Niechęć do księży wewnątrz samego Kościoła to oczywiście nie jest nic nowego. Na przykład zakonnik Marcin Luter ponad 500 lat temu uznał, że nie istnieje sakrament kapłaństwa i w związku z tym księża to aberracja. Zamienił ich na pastorów. Od tego czasu nie brakuje ludzi, którzy na różne sposoby powtarzają tę samą tezę. W Niemczech działa dziś na przykład znany profesor biblistyki Martin Ebner, który ogłosił książkę – wydaną także w Polsce – pt. „Czy Kościół potrzebuje księży?” Odpowiada w niej na to pytanie jasno i krótko: nie, nie potrzebuje, księża to historyczna patologia. Co ciekawe, sam autor jest księdzem.

Intelektualiści głoszą różne rzeczy, gorzej, kiedy ktoś wdraża to w życie. W latach 60. i 70. księża w wielu krajach zachodnich masowo porzucali stan kapłański. We Francji rzucali się w objęcia komunizmu i zamiast duszpasterstwem woleli zająć się rewolucyjną robotą. W Holandii negowali sens celibatu i brali sobie partnerki czy żony. W sumie kapłaństwo porzuciły dziesiątki tysięcy – to nie przesada – księży. Od tego czasu sytuacja się unormowała, ale do przyjęcia święceń mało kto się garnie. Tym więcej, że kapłaństwo jest regularnie dezawuowane przez różnej maści propagandystów. Polska jaczejka neosowieckiej rewolucji dokonała fałszywej zresztą zbitki pojęciowej „ksiądz-pedofil”, a to ma swoje konsekwencje dla wizerunku tego powołania. W innych krajach nie jest lepiej.

Stąd mnożą się „innowacyjne” pomysły na to, co zrobić z Kościołem, w którym księży nie ma. Pomysły typu Martina Ebnera, według którego kapłaństwo jest po prostu niepotrzebne, wydają się zyskiwać na popularności. Podam dwa przykłady.

W maju 2024 roku w jednej z parafii włoskiej diecezji Modeny postanowiono, by regularnie oddawać stery liturgii w ręce świeckich. W niektóre dni powszednie nie sprawuje się już Mszy świętej, choć ksiądz jest na miejscu. Nie; kapłan ma grzecznie usiąść z boku, a zamiast Najświętszej Ofiary jest liturgia słowa, prowadzona przez świeckich. Jak argumentowała wówczas rada parafialna odpowiedzialna za tę zmianę, rzecz ma swoje ugruntowanie w procesie synodalnym.

Teraz podobna zmiana zachodzi w zachodnioniemieckiej diecezji Münster. Tam księży po prostu brakuje. Niemcy mogliby wprawdzie sprowadzić kapłanów na przykład z Afryki, ale nie są do tego zbyt chętni – przyjedzie taki nie wiadomo skąd i będzie jeszcze twierdził, że LGBT to grzech. Gdzie tam! Dlatego zamiast ściągać sobie na głowę „niewygodnych” duszpasterzy z importu, władze diecezji postanowiły, że liturgię poprowadzą świeccy. Dodam, że władze też są w części świeckie – biskupa w Münster obecnie nie ma, bo poprzedni przeszedł na emeryturę a papież nie wyznaczył jeszcze nowego. Decyzję o oddaniu liturgii w ręce świeckich ogłosiła w związku z tym pani referentka ds. liturgicznych. Jak poinformowała, w Münster ruszy specjalny program kształcenia, tak, by świeccy prowadzili różne nabożeństwa. Problem rozwiązany.

Gdyby komuś się wydawało, że to jakieś włoskie albo niemieckie wariactwa, bez pokrycia w rzeczywistości kościelnej, to spieszę wyjaśnić: niestety, tak nie jest. W październiku 2024 roku zakończył się rzymski Synod o Synodalności, a Franciszek włączył uchwalony tam „Dokument finalny” do Magisterium Kościoła. Nota bene, dokument uchwalony… głosami świeckich, bo zasiadali w synodalnym gremium decyzyjnym na równi z biskupami. W „Dokumencie” można przeczytać, że Msza święta jest podobna do „zgromadzenia synodalnego”, a „celebracje liturgiczne” należy uczynić „bardziej synodalnymi”, co by się miało zrealizować między innymi przez powierzanie świeckim, zwłaszcza kobietom, różnych nowych posług.

Tak właśnie dzieje się w Modenie, gdzie Najświętszą Ofiarę zastępuje synodalna liturgia słowa; tak dzieje się w Münster, gdzie księża, uznani za kłopot, ustępują miejsca świeckim.

Być może tak będzie działo się również w Polsce, bo bolesny brak kapłanów to również nasz problem, który objawi się z całą mocą już za kilka lat. Zapaleńców do wprowadzenia zmian tymczasem w Kościele w Polsce bynajmniej nie brakuje, a synodalno-rewolucyjne zmiany są już opracowane i leżą na stole. Nic, tylko sięgać.

W związku z tym warto modlić się o powołania – i pamiętać, że pomimo pomysłów Lutra, Ebnera czy modeńsko-münsterańskich synodalistów, księża są jednak Kościołowi potrzebni, ba – zupełnie niezbędni.