„Ludzie, którzy przekraczają tam granicę – to prawda, że nie mają dokumentów – błądzą, są ranni, wyziębieni, pozbawieni wody. Ten, kto udziela im pierwszej pomocy, może zostać uznany za przemytnika i być pociągnięty do odpowiedzialności” – czytamy w artykule autorstwa Viktorii Grossman.
Jej zdaniem dodatkowo mieszkańcy przygranicznych rejonów Polski zaczynają traktować państwo, jako „coś obcego”.
Grossman pisze także, że służby graniczne mówią o atakach ze strony agresywnych migrantów.
„Osoby udzielające pomocy humanitarnej, w tym Lekarze bez Granic, wskazują na zranienia u uchodźców świadczące o stosowaniu przemocy przez funkcjonariuszy – uderzenia, kopnięcia, pogryzienia przez psy. Zawracanie (pushbacki) osób, nawet rannych, jest na porządku dziennym” – czytamy.
Zdaniem Grossman „granica jest niebezpieczna dla obu stron”. W jej ocenie w gorszej sytuacji od polskich służb są „uchodźcy”, którzy w przeciwieństwie do służb strzegących granicy nie mają broni palnej, hełmów, telefonu komórkowego. Najczęściej mają tylko zniszczone buty.
„Zagrożenie zniknęłoby, gdyby Polska zdecydowała się na przestrzeganie prawa unijnego, które zakazuje pushbacków i zezwala na azyl. Potrzebny jest uporządkowany system przyjmowania i rejestracji migrantów. To zakończyłoby niebezpieczne „polowanie na ludzi” oraz ich reakcje obronne, a równocześnie byłoby wiadomo, kto wjeżdża do kraju. Mieszkańcy terenów leśnych nad granicą mogliby ponownie odzyskać zaufanie do funkcjonariuszy państwa” – konkluduje Grossman.