Marta Brzezińska: Proszę Ojca, czy problem księży, którzy współżyją z kobietami i mają dzieci jest rzeczywiście tak powszechny, jak możemy dowiedzieć się z dzisiejszego „Newsweeka”?
O. Ksawery Knotz OFM Cap: Należałoby najpierw postawić pytanie, kto jest źródłem informacji, jakie podaje ten tygodnik. Czy przeprowadzono na przykład jakieś anonimowe ankiety wśród duchownych, w których zapytano ich o życie seksualne albo ilość posiadanych dzieci? Podejrzewam, że nie (a nawet gdyby ktoś pokusił się o zrobienie takiej sondy, to zapewne księża, którzy łamią celibat wcale by się do tego nie przyznali, bo to nie są sprawy, którymi można się pochwalić, które się upublicznia, tak jak trudno się spodziewać szczerości i otwartości u ludzi, którzy zdradzają się w małżeństwie). Tak naprawdę trudno powiedzieć, jaką skalę osiągnął ten problem. Trudno o jakiejś precyzyjne wyliczenia, bo się ich w Kościele po prostu nie robi, tego nie wiedzą sami księża. Oczywiście, czasem słyszymy o takich sytuacjach, kiedy ksiądz łamie celibat, ma dziecko i dalej pozostaje kapłanem, ale to są przypadki marginalne, na podstawie których nie wolno oceniać całego Kościoła.
Czy Kościół dobrze radzi sobie z takimi przypadkami? Czy nie powinno być na przykład jakiejś dyrektywy, że jeśli ksiądz złamie celibat i zostanie ojcem, to nie powinien automatycznie wystąpić z kapłaństwa i zająć się swoim dzieckiem?
Jasnym jest to, że jeśli wybiera się kapłaństwo, to wybiera się życie w celibacie. A jeśli się go nie zachowuje, to oczywiście lepiej i uczciwiej byłoby zrezygnować z kapłaństwa. Trzeba jednak pamiętać, że zdarzają się takie sytuacje – i one są najbardziej dramatyczne – kiedy nie ma szans na związek, na wspólne wychowanie dziecka. Analogiczna sytuacja: czy mąż zdradzając żonę i mający dziecko z kochanką musi opuścić żonę z racji poczęcia się dziecka? Czy młodzi ludzie, którzy się nie kochają, a współżyli mają wziąć ślub, aby ich dziecko miało ojca i matkę? Takich wymagań się nie stawia. Pojawia się wtedy pytanie, czy (i jak?) taki kapłan ma realizować swoje powołanie, a jednocześnie nie zapominać o dziecku. To są bardzo trudne pytania, na które odpowiedzi trzeba poszukiwać podchodząc do każdego przypadku indywidualnie. Każdy przypadek jest inny, bardzo ważne są jeszcze konteksty tych sytuacji, więc nie możemy uogólniać. Jednak taki kapłan, który złamał celibat i ma dziecko, w jakiś sposób osłabił moc kapłaństwa, moc ewangelizacyjną Kościoła. Świadectwem swojego życia osłabił też moc znaku sprzeciwu dla świata, jakim był. A mainstreamowe media chętnie wykorzystują takie sytuacje, bo przecież upada ktoś, kto miał świadczyć, że można żyć.
Chętnie wykorzystują takie przypadki, by po raz kolejny podnieść tezę, że celibat to coś złego.
Dokładnie, dowodzą, że celibat to chory wymysł, wbrew naturze i że ksiądz musi mieć albo kobietę albo mężczyznę gdzieś na boku, bo innej opcji nie może być. Świat, który coraz bardziej się polaryzuje, w swojej pozachrześcijańskiej części coraz mniej rozumie chrześcijaństwo. Tak, jak nie rozumie co to wierność, życie małżonków ze sobą do śmierci, nie rozumie ludzkiej seksualności, która nie jest tylko popędem, tak tym bardziej nie jest w stanie pojąć celibatu.
Dlatego po raz kolejny pojawia się postulat, by znieść celibat, skoro księża i tak go łamią. Czy jednak przez fakt, że ktoś łamie przepisy drogowe, mamy wyrzucić kodeks drogowy do kosza?
Spotykam się często z argumentami, że celibat to wymysł Kościoła, że tak nie było od początku, co jest nieprawdą, bo przecież były święte dziewice. Kościół miał od zawsze świadomość dziewictwa jako olbrzymiej wartości, szczególnego sposobu życia, który jest mu potrzebny. To, że ten sposób rozszerzył się na kapłaństwo, to jest pozytywny, naturalny proces intuicji wiary, że wspólnota Kościoła, która ma w sobie olbrzymią nadprzyrodzoność potrzebuje dla swojej trwałości przynajmniej kilku osób, które ze względu na Chrystusa wybierają stan bezżenny. Dziś coraz więcej osób poświęca swoje życie dla ewangelizacji, to nie tylko księża, ale członkowie różnych wspólnot, także świeccy. Myślę na przykład o Ogniskach Miłości Marty Robin albo Szkołach Ewangelizacji wyrosłych z odnowy charyzmatycznej. Nie myślmy o celibacie tylko i wyłącznie jak o jakieś formule prawnej, ale formie charyzmatu w Kościele, czyli łaski danej dla dobra wspólnoty Kościoła. Wtedy zobaczymy, że nie tylko duchowni, ale coraz więcej osób świeckich wybiera takie życie. Ten charyzmat zawsze będzie w Kościele, bo jest niezbędny do jego funkcjonowania.
Rozmawiała Marta Brzezińska