Fronda.pl: Rosyjski generał Kartapołow przewiduje, że najemnicy z dawnej już Grupy Wagnera trafili na Białoruś także po to, by potencjalnie zdobyć przesmyk suwalski. To czcze pogróżki, czy faktycznie jest czego się obawiać?
Dr Witold Sokała (ekspert w zakresie polityki bezpieczeństwa europejskiego oraz walki informacyjnej i studiów strategicznych): Przede wszystkim – Kartapołow to już nie czynny wojskowy, lecz przede wszystkim polityk, szef komisji obrony rosyjskiej Dumy. I wystąpił z tym tekstem w programie znanego propagandysty, Władimira Sołowjowa. Śledzę ten kabaret od czasu do czasu z zawodowego obowiązku, i zaręczam, że najbardziej toporna agitacja oraz kłamstwa, z jakimi mamy do czynienia w niektórych polskich mediach, nawet się nie umywają do tego, co serwuje ten medialny żołnierz Putina. I już to właściwie powinno wystarczyć za odpowiedź: groźby Kartapołowa to dość żałosne brednie sfrustrowanego starszego pana. Oczywiście, jakieś prawdopodobieństwo rosyjskiego ataku na tym kierunku istnieje. Ale po pierwsze, minimalne, przynajmniej w przewidywalnej przyszłości. Po drugie, nawet jeśli, to nie ma specjalnego związku z domniemaną dyslokacją wagnerowców na Białoruś, bo to nie jest siła zdolna do takiej operacji przeciwko regularnym armiom państw NATO.
Wojna na Ukrainie trochę odwróciła uwagę opinii publicznej od Przesmyku Suwalskiego, który w dokumentach NATO od lat traktowany był jako kluczowy dla bezpieczeństwa w naszym regionie. Czy w obliczu przystąpienia Szwecji i Finlandii do NATO oraz izolacji Kaliningradu Przesmyk nie utracił swojego znaczenia?
Połączenie lądowe między Białorusią a Obwodem Królewieckim – bo takiej nazwy należy teraz używać – rzeczywiście można było uznawać za jeden z obszarów newralgicznych, dopóki Rosja miała realne szanse ważyć się na otwartą wojnę z europejskimi członkami NATO. Chociaż, jak sądzę, paru domorosłych geopolityków przeszacowywało jego znaczenie, specjaliści wojskowi byli bardziej realistyczni. Ale to i tak już przeszłość, i to z paru powodów. Akcesja Finlandii i spodziewane przystąpienie Szwecji, co tworzy dla obrony krajów bałtyckich tak zwaną głębię strategiczną, to tylko jeden z nich. Kolejny: to wyczerpanie Rosji wojną w Ukrainie i sankcjami. Po prostu, jej potencjał militarny i ekonomiczny ledwo wystarcza dzisiaj do rozpaczliwej obrony zagarniętych ziem ukraińskich, więc zupełnie nierealne jest, by Kreml zdołał rzucić militarne wyzwanie, w postaci pełnoskalowej, zaczepnej operacji lądowej, znacznie silniejszym rywalom. No i wreszcie, poziom solidarności państw NATO, plus determinacja Amerykanów by aktywnie wspierać bezpieczeństwo wschodniej flanki, okazały się jednak znacznie większe, niż wielu specjalistów spodziewało się przed lutym zeszłego roku. To wszystko praktycznie unieważnia plany rosyjskiego ataku przez przesmyk suwalski.
Czy w takim razie słowa Kartapołowa to zabieg czysto propagandowy, mający na celu przypomnienie, że Przesmyk po prostu istnieje?
Raczej podniesienie ducha widzów programu Sołowjowa i jego politycznych sponsorów. Im się przecież świat wali, do niedawna karmiono ich propagandą sukcesu, czuli się obywatelami imperium, przed którym drży cały świat – a tymczasem biorą baty od Ukraińców, sankcje zaczynają być odczuwalne przez zwykłych ludzi, most krymski wylatuje w powietrze, zbuntowany eks-kryminalista omal nie obala prezydenta, i tak dalej. No to chociaż pod wieczorny stakanczik wodki usłyszą, że nie jest tak źle, że jest plan ofensywy i upokorzenia zachodnich nazistów, a cała afera z wagnerowcami i puczem była teatrem, reżyserowanym przez genialnego stratega z Kremla. Na jakieś dwa dni wystarczy, a potem Sołowiow zaprosi kolejnego gościa, z nowym plastrem na zbolałe dusze. Najśmieszniejsze jest to, że sam Kartapołow w tym programie mówił, że „oni”, to znaczy Kreml i okolice, „dużo robią, ale po cichu i bez piszczenia w mediach”. Po czym na jednym oddechu „zapiszczał”, że zamierzają zbrojnie wyrąbać sobie drogę z Białorusi do Królewca.
Jakie dalsze losy wróży Pan Prigożynowi i jego najemnikom? Tym drugim zdaje się nic nie grozić, Prigożyn z kolei dał się sfotografować w jakimś polowym namiocie. Czy dopadnie go zemsta Putina?
Co do samych najemników z Grupy Wagnera, mamy pewne sygnały, że są znów wysyłani na Bliski Wschód i do Afryki, by tam chronić rosyjskie interesy. Mogą też pilnować Łukaszenki. I tyle. Oczywiście dotyczy to tych, którzy zadeklarowali lojalność. Z Prigożynem sprawa jest bardziej skomplikowana i niejasna. Moim zdaniem toczy się dziś gra, czy raczej próba sił, pomiędzy grupą wierną Putinowi, a tymi członkami establishmentu, którzy postanowili cara osłabić i w jakiejś perspektywie obalić. Sam Putin pewnie chętnie zabiłby Prigożyna gołymi rękami, za to publiczne upokorzenie, które ten mu zafundował. Ale najwyraźniej nie może, przynajmniej chwilowo, bo ktoś potężny go chroni. Proponuję cierpliwie poczekać na ciąg dalszy, raczej przed nami jeszcze parę zwrotów akcji.
Czy uważa Pan, że ukraińska kontrofensywa ugrzęzła? Jakie są perspektywy dla Ukrainy na najbliższe miesiące po szczycie NATO, którego konkluzje nie spełniły w całości ukraińskich oczekiwań?
Kontrofensywa idzie na razie powoli, ale przypominam, że Ukraińcy wciąż mają nienaruszone odwody złożone z doświadczonych, zgranych jednostek. Po coś generał Załużny trzyma te asy w rękawie, podejrzewam, że na razie testuje rosyjską defensywę na różnych kierunkach, bada, na ile przeciwnik poprawił taktykę i logistykę, a także czeka na kolejne dostawy sprzętu. I na optymalny moment dla rozstrzygającego uderzenia. Co zaś do szczytu NATO – więcej mogli oczekiwać tylko niepoprawni fantaści. Ukraina i tak dostała sporo, dostanie jeszcze więcej. Nie w deklaracjach politycznych, ale w wymiernej, konkretnej pomocy sprzętowej, finansowej, szkoleniowej i wywiadowczej. Wszystkim nam potrzeba cierpliwości i konsekwencji, Zachodowi, Ukraińcom, no i wszystkim przyjaciołom prawa i dobrych obyczajów na całym świecie. Rosja i jej agresywny, imperialny projekt kruszy się na naszych oczach. Na własną prośbę. Trzeba jeszcze trochę mu w tym samobójstwie pomóc, żeby świat stał się lepszy. No i nie dawać się nabierać rosyjskiej propagandzie, która raz po raz straszy – a to bombą atomową, a to zagłodzeniem połowy świata, a to znów wagnerowcami atakującymi przesmyk suwalski.