W dziewięćsetną rocznicę pierwszej Krucjaty

Rozhisteryzowane masy spowite czarnym dymem kadzideł, fontanny krwi, fanatyczni wojownicy, pogromy i rzezie, rozbudzony chciwością kler, grabieże... Taki właśnie obraz krucjat pozostawili nam Wolter, Monteskiusz i Gibon. Obecny obraz krucjat to rodzaj karykaturalnego horroru albo nawet średniowiecznego holocaustu. Religijność krucjat postrzegana jest współcześnie jako pomieszanie dewocji z żądzą mordu, uniesień staruszek z kółka różańcowego z rewolucyjną żarliwością Feliksa Dzierżyńskiego.

Ta nowoczesna „krytyka" jest oczywiście w dużej mierze ideologiczna i wynika z apriorycznej niechęci do idei krucjaty w ogóle. Zapewne dlatego operuje oklepaną frazeologią i często staje się karykaturalna. Jej zadaniem jest usunięcie idei krucjat z kultury europejskiej.

Pacyfistyczne źródła krucjat

Średniowieczna krucjata jest dla nas współcześnie nierozerwalnie związana z rycerstwem, ale sama idea krucjaty nie jest rycerska. Narodziła się w pustelniach wczesnochrześcijańskich ascetów, którzy określali się mianem militia sacra -świętego wojska. Owi „żołnierze" podejmowali walkę wewnętrzną, świętą wewnętrzną wojnę, która miała na celu zniszczenie w sobie zła i dostąpienie zbawienia. Orężem w tej walce była asceza, a polem bitwy - monotonny krajobraz bliskowschodnich pustyń. Przez długi czas „wojna" pozostawała tylko metaforą i o jakimkolwiek związku z ówczesnymi wojownikami nie było w ogóle mowy. Zarówno asceci, jak też ich średniowieczni spadkobiercy, mnisi, żywili skrajną niechęć do wojny i wojska. Pacyfizm duchowieństwa u progu średniowiecza sięgał tak głęboko, że biskup i wybitny intelektualista przełomu epok, Grzegorz z Tours, „zapomniał" w spisywanym przez siebie żywocie świętego Marcina1 wspomnieć, że ten był rzymskim żołnierzem. Wojna i świętość nie mogą iść ze sobą w parze, więc święty nie mógł być wojownikiem.

Czy „psiogłowi" mogą być zbawieni?

Przez pierwsze wieki średniowiecza wojna przetaczała się z dala od katedr i klasztorów. Mnisi korzystali z opieki merowińskich królów, ale w razie zagrożenia byli gotowi poświęcić swoje życie i klasztor, by uniknąć wojny. Jednak wkrótce pojawiły się problemy, które zaczęły przerastać zakonników, a ich rozwiązanie wymagało przedsięwzięcia nowych środków. Bowiem misjonarze udający się na pogańskie ziemie Słowian, Germanów lub innych plemion napotkali społeczności, w których wojna i religia splatały się w jedno, a wojownicy na równi z kapłanami porządkowali życie plemienne.

Obrzydzenie wojną nie minęło, ale pojawił się problem: czy mamy tych ludzi chrzcić? czy w ogóle możemy chrystianizować tajemniczych wojowników, przypominających zwierzęta? Te pytania zadawał w liście do Ratramnusa z Korbie, misjonarz działający w IX stuleciu w Skandynawii, Rimbert.

Ratramnus odrzucił wcześniejsze tezy jednego z największych autorytetów średniowiecza, Izydora z Sewili, który uważał „psiogłowych" wojowników germańskich za zwierzęta lub za rodzaj biblijnych tytanów. Ratramnus uznał ich za ludzi (za godnych zbawienia) i zezwolił na ich chrystianizację. Odpowiedź ta sprawiła, że Kościół znalazł się w nowej sytuacji, oznaczała ona konfrontację z całym złem, które niesie wojna.

Greccy sportsmeni

Starożytność znała trzy modele wojowników i trzy sposoby radzenia sobie z wojną. Pierwszy powstał na gruncie greckim. „Asakralna" i indywidualistyczna kultura starożytnych Greków stworzyła najdziwniejszy w dziejach model rycerza. Grecki wojownik był pozbawiony perspektywy sakralnej i społecznej -fundamentalnych dla etosu rycerskiego innych kultur. Bohaterowie „Iliady" są właśnie takimi wojownikami. Ich działaniom nie nadaje sensu ani społeczeństwo, ani metafizyczny porządek. Znudzeni olimpijscy bogowie nie lubili wojny. Angażowali się w nią tylko dla zabawy, jak Mars, lub dla ochrony herosów - swoich ulubieńców. Dlatego Achilles i jego towarzysze musieli sami zrozumieć wojnę i szukać sensu swej walki. Wykluczenie ze zbiorowości i brak oparcia w sacrum sprawiło, że wojownicy spod Troi, odnaleźli sens wojny w obrębie własnego „ja". Każdy wojownik stał się najwyższym arbitrem moralności wojennej i sam dowolnie mógł nadać sens swoim działaniom. To co się w ostateczności liczyło, to indywidualna satysfakcja, duma z własnych poczynań. Pozbawiony perspektywy metafizycznej żołnierz z Hellady czerpał zadowolenie ze swego „tu i teraz": z chwil triumfu nad przeciwnikiem, z momentów, kiedy wrogowie pierzchali, a giermkowie brali łupy.

To, co stało w sprzeczności z realizacją własnego „ja", można było odrzucić. Liczyła się tylko indywidualna satysfakcja. Dlatego, kiedy Achilles wycofał się z walki, nie spotkało się to z potępieniem. Nikt wtedy nie odwoływał się do patriotyzmu czy odpowiedzialności za zbiorowość. Spór z Agamemnonem był sporem dwóch rycerskich indywidualności. Pozbawiony łupu Achilles nie miał motywacji do dalszej walki, był bowiem pozbawiony perspektywy transcendentalnej i społecznej. Stracił również perspektywę indywidualną, został pozbawiony możliwości realizacji siebie jako wojownika i wycofał się z walki.
Gdyby to Achilles, a nie Roland dowodził strażą tylną wojsk Karola Wielkiego, rzuciłby się do boju nie za „słodką Francję" czy za króla, lecz uczyniłby to, by pokazać swą wyższość, indywidualną moc i przewagę nad innymi.

Heros inicjacyjny

Drugi typ archaicznego wojownika to „heros inicjacyjny". Jest on mocno związany ze sferą sacrum i ze społeczeństwem. Sens jego działań wyznaczają bogowie i zbiorowość. W micie heros inicjacyjny otrzymuje od bogów lub społeczności niezwykłe zadania. Dwanaście prac Herkulesa, wędrówka Gilgamesza po zaświatach, podróż Eneasza - to tylko przykłady. Mają one na celu utrzymanie kosmicznego ładu, uratowanie zagrożonej społeczność, a poprzez to przemianę, „inicjację" bohatera. Temu właśnie służą wędrówki w zaświaty, walki z bestiami i praktyki oczyszczające.

Istnieje wiele możliwości przedstawienia „wojownika inicjacyjnego" w micie. Zmienia się on w zależności od kręgu kulturowego i religii. W tradycji ludowej będzie to „dobry książę" wyzwalający księżniczkę lub pogromca zagrażającego rolniczej wspólnocie smoka. W tradycji bardziej rozwiniętych kultur opowieść o herosie-wojowniku jest szczegółowym instruktażem inicjacyjnym, w którym zawarte są istotne treści antropologiczne i kosmologiczne.

Heros zawsze podąża „wąską ścieżka", by stać się „synem światłości". Na swojej drodze nieustannie ociera się o zło, często jest wystawiany na pokusy i zawracany z drogi. „Heros inicjacyjny" to reprezentant dobra i po jego stronie jednoznacznie się opowiada. Jeżeli nasz bohater jest nadludzką istotą tak jak aniołowie, to do apokaliptycznej walki z demonami stanie na końcu czasów. Jeżeli zaś jest człowiekiem, jego postać przybierze cechy mesjańskie boskiego wysłannika ofiarowującego się za społeczność.

To jednoznaczne opowiedzenie się przez herosa po stronie dobra i ładu zostało uchwycone już przez wczesnochrześcijańskich pisarzy. W antycznych apologiach, służących obronie chrześcijaństwa, a zarazem ewangelizacji pogan, znajdujemy interpretacje postawy Herkulesa jako prefiguracji Chrystusa.

Kynoskefalowie - psiogłowcy

Tajemniczy kynoskefalowie - psiogłowcy, na których natknął się Rimbert oraz inni apostołowie Germanii, Skandynawii i Słowiańszczyzny reprezentują trzeci typ wojownika. Pewne pojęcie o tym, kim byli, daje nam napisana na dworze karolińskim Historia Longobardów. Jej autor, Paweł Diakon, opisuje ciekawy epizod z okresu wędrówki Longobardów z ich pierwotnych siedzib do Italii. W pewnym momencie zagrodziło im drogę wojownicze plemię Assipitów i za nic nie chciało przepuścić przez swoje ziemie. Wtedy Longobardowie uciekli się do podstępu: „Zmyślili mianowicie, że wśród nich znajdująsię kynoskefalowie, to znaczy ludzie o psich głowach. Rozpuścili pogłoskę między wrogami, że kynoskefalowie staczają zacięte boje, piją ludzką krew, a jeśli nie mogą dosięgnąć nieprzyjaciela, raczą się nawet własną krwią"(2). Przerażeni perspektywą takiej walki Assipici ustąpili.

Równie sugestywnie opisuje skandynawskich kynoskefaloi, zwanych berserkami, saga Ynglingasaga: „Jechali bez pancerza, dzicy jak psy lub wilki. Gryźli swe tarcze i byli silni jak niedźwiedzie albo byki. Masakrowali ludzi, a żelazo i stal były wobec nich bezsilne. Nazwano to szałem berserka".(3)

Wojownicy kynoskefaloi stanowili elitę militarną plemion, które napływały do Europy w czasie wędrówki ludów. Byli kultowo związani z wilkiem, psem lub niedźwiedziem, a w czasie walki przeistaczali się w zwierzęta. Berserkowie czyli „wojownicy okryci niedźwiedzimi skórami" przemieniali się w niedźwiedzie. Poza Skandynawią częstsze były jednak zachowania likantropijne (nałożenie wilczej skóry i przemiana w wilka).

Przeistoczenie w wilka lub niedźwiedzia - czyli zezwierzęcenie - nie jest oczywiście proste, dlatego wymagało przejścia inicjacji pod kierunkiem kapłanów, kierowników wilczego stowarzyszenia. Nie należy jednak mylić tej inicjacji z tą, której doświadczał heros. Inicjacja heroiczna jest bowiem skierowana „ku górze", ku bytowi wyższemu, zaś inicjacja wilczego bractwa jest skierowana „w dół" ku otchłani.

Młody wojownik poddawany inicjacyjnej próbie musiał wyzwolić w sobie nadludzki gniew, furię, która sprowadzała go na skraj egzystencji i przeistaczała w mięsożerne zwierze. Siła, która go prowadziła była nieludzka, lecz pochodziła z zaświatów.

Najczęściej spotykaną próbą inicjacyjną była walka bez broni z drapieżnikiem (najlepiej zagryźć bestię własnymi zębami) i konsumpcja jeszcze ciepłego mięsa zabitego zwierzęcia. Po inicjacji wojownik-bestia wchodził w skład militarnego stowarzyszenia. W przeciwieństwie do wojownika-herosa nie podejmował działań na rzecz społeczności. Zyskiwał natomiast „prawo grabieży". Oddziały wojowników-wilków, wśród psiego wycia, atakowały osady, żądając za każdym razem dwóch rzeczy - wydania kobiet i bydła. Miały do nich takie samo prawo jak wilki w stadzie do zdobyczy.
Inicjacja kynoskefaloi była diaboliczna. Jej transcendentalnym kresem był eschatologiczny bój bogów i tytanów, który obróci wszystko w nicość. Dobro nie pokona zła, bo wszyscy zginą. Ocaleje tylko olbrzym Surta, ale tylko po to, by spopielić świat(4).

Mnisi i wojna

Wśród badaczy etosu rycerskiego, pokutuje opinia, że chrześcijaństwo „okiełznało" dzikich wojowników barbarzyńskich, takich jak „psiogłowcy", dla których prymitywny kult siły był jedyną religią. Gdyby tak było rzeczywiście, gdyby misjonarze mieli do czynienia z silnymi dzikusami, chrystianizacja Europy nie ciągnęłaby się aż do XIII wieku, tylko trwała kilka pokoleń. To, co nazywane jest „kultem siły", jest w rzeczywistości złożonym i usystematyzowanym zespołem wierzeń, którego centrum stanowiła egzystencjalna przemiana w nadludzką bestię. W porównaniu z berserkami chłopcy z SS czy Specnazu to mięczaki, a stojąca za nimi ideologia wydaje się być prostacka.

Dla średniowiecznych misjonarzy psiogłowi stanowili żywe i realne uosobienie tego, czym jest wojna. Żyjący za klasztornymi murami skrybowie lepiej niż ktokolwiek inny zrozumieli problem kynoskefaloi. Dyskusja nad ontologicznym statusem wojowników-wilków, która toczyła się jeszcze przed powstaniem pism Izydora z Sewilli, trwała do X wieku i była jedną z najgłębszych filozoficznych analiz wojny. Rampert zdecydował się na bezpośrednią konfrontację z demonicznymi wojownikami po ponad trzech wiekach przygotowań.

Mistyczne narodziny krucjaty

Przyłączenie wojowników-wilków do trzódki Dobrego Pasterza okazało się niezwykle trudne. Reforma kluniacka w X wieku, umocniła wśród mnichów skrajny pacyfizm, co sprzyjało tylko separacji kultury rycerskiej od chrześcijaństwa. Mnisi uważali, że taka separacja zepchnie wojowników i wojnę na boczny tor uniwersalnej kultury chrześcijańskiej.
Z kręgów kluniackich wyszła w X wieku idea „Pokoju Bożego" (określone dni tygodnia ogłoszono dniami „Pokoju Bożego", którego złamanie, na przykład przez rozlanie krwi, oznaczało ekskomunikę). Miało to ukrócić samowolę rycerstwa i starcia między feudałami. Idea ta, która tak naprawdę była kolejnym wyrazem monastycznego pacyfizmu, stała się początkiem przemian, w wyniku których powstał nowy model wojownika - rycerz chrześcijański.

Ruch „Pokoju Bożego" był częścią szerokiego nurtu eschatologicznej religijności, która zdominowała chrześcijaństwo owego czasu. „Pokój Boży" szybko zaczął być kojarzony z okresem tysiącletniego panowania Dobra, poprzedzającym Paruzję, która nie ziściła się w roku 1000.
Tęsknota za Niebieską Ojczyzną nie pozwalała w owym czasie czekać tysiąc lat. Po zaprowadzeniu Pokoju Bożego, zgodnie z Apokalipsą, wszystkie narody zbiorą się w Jerozolimie, świętym mieście i wtedy nastąpi powtórne przyjście Chrystusa - i nastanie Królestwo Boże. Lud Boży i duchowieństwo - Kościół przełomu tysiącleci - postanowił poczekać na Mesjasza w Jerozolimie.

Droga do Jerozolimy nie była łatwa, w tych niespokojnych czasach trzeba było pokonać tysiące kilometrów i przemierzyć morze. Jeszcze trudniejsza była droga duchowa pielgrzyma, który do Jerozolimy powinien przybyć czysty i odnowiony, gotowy na przyjęcie Królestwa Bożego. Dlatego droga do Świętego Miasta wiodła przez fizyczne, duchowe, bolesne i przepełnione cierpieniem krzyża oczyszczenie zwane krucjatą.
Idea Krucjaty, dziś kojarzona z wojną i rycerstwem, nie ma rodowodu militarnego. Wręcz przeciwnie, stworzyli ją nie cierpiący wojny mnisi, a następnie podjęli ją chłopi zmęczeni walkami rycerzy. Krucjata była wydarzeniem mistycznym, zajmowała pierwsze miejsce w triadzie: oczyszczenie - udoskonalenie - zjednoczenie.

Kościół cierpiący

W połowie XI wieku Chrystus ukrzyżowany przestał być ukazywany jako triumfator. Na krzyżu zawisł Jezus cierpiący, z pięcioma ranami, koroną cierniową, głową opadającą na piersi. Był to znak zbliżającej się niezwykłej „rewolucji eschatologicznej", która ogarnęła ówczesny Kościół.
Rewolucja wybuchła niespodziewanie w 1095 roku. Co prawda już na początku XI wieku narodziła się w Rzymie idea wyprawy przeciw niewiernym okupującym Hiszpanię, ale nie zyskała wówczas wielu zwolenników. Dynastia Fatymidów od początku X wieku nękała pielgrzymów przybywających do Jerozolimy, ale poza nieustannym oburzeniem biskupów nie wywoływało to większych emocji rycerstwa. W roku 1086 cesarz bizantyjski obiecawszy wcześniej sowitą zapłatę zaproponował kwiatowi zachodniego rycerstwa wyprawę przeciw Turkom. Jego propozycja pozostała bez odzewu.

Gwałtowny odzew, z jakim spotkało się wezwanie synodu w Clermont, zaskoczyło nawet papieża Urbana II. Idea krucjaty ogarnęła całe ówczesne społeczeństwo, łącznie z dziećmi; nurt rycerski był tylko jednąz części wielkiego ruchu.
Już na wiosnę roku 1097 wyruszyła wielka krucjata zwaną chłopską. Był to spontaniczny ruch biedoty i chłopstwa, pod przewodnictwem wędrownych kaznodziei. Współczesna historiografia przedstawia ten chłopski nurt w najczarniejszych barwach. Sprowadza go do rzezi, podpaleń, rabunków i pogromów Żydów, którym kres położyły zaraza i miecz turecki. Nikt nie zastanawia się, czy chłopami kierował strach przed głodem na przednówku roku 1097, czy może chęć krzyżowego oczyszczenia. Czy kobiety i starcy ruszyli jako pierwsi z perwersyjnej żądzy mordu, czy może kierowali się do Niebiańskiego Jeruzalem? Czy to, co po ludzku wygląda jak przypływ zbiorowego szaleństwa, nie jest wyrazem czegoś głębszego, tragicznego i świętego?

Eschatologiczna tęsknota z Mesjaszem, była dla krzyżowców tragiczna, bo przekraczała doczesność tak dalece, że pozostawała w konflikcie ze światem. Istotę tego dramatu ukazuje Krucjata Dziecięca z 1212 roku. Nie była ona ani dziełem sprytnych handlarzy niewolników, którzy sprzedali dzieci do niewoli, ani rozhisteryzowanych rodziców. W Niemczech chłopiec Mikołaj, pouczony przez anioła, zgromadził wokół siebie tłumy dzieci, by wyruszyć z nimi do Jerozolimy. Mali pielgrzymi, mimo niechętnego stanowiska duchownych, przeszli przez Alpy i dotarli do Włoch. Mówili, że idą do Boga. Pragnęli przejść przez morze, które miało się rozstąpić i dzięki czystości i ubóstwu wyzwolić Grób Pański. Papież jednak, chcąc zapobiec tragedii, odesłał dzieci do domu. Wracały pojedynczo, dziesiątkował je głód i choroby. Dla ówczesnych ludzi ruch dzieci był spowity apokaliptyczną tajemnicą.

Krucjaty i wojna

Eschatologiczna religijność X/XI wieku musiała być niezwykle silnym doświadczeniem transcendencji. Tak silnym, że ogarnęła wszystkie dziedziny życia społecznego, łącznie z wojną. Jak widzieliśmy, wojna i rycerstwo przez całe wczesne średniowiecze nie poddały się chrystianizacji. Mnisi i lud, bezradni wobec wojny, traktowali ją nie jako część kultury, lecz jako część świata przyrody, klęskę żywiołową, tak jak traktuje się zarazę, głód czy pożar. Tymczasem militarne elity plemienne praktykowały „wilczy" etos wojenny z inicjacją demoniczną.

Eschatologiczne doświadczenie chrześcijaństwa przełomu tysiącleci dokonało tego, co przez kilkaset lat wydawało się niemożliwe: „schrystianfzowało" wojnę oraz zniszczyło etos kyneskefaloi. Doniosłość Krucjat polegała właśnie tym, że były one pierwszą, wielką i zwycięską konfrontacją chrześcijaństwa z wojną.
Krucjaty wykształciły nowy model wojownika, rycerza chrześcijańskiego, który mieści w sobie wszystko to, co dziś nazywamy etosem rycerskim. Dwieście lat trwania militarnych krucjat na Bliskim Wschodzie, urozmaicanych europejskimi krucjatami przeciw sodomitom, Prusom bądź albigensom, to okres zniszczenia etosu kynoskefaloi i powstanie średniowiecznego etosu rycerskiego, który przetrwał do dnia dzisiejszego. Rola tej przemiany jest na tyle doniosła, że ogólnospołeczne zjawisko, jakim były krucjaty, zaczęto kojarzyć wyłączenie z ich militarnym nurtem.

Średniowieczny etos rycerski jest zbyt dobrze znany, by się dłużej nad nim rozwodzić. Warto jednak podkreślić, że rozwijał się on w opozycji do poprzednich modeli wojny. Zamiast łapania branek, Xlll-wieczny rycerz czcił kobiety. Zamiast łupić bydło, bronił wdów. Silne więzi wasalne zastąpiły indywidualizm.
Co umożliwiło taką przemianę? Na pewno ożywienie dawnych nurtów żywej jeszcze tradycji wojownika - walczącego w obronie zbiorowości, którego symbolem stał się święty Jerzy. Ważne było też wykształcenie procedur inicjacyjnych, na przykład pasowania na rycerza. Oba te wątki były już wcześniej obecne, choć w innej formie, w kulturze pogańskiej. Chrześcijaństwo natomiast umożliwiło rycerstwu coś zupełnie nowego - prawdziwy udział w eschatologicznej wojnie, budowie Królestwa Bożego. Od tej pory każdy prawdziwie szlachetny rycerz chrześcijański toczy eschatologiczną wojnę. Przykładem może być Jan III Sobieski, gromiący pogan pod Wiedniem, czy Piłsudski z obrazów Kossaka, goniący piekielne pułki Armii Czerwonej.

Herezja krucjaty

W eschatologicznym przeżyciu tkwiła zarówno „święta siła" jak i herezja krucjat. Siła wypływała z głęboko przeżywanego mesjanizmu, z którego wynikał z przyjęcia aktywnej postawy wobec Paruzji, o której chrześcijaństwo tak często zapomina. Jednak to wyczekiwanie często przemieniało się w poganianie Mesjasza. Kres dziejów nie nadchodził, więc „Obrońcy Świętego Grobu " ogłosili się Królami Jerozolimy. Zniecierpliwione zakony rycerskie zaczęły fascynować się ezoteryką lub coraz częściej zajmować się operacjami finansowymi.

Niemieccy Cesarze Rzymscy, uniwersalni władcy chrześcijańskiego świata, osobiście pojawiali się w Jerozolimie jako najwyżsi władcy Ziemi. Obłożony ekskomuniką Fryderyk II urządził paraewangeliczny ingres do miasta, by ostatecznie zakończyć Historię, czego nie śmiał uczynić papież, reprezentowany w Świętym Mieście przez legata. Eschatologia i polityka nigdy nie stanowiły dobrego połączenia, a prorocy „końca historii" zawsze byli wyjątkowymi szkodnikami.

Nauki krucjaty

Niektórzy historycy uważają, że krucjaty i scholastyka są podstawowym wkładem średniowiecza w naszą kulturę. Po zdobyciu Jerozolimy i po Summie teologicznej świętego Tomasza z Akwinu świat zmienił się na zawsze. Czego nauczyły nas krucjaty?
Na pewno nauczyły nas walczyć, prowadzić wojny, zmagać się ze złem. Kto nie wierzy, niech zapozna się z etyką wojskową ojca Bocheńskiego albo obejrzy film ze Schwarzeneggerem.
„Rewolucja eschatologiczna" krucjat uczy nas jednak czegoś mniej spektakularnego niż piękne wojowanie. Prawdziwa bitwa krzyżowców rozgrywała się na podłogach kamiennych kaplic, w czasie czuwań, modlitw i pokuty. To właśnie tam przeżywano Krucjatę, czyli cierpienie krzyża. Składało się na nią to wszystko, co tak bardzo mierzi współczesnego człowieka: włosiennice, bicze, popiół, zimne cele, powrozy na szyje, zepsute ryby, kolczaste pasy ascetyczne - oto narzędzia dla oczekującego na Mesjasza krzyżowca.
Dzięki tym „obskuranckim środkom" i „zabobonnym praktykom" w XII wieku nastąpiły „narodziny czyśćca", czyli wykrystalizowała się doktryna o cierpieniu oczyszczającym. Krzyżowcy przy użyciu prostych „pomocy naukowych" takich jak świńska skóra czy konopny powróz, nauczyli siebie i przyszłe pokolenia pokuty.

Nikodem Bończa-Tomaszewski

Pismo Poświęcone Fronda nr 9-10 (1997)


Przypisy:
1.  VII libri Miraculorum.
2.  Paweł Diakon Historia Rzymska. Historia Longobardów, tłum. I. Lewandowski. Warszawa 1995, s.205.
3. Geroges Dumezil Mythes et dieux des Germains, Paris 1939, s. 81.
4. Edda poetycka, tłum. A. Załuska-Strómberg, Wrocław 1986, ss. 3-18.