argumentem na rzecz tezy o ich zdecydowanej moralnej wyższości nad tzw. plażami dla nudystów (gdzie przebywa się całkowicie nago). Na czym jednak ma polegać rzekoma skromność „tradycyjnych” plaż? Na tym, iż odsłania się tam 90 procent swego ciała, a na plażach dla golasów, obnażone jest o 10 procent więcej? Czy publiczne pokazywanie się w skąpej bieliźnie (bikini to tak naprawdę rodzaj skąpej bielizny) jest przejawem skromności, czy też może marną z niej kpiną?

Plaże jak Playboy

Czy jednak pójście na plażę motywowane nie chęcią oglądania atrakcyjnych ciał, ale celem opalania się, zażycia kąpieli i spędzenia mile czasu z rodziną rzeczywiście nie wydaje się być uwolnione od wszelkich moralnych podejrzeń?

Nie kwestionuję, iż część mężczyzn rzeczywiście idzie do tych miejsc w dobrych, a nie złych intencjach. Mówi się jednak, iż „dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane” i niestety nierzadko sentencja ta jest bliska prawdy. Co z tego np., iż jadąc 100 km na godzinę, nie mamy zamiaru spowodować wypadku, jeśli i tak potrącimy pieszego lub uderzymy w przydrożne drzewo? Dobre intencje często nie wystarczają, by uzasadnić godziwość jakiegoś zachowania. Trzeba bowiem brać pod uwagę charakter danej sytuacji, miejsca i tym podobne czynniki. Gdyby zaś przyjąć zarysowany powyżej sposób obrony plaż za słuszny, to na podobnej zasadzie, moglibyśmy bronić np. oglądania pisma „Playboy” lub „CKM”. W owych magazynach obok zdjęć erotycznych znajduje się wszak również sporo materiałów poświęcone innym sprawom (np. motoryzacji). Czyżby więc należało powiedzieć mężczyznom: „Możecie spokojnie sięgać po Playboya i CKM, o ile będziecie tam szukać wiadomości i porad z dziedziny motoryzacji, nie zaś erotycznego podniecenia„? W autorze takiego dictum momentalnie dostrzeżono by dowcipnisia, który kpi sobie i żartuje w tzw. żywe oczy. Zdrowy rozsądek mówi nam, że mnogość erotyki zawartej w „Playboyu” i „CKM” praktycznie czyni niemożliwym bezpieczne korzystanie z materiałów nieerotycznych zawartych w tym piśmie.

Coś podobnego trzeba powiedzieć o chodzeniu na plażę. Owszem, można tam iść bez złych intencji. Kąpiel, słońce, lepienie babek w piasku nie są niczym złym. Obfitość niemal kompletnej nagości w tych miejscach, sprawia jednak, że niezwykle trudno jest korzystać ze wszystkich tych dobrych rzeczy bez ciągłej pokusy patrzenia na niemal całkowitą nagość tam obecną. Ideał bezpiecznego moralnie korzystania z mieszanych plaż przypomina niczym siostra pomysł dobrego używania „Playboya” i „CKM”. Nawet jeśli się coś takiego czasami zdarza, to jest to bardzo rzadkie.

za: brawario.pl