Tageszeitung pisze wręcz o „otwartym antysemityzmie w Parlamencie Europejskim”. W artykule przypomniano, że liderka partii AfD Alice Weidel zaproponowała utworzenie w PE frakcji Europy Suwerennych Narodów, w której jednak nie mieli znaleźć się jacykolwiek antysemici.

Do tego grona zaliczeni zostali między innymi europosłowie z Polski.

„Jednak poszczególni członkowie grupy ESN najwyraźniej nie przejmują się tym zbytnio: ostatnio Marcin Sypniewski, członek skrajnie prawicowej polskiej partii Konfederacja, zatrudnił jako swojego asystenta wydawcę i funkcjonariusza partyjnego Tomasza Grzegorza Stalę, który jest znany z antysemityzmu” – czytamy.

Czytamy dalej, że Stala wydaje w Polsce skrajnie antysemickie książki – miały być to także książki nieżyjącego już historyka Dariusza Ratajczaka.

Dziennik przypomina, że Stala sam miał zarzuty o negowanie Holokaustu w związku ze wznowieniem książek Ratajczaka i choć sąd uniewinnił go, bo sam nie był autorem tych książek, to prokuratura złożyła apelację. Nadal toczy się przeciwko niemu śledztwo w sprawie nawoływania do nienawiści.

Tageszeitung zwrócił się o wyjaśnienia do AfD, które złożył wiceprzewodniczący grupy parlamentarnej tej partii Rene Aust, przekazując oświadczenie Sypniewskiego.

Sypniewski przekazał, że Stala jest jego „lokalnym asystentem i opublikował 250 częściowo ‘kontrowersyjnych' tytułów jako wydawca książek, ale wszystkie były ‘opatrzone krytycznym wstępem'. Jego działalność wydawnicza nie była ‘antysemicka' i został uniewinniony w procesie o negowanie Holokaustu”.

Aust wyjaśnił także, że „zatrudnianie indywidualnych pracowników jest wyłączną odpowiedzialnością poszczególnych posłów. AfD nie jest ani zaangażowana w te procesy, ani nie może zapobiec zatrudnianiu tych pracowników”.

Podobnie na tę kwestię zapatruje się rzecznik Alice Weidel.

„Na pytanie, czy zasada ‘żadnych antysemitów' nadal obowiązuje, rzecznik odpowiedział: ‘W zasadzie tak'. Ale odnosi się to bardziej do prawnego znaczenia słowa ‘co do zasady': wyjątki są możliwe. Sprawa personaliów nie będzie miała żadnych konsekwencji, przynajmniej na razie” – czytamy na łamach Tageszeitung.