Minister kultury Bogdan Zdrojewski poinformował, że ostateczną decyzję o organizacji i programie imprezy podejmie w czerwcu. Przyznał, że odwołanie jest możliwe, lecz tylko "w ostateczności".

- Za nią muszą stać dwie rzeczy: po pierwsze, przekonanie, że jest to ostateczność, a po drugie, zgoda tych instytucji i podmiotów, które złożyło wnioski do tej promesy - powiedział Zdrojewski.

Zdrojewski zaznaczył równocześnie, że nie che kultury traktować instrumentalnie.

- Nie jestem Putinem i nie zamierzam iść w jego ślady. Przede wszystkim, nie chcę kultury traktować instrumentalnie. Nie chcę traktować kultury tak, jak była traktowana w latach 60, 70 i 80, czyli jako instrument propagandy.

Jego zdaniem niektóre elementy współpracy kulturalnej między Polską, a Rosją - tak jak tłumaczenie polskich pisarzy na rosyjski, czy współpraca między teatrami lalek - nie powinny być zawieszane "w żadnym wypadku". Szef resortu kultury przyznał jednak, że w opracowywaniu programów obu imprez - roku rosyjskiego w Polsce i roku polskiego w Rosji - trzeba być ostrożnym.

- Zwracamy uwagę w chwili obecnej na takie rzeczy, które mogą być wykorzystane przez administrację Putina i tu musimy zachować nie tylko ostrożność, ale prawdopodobnie wycofać się z takich projektów - mówił Zdrojewski

- Jeżeli mamy np. wydarzenia, które są związane z rokiem w Moskwie i mamy w tym wypadku zajmowanie sal w których polska kultura i polska obecność może być wykorzystywana dla legalizacji, czy też takiego wzmocnienia polityki rosyjskiej, to według mojej oceny powinniśmy się wycofać - dodał.

Minister przyznał jednak, że nie ma całkowitej kontroli nad tym, jacy artyści odwiedzą Polskę w ramach roku Rosji, jednak zapewnił, że za występy tych, którzy chcą propagować politykę Putina, resort nie będzie płacił.

Ab/RMF FM/rp.pl