Najbardziej symbolicznym i tragicznym przykładem takiego układu był pakt Ribbentrop–Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, który w tajnym protokole przewidywał rozbiór Polski i Europy Środkowo-Wschodniej między III Rzeszę a Związek Sowiecki. Porozumienie to bezpośrednio doprowadziło do agresji niemieckiej na Polskę 1 września, a sowieckiej 17 września 1939 roku. Ten haniebny sojusz totalitaryzmów przez dekady pozostawał tematem tabu, a jego duch — ignorowania suwerenności państw regionu — niestety odżył w XXI wieku.

Współczesnym odpowiednikiem tego typu geopolitycznych gier stał się projekt Nord Stream – najpierw jego pierwsza, a później druga nitka. Oba gazociągi – Nord Stream 1 i Nord Stream 2 – zostały zbudowane z całkowitym pominięciem interesów krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym przede wszystkim Polski i Ukrainy. Budowa drugiej nitki, zwłaszcza po aneksji Krymu w 2014 roku, była postrzegana jako polityczne i ekonomiczne wsparcie dla Rosji, które umożliwiło Moskwie dalsze dozbrajanie się i przygotowania do agresji. Gazowe kontrakty z Kremlem, zawierane mimo ostrzeżeń ze strony Warszawy czy Kijowa, stały się narzędziem uzależniania Europy od rosyjskich surowców, co Niemcy przez lata ignorowały, kierując się logiką „wandel durch handel” (zmiana poprzez handel), która w praktyce okazała się samookłamywaniem.

Jeszcze przed wybuchem pełnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie w 2022 roku pojawiały się informacje o nieformalnych porozumieniach niemiecko-rosyjskich zakładających utrzymanie Ukrainy w „szarej strefie wpływów”, a nawet jej rozbiór – poprzez uznanie rosyjskiej dominacji nad Krymem i Donbasem w zamian za „pokój i stabilność”. Tego rodzaju kalkulacje przypominały politykę ustępstw z czasów Monachium 1938, gdy Zachód – chcąc za wszelką cenę uniknąć konfliktu – poświęcił suwerenność Czechosłowacji na rzecz hitlerowskich Niemiec.

Zachowanie Berlina przez wiele lat opierało się na wspieraniu gospodarki rosyjskiej poprzez gigantyczne zakupy gazu i technologii, nawet gdy Moskwa prowadziła wojnę w Gruzji, anektowała Krym, czy rozstrzeliwała opozycję. To właśnie miliony euro płynące z Niemiec i innych krajów Europy Zachodniej finansowały machinę wojenną Putina. Dopiero inwazja na Ukrainę w lutym 2022 roku zatrzymała ten proces – ale jak pokazuje sprawa tajnych spotkań w Baku, w niektórych niemieckich środowiskach wciąż tli się idea powrotu do „normalnych relacji”.

Tymczasem każda próba „dialogu” z Rosją z pominięciem państw takich jak Polska, Ukraina, Litwa czy Finlandia to powtórka z historii, której skutki są zawsze tragiczne. Normalizacja stosunków z państwem-agresorem bez jego uprzedniej porażki i rozliczenia to recepta na dalszą eskalację przemocy, a nie pokój.

Odpowiedzialna polityka zagraniczna nie może opierać się na kulisowych układach, lecz na wartościach: suwerenności, prawie międzynarodowym i solidarności z ofiarami agresji. W przeciwnym razie Europa znów podzieli się na strefy wpływów – a historia pokaże, że niczego się nie nauczyła.

Założenia i geneza „Dialogu Petersburskiego”

Dialog Petersburski” – bo o nim mowa - został zainicjowany w 2001 roku przez ówczesnego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera oraz prezydenta Rosji Władimira Putina jako cykliczne forum współpracy i wymiany poglądów między przedstawicielami społeczeństw obywatelskich obu państw. Głównym celem tej inicjatywy była poprawa relacji dwustronnych poprzez pogłębianie zrozumienia i zacieśnianie więzi w takich obszarach jak kultura, edukacja, gospodarka, media czy polityka zagraniczna.

Założenia Dialogu opierały się na przekonaniu, że nawet w warunkach napięć politycznych możliwa jest partnerska rozmowa i budowanie długofalowego zaufania. Forum miało służyć jako miejsce, gdzie reprezentanci organizacji pozarządowych, eksperci, naukowcy i politycy – zarówno rządowi, jak i opozycyjni – mogli dyskutować otwarcie o problemach i wyzwaniach we wzajemnych relacjach. Kluczowe znaczenie miała przy tym „dyplomacja drugiego toru” (ang. track II diplomacy), pozwalająca na wymianę poglądów niezależną od oficjalnej polityki rządów.

W praktyce jednak, zwłaszcza po aneksji Krymu przez Rosję w 2014 roku, a następnie po otruciu Aleksieja Nawalnego, rola „Dialogu Petersburskiego” zaczęła być coraz częściej krytykowana – zarówno w Niemczech, jak i w innych krajach Unii Europejskiej. Pojawiały się głosy, że stał się on narzędziem rosyjskiej propagandy i kanałem wpływu Kremla na europejskie elity. Mimo to do 2022 roku forum formalnie funkcjonowało, choć coraz częściej bez przedstawicieli wysokiego szczebla.

Po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku format został oficjalnie rozwiązany. Wypowiedzenie przez niemiecką stronę umowy o współpracy było jednoznaczne – Berlin nie widział już sensu w kontynuowaniu formatu, który nie tylko nie przyczynił się do złagodzenia agresywnej polityki Rosji, ale mógł wręcz być przez nią wykorzystywany instrumentalnie.

Dzisiejsze próby jego nieformalnego wznowienia – w tym tajne spotkanie w Baku – budzą więc obawy o powrót do polityki „resetu” z Rosją ponad głowami państw Europy Środkowo-Wschodniej, szczególnie Ukrainy i Polski. Krytycy tych działań wskazują, że podejmowanie rozmów z przedstawicielami putinowskiego reżimu, w trakcie trwającej wojny i przy obowiązujących sankcjach, może być odebrane jako sygnał gotowości do tworzenia kolejnych układów w grze większych i mniejszych mocarstw.