Zwolennicy planu podkreślają, że naruszenia europejskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony zdarzały się już nad Polską, Rumunią, Danią, Norwegią i Niemcami. Według koncepcji „mur” można by uruchamiać etapami – najpierw na najbardziej narażonych odcinkach – a wstępne szacunki dla Polski i Bałtyków mówią o wydatku rzędu miliarda euro i starcie podstawowych zdolności w ciągu roku. Zwolennicy zastrzegają, że nie chodzi o betonową linię fortyfikacji, lecz o gęstą, zintegrowaną „siatkę” wykrywania i neutralizacji.
Przeciwnicy przypominają, że do osłony jest ok. 3000 km granicy lądowej, a „mur dronów” nie odpowiada na cyberataki, nie wzmacnia obrony powietrznej w warstwie „twardej” ani nie rozwiąże problemu produkcji amunicji. Głosy krytyczne płyną m.in. z Paryża i Berlina – argumentują, że przy takiej skali koszty i logistyka utrzymania systemu mogą przewyższyć realne zyski operacyjne. Pada też porównanie do „nowej linii Maginota”: imponującej na papierze, lecz możliwej do obejścia w praktyce.
Komisja chciałaby sfinansować przedsięwzięcie z budżetu UE, co wymaga zgody wszystkich stolic. Kraje południa – jak Włochy i Grecja – sygnalizują sprzeciw wobec kolejnego dużego transferu środków na Wschód. Z kolei państwa frontowe przypominają zasadę solidarności: po latach wsparcia dla stabilizacji strefy śródziemnomorskiej teraz bezpieczeństwo granicy z Rosją powinno stać się priorytetem wspólnoty.
Liderzy uzgodnili jedynie kontynuację prac nad projektem: analizy kosztów, wariantów technologicznych i możliwego podziału na etapy. „Mur dronów” najpewniej stanie się jednym z elementów szerszej układanki – obok obrony powietrznej, produkcji amunicji i reform dowodzenia – ale samodzielnie nie zapewni szczelnej osłony. Kopenhaga pokazała, że spór o cenę i sens takiej inwestycji jest także sporem o strategiczne priorytety UE.