– Armenia już nie sugeruje, a mówi wprost. Jeśli nasi partnerzy nie zareagują na naruszenia naszej suwerenności, wycofamy się z ODKB – podkreślił Kostanian, cytowany przez agencję Armenpress.
To kolejny etap w trwającym od miesięcy konflikcie Erywania z postsowieckim sojuszem wojskowym. Już w lutym 2024 roku premier Nikoł Paszynian ogłosił „zamrożenie” udziału Armenii w ODKB. Kilka miesięcy później kraj zaprzestał finansowania organizacji, a w styczniu 2025 roku orzeczenie ormiańskiego wywiadu jasno wskazywało, że powrót do współpracy z sojuszem nie jest rozważany.
W tle tych napięć leży rozczarowanie postawą ODKB podczas wojny w Górskim Karabachu. W czasie azerbejdżańskiej ofensywy Armenia liczyła na militarną pomoc swoich sojuszników, szczególnie Rosji, która jednak ograniczyła się jedynie do wyrażania „zaniepokojenia”. Premier Paszynian oskarżył ODKB o bezczynność, a nawet o cichą zmowę z Azerbejdżanem.
Niezadowolenie Armenii nie ogranicza się już do werbalnych sygnałów. W ostatnich miesiącach rząd konsekwentnie zwiększał dystans od Moskwy i kierował się ku Zachodowi. W kwietniu br. formalnie rozpoczął proces integracji z Unią Europejską. Dodatkowo zacieśniane są relacje z NATO – w maju Armenia gościła wspólne ćwiczenia z udziałem wojsk państw Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Tymczasem Moskwa próbuje bagatelizować sytuację. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził niedawno, że „nie ma oficjalnych sygnałów o wyjściu Armenii z ODKB” i wyraził nadzieję na „normalizację relacji”. Jednak eksperci wskazują, że Rosja traci kontrolę nad swoim dawnym sojusznikiem, który coraz bardziej postrzega Zachód jako realnego gwaranta bezpieczeństwa.
Sytuację komentują również niezależne źródła. Jak informuje Eurasianet, proces odchodzenia Armenii od rosyjskiej strefy wpływów jest długofalowy, ale nieodwracalny. – Armenia widzi, że sojusz wojskowy z Moskwą nie gwarantuje już bezpieczeństwa, więc szuka alternatyw – mówi politolog Richard Giragosian.