I Msza święta

Hi 19,1.23–27a
1 Kor 15,20–24a.25–28
Łk 23,44–46.50.52–53; 24,1–6a

 

Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli (1 Kor 15,20).

 

Po uroczystości Wszystkich Świętych przeżywamy dzisiaj dzień pamięci o wszystkich wiernych zmarłych. U nas, niestety, zapomina się o samej uroczystości, przeżywając ją jako „dzień zmarłych”, czyli od razu jako dzisiejsze wspomnienie. Ma to swoje głębokie konsekwencje. Dzień zmarłych przyćmiewa właściwą perspektywę. Śmierć kojarzy się z czymś smutnym, z przygnębieniem. Żal nam człowieka, który umiera. Mówimy często: „Mógłby jeszcze pożyć!”. 

Kiedy jednak odczytamy te dwa dni we właściwym porządku, to otrzymujemy zupełnie odmienną perspektywę. Uroczystość Wszystkich Świętych ukazuje wspaniałą wizję: prawdziwe życie. Nasze obecne życie jest jedynie jego zapowiedzią. Wczorajszy dzień był wielkim wyznaniem wiary w to, że prawdziwe życie nas dopiero czeka. Zresztą wyobraźmy sobie, że to, co przeżywamy, ma trwać w nieskończoność. Czy bylibyśmy szczęśliwi? Każdy z nas doznaje tutaj wielu udręk. Nawet ci, o których myślimy, że mają łatwe życie, przeżywają swoje trudności. Prawdziwe życie jest dopiero przed nami. Ta prawda jest niezmiernie pocieszająca, szczególnie w udręce. 

Dzisiejsze pierwsze czytanie z Księgi Hioba jest świadectwem wiary człowieka przygniecionego cierpieniem niezawinionym, niezrozumiałym dla niego. Hiob mimo swoich rozterek mówi: 

 

 

Lecz ja wiem: Wy­baw­ca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szcząt­ki skórą odzieje, i oczyma ciała będę widział Boga. To właśnie ja Go zobaczę (Hi 19,25–27).

 

Nadzieja życia w obliczu Boga jest dla niego jedyną ostoją. I tak jest naprawdę z nami. Dla nas także nadzieja na życie wieczne, jak je nazywamy, jest jedyną prawdziwą pociechą. 

Aby dobrze zrozumieć czytania mszalne, trzeba na nie spojrzeć w perspektywie tej nadziei. Dzisiaj szczególnie odnosimy ją do naszych zmarłych, ale przecież dotyczy ona ostatecznie i nas. I my kiedyś spoczniemy na cmentarzu i będziemy w takiej samej sytuacji jak oni dzisiaj. 

Otóż Pan Bóg otwiera przed nami konkretną perspektywę zmartwychwstania. Czym ono jest? Można powiedzieć wpierw, czym nie jest. Nie jest powrotem do życia takiego, jakie obecnie znamy. A czym jest? Jest pełnią życia, jakiej nie znamy, i dlatego nie możemy sobie jej wyobrazić. Psalmista mówi o przebywaniu w domu Boga, o kosztowaniu słodyczy Pana, ooglądaniu dobra Pana w krainie żyjących… (Ps 27,4.13) Święty Paweł natomiast mówi o życiu w Chrystusie, dokładniej o ożywieniu w Chrystusie (por. 1 Kor 15,22). To są wszystko tajemnicze określenia, których do końca nie rozumiemy, dlatego że nie mamy doświadczenia nowego życia. 

Święty Paweł przedstawia nam konkretną wizję tego życia: Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli (1 Kor 15,20). To jest podstawa naszej wiary. Nieco wcześniej św. Paweł powiedział, że jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, to daremna jest nasza wiara (por. 1 Kor 15,14). Ale Chrystus zmartwychwstał i dlatego nasza nadzieja jest realna. Wczoraj wyrażaliśmy ją radością z życia świętych, czyli tych wszystkich, którzy są już z Chrystusem i mają udział w Jego życiu zmartwychwstałym. Także ci, którzy należą do Niego tu, na świecie, wśród rozmaitych utrapień są Mu wierni, doczekają się Jego przyjścia. Trzeba powiedzieć, że Apostoł wyobrażał sobie bardzo rychłe przyjście Pana Jezusa. Gdyby się tak stało, to niestety nas nie objęłoby Jego zbawienie, bo przecież musiało upłynąć prawie dwa tysiące lat, zanim się narodziliśmy. 

Niemniej koniec wcześniej czy później nastąpi i Chrystus przyjdzie razem ze swoimi świętymi. Wtedy też nastąpi przekazanie wszystkiego Bogu Ojcu, który stanie się wszystkim we wszystkim. I to dopiero będzie ostateczny stan zbawienia, życie wieczne, które będzie udziałem w życiu samego Boga, czego tutaj na ziemi nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. 

Dla nas obecnie najważniejsza jest świadomość właściwej perspektywy i wynikającego z niej ukierunkowania życia. Ono ostatecznie zmierza do spotkania z Bogiem. I przygotowanie się do tego spotkania jest najważniejsze. Otóż Chrystus jest dla nas bramą do tego spotkania. Trzeba nawet powiedzieć więcej: On sam jest tym spotkaniem. Jako Człowiek w naszym imieniu stanął wobec Ojca i wprowadził nas do Jego domu. O to ostatecznie chodzi w naszym życiu. Taki jest jego cel i sens. 

Ewangelia, jedyny raz w roku liturgicznym (!), przedstawia jednocześnie scenę śmierci Jezusa na krzyżu i poranek zmartwychwstania. Zatem śmierć i zmartwychwstanie to jedna tajemnica. Ostatnie zdanie wypowiedziane przez aniołów jest bardzo wymowne: Dla­cze­go szukacie żyjącego wśród umar­łych? Nie ma Go tu­taj; zmartwychwstał (Łk 24,5n). Właśnie, dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? To pytanie jest aktualne dla nas dzisiaj. Idziemy na cmentarz. Ale czy tam wśród zmarłych znajdziemy naszych bliskich? Mam nadzieję, że nie. Jeżeli oni prawdziwie wierzyli w Chrystusa, to na pewno nie znajdziemy ich na cmentarzu. Ich groby są jedynie dla nas miejscem pamięci o nich. Oni sami żyją w Chrystusie. Żyją zupełnie inaczej. Są bardzo blisko nas, widzą nas, niejako się o nas ocierają, ale my ich nie możemy widzieć, bo sami jeszcze nie jesteśmy w pełni w Chrystusie, nie mamy pełnego udziału w Jego zmartwychwstaniu. 

Tutaj jednocześnie widać, że Eucharystia jest szczególnym miejscem spotkania. Ona jest przecież misterium Jego ofiary i obdarowania nas swoim życiem. Przez Komunię mamy udział w Jego życiu. I dlatego Komunia jest najprawdziwszym momentem spotkania z naszymi zmarłymi. Jeżeli oni jeszcze w pełni nie są w Chrystusie, to nasza Komunia w ich intencji jest największym darem, bo przybliża im samego Chrystusa. Kiedyś chrześcijanie składali na grobach postacie eucharystyczne, wierząc, że zmarli mogą się nimi sycić. My wiemy, że nasza Komunia z modlitwą w ich intencji najpełniej przybliża im Chrystusa w Eucharystii i dar życia w Nim. 

 

 

II Msza święta

Dn 12,1–3
Rz 6,3–9
J 11,32–45

Jezus modli się nad grobem Łazarza: 

 

 

Oj­cze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wys­łuchujesz (J 11,41n).

 

Potem wzywa Łazarza, aby wyszedł, i rzeczywiście Łazarz wyszedł z grobu ku zdumieniu i radości zgromadzonych. Ale później, podobnie jak inni, musiał umrzeć. Został wskrzeszony tylko na pewien czas. Kiedy dzisiaj wspominamy naszych zmarłych i modlimy się za nich, nie prosimy o ich chwilowe wskrzeszenie, ale o coś zupełnie innego: o pełnię życia, którego sami nie znamy. Dlaczego o to prosimy? Dlatego, bo obiecał je nam Pan Jezus. W poprzedzającej dzisiejszą scenę z Ewangelii rozmowie Jezusa z Martą powiedział wyraźnie: 

 

 

Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki (J 11,25n).

 

W Ewangelii św. Jana Pan Jezus szereg razy wraca do tej myśli: kto wierzy w Niego, ma życie wieczne, czyli ma udział w Jego życiu przez podobne zmartwychwstanie – jak o tym pisze św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu. Ta prawda mówiąca o naszym życiu na wieki jest czymś najważniejszym. Nie ma ważniejszej prawdy dla nas. Jeżeli tak jest, to nic nie jest w stanie nam zaszkodzić, jeśli jesteśmy z Chrystusem. Na nadziei zmartwychwstania opiera się cała nasza wiara. 

Wskrzeszenie Łazarza było znakiem, jednak nie życia zmartwychwstałego, lecz rzetelności obietnicy. Ojciec zawsze wysłuchuje Syna, a Syn zawsze dotrzymuje swojej obietnicy: jeżeli umar­liśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim rów­nież żyć będziemy (Rz 6,8). Chrystus jest Prawdą niezachwianą, na którejmożemy się oprzeć. Dzieje się dokładnie tak, jak powiedział. Do nas należy jedynie spełnienie warunku: „trwać w Nim”, „razem z Nim umrzeć”. Reszta należy do Niego. 

Eucharystia jest misterium tej prawdy: tutaj przez Komunię najmocniej wchodzimy we wzajemną więź z Nim, i dlatego już otrzymujemy zadatek Jego życia. Ale zgodnie z Jego obietnicą, nasi bliscy zmarli także mają udział w Jego życiu. My i oni w jednym życiu Chrystusa. Jeszcze po dwóch stronach, ale przecież udział w jednym życiu Chrystusa zmartwychwstałego. Ta prawda jest dla dzisiejszego wspomnienia zasadnicza: oto tutaj podczas Eucharystii, bardziej niż na cmentarzu, spotykamy się z naszymi zmarłymi braćmi i siostrami. Obyśmy pamiętali o tej prawdzie także przez cały rok. 

 

 

III Msza święta

Mdr 3,1–6.9
2 Kor 4,14–5,1
J 14,1–6

W ostatniej scenie filmu Pokuta Tangiza Abuładze pielgrzymująca starsza kobieta pyta bohaterkę filmu: „Czy ta droga prowadzi do cerkwi Trójcy Świętej?”. W odpowiedzi słyszy: „Tam już nie ma żadnej cerkwi”. Starsza kobieta odpowiada na to gorzką refleksją: „To po co komu taka droga?!”. 

Ta krótka scena znakomicie odsłania sens naszego życia. Ono przecież jest drogą. Nie mamy w nim niczego swojego. Wszystko, co „mamy”, jest jedynie w naszej dyspozycji na pewien czas, po którym będziemy musieli to wszystko oddać. „Nadzy przyszliśmy na ten świat i nadzy z niego odejdziemy”. Dokąd prowadzi ta droga? Dokąd idziemy? Jaka jest nasza droga?

Nikt z nas nie zna w pełni odpowiedzi na te pytania. Każdy jedynie nosi w sobie jakąś nadzieję lub niepokój. Właściwie we wszystkich religiach istnieje lepsze lub gorsze wyobrażenie przyszłości człowieka po śmierci. Każdy z nas lęka się jednak samej śmierci, która jest kresem dotychczasowego życia. W tym kontekście trzeba odczytać słowa Pana Jezusa: 

Niech się nie trwo­ży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wie­rz­cie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przy­go­to­wać wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miej­s­ce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę (J 14,1–4).

To stwierdzenie budzi zdziwienie i pytanie św. Tomasza: Panie, nie wiemy, do­kąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? (J 14,5). W odpowiedzi słyszy od Pana Jezusa: 

 

 

Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie (J 14,6).

 

Odpowiedź jest niewątpliwie paradoksalna. Jakżeż człowiek może być drogą?! On może drogę wskazywać, ale żeby sam był drogą? Ale tak właśnie mówi Pan Jezus. 

Pan Jezus nieraz mówił na różne sposoby o tym, że nikt nie wie, kim jest Bóg, że nikt Go nigdy nie widział poza Nim samym. A dzisiaj zapewnia nas, że zna również drogę do domu Ojca, gdzie jest dużo mieszkań. Warunkiem pójścia tą drogą jest zawierzenie Bogu i Jemu samemu. Nie jest to żadna droga do jakiegoś określonego miejsca czy do osiągnięcia jakichś cnót, wartości, zdolności… Tą drogą jest zawierzenie, więź osobowa. Autor Księgi Mądrości potrafił na stosunkowo niewiele lat przed Chrystusem zrozumieć, że: 

Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich mę­ka. (…) Bóg (…) doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak ca­łopalną ofiarę. Ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją praw­dę, wierni w miłości będą przy Nim trwali: łaska bo­wiem i mi­łosierdzie dla Jego wybranych (Mdr 3,1.6.9).

Drogą do życia jest miłość w konkretnych gestach naszego życia. Ona jednak nie z nas pochodzi, ale jest w nas darem i odpowiedzią na dar Jego miłości do nas, dar, który ostatecznie dopełnił się w życiu i śmierci Jezusa Chrystusa, Jego Syna. Aby wejść na drogę do Boga, trzeba zawierzyć tej miłości, która objawia miłość istniejącą w łonie samej Trójcy Świętej. Chrystus, przychodząc na świat, stając po naszej stronie, nie tylko objawił nam Boga w Jego miłości do nas, ale i wprowadził nas w wewnętrzną więź Jego miłości.

Eucharystia, do której przystępujemy, wprowadza nas w misterium Bożej miłości. Ona jest jednocześnie czasem naszego spotkania się z tymi, którzy przed nami odeszli do Pana. Dzisiaj ten wymiar Eucharystii jest szczególnie podkreślony. Niech nasze Amen otworzy nasze serca na przychodzącego Jezusa, a z Nim i naszych zmarłych współbraci.

Włodzimierz Zatorski OSB