I jak nietrudno się domyśleć, owo wiekopomne wyznanie nastąpiło w radiu Tok FM. To tu ksiądz Lemański zaczął wyżalać się nad gigantyczną zbrodnią arcybiskupa, by w końcu wyrzucić z siebie, że arcybiskup rozmawiał z nim o sensie dialogu z Żydami. - Zaczął wracać do swoich spotkań ze wspólnotą żydowską, do sugestii, że to nie jest środowisko, z którym warto mieć kontakty, że to środowisko mało wiarygodne - tak to nazwijmy. W pewnym momencie arcybiskup dość emocjonalnie zapytał, czy jestem obrzezany. Mnie zatkało. Zareagowałem wtedy inaczej niż teraz. Po prostu spytałem "ale o co ksiądz arcybiskup pyta? Jak można?". A z tamtej strony było spokojne, wyważone, ja to nazywam - z premedytacją - ponownie zadane to samo pytanie: "Niech ksiądz powie, nie ma w tym nic nienormalnego. Niech ksiądz powie, czy ksiądz jest obrzezany, czy ksiądz należy do tego narodu" – mówił ks. Lemański.

- Księża potrafią być wulgarni. Księża potrafią w rozmowach w cztery oczy zranić. Zdarzało się, że duchowni nawiązywali do tego, że bratam się z Żydami. Ale nigdy nie zdarzyło się, aby któryś z księży zadał mi takie pytanie. A mój biskup był ostatnią osobą, od której oczekiwałbym tego typu insynuacji, tego typu ciosu. Jak zaczepi mnie pijaczek pod sklepem, przyjmuję to normalnie. Jak adwersarz pyta mnie o coś "na łamach", traktuję to bezosobowo. Ale jak człowiek, którego nazywałem ojcem w mojej diecezji, zwraca się do mnie takimi słowami... - użalał się ks. Lemański.

Pytanie może rzeczywiście nie było specjalnie stosowne, ale nie widać powodów, by choćby porównywać je z molestowaniem seksualnym czy innymi zbrodniami. A już na pewno słowa te nie są powodem, by uczestniczyć w nagonce na arcybiskupa i niszczeniu własnej diecezji.

TPT