Sami nie uznają Pana Boga, ale chcą by dziecko, jako chrześcijanin, wyznawało te wartości, którym sami zaprzeczają. I w porządku, kiedy rodzice, choć nie wierzący, szukają na przykład wierzących chrzestnych, by mogli ten obowiązek wypełniać. Wszak to bardzo odpowiedzialne zadanie, do którego rodzice i chrzestni publicznie się zobowiązują.

Tymczasem chrzest został sprowadzony do miłej uroczystości, bo po prostu nie wypada dziecka nie ochrzcić. W końcu nalegają rodzice, dziadkowie, bliżsi i dalsi znajomi. I dla świętego spokoju dziecko jest chrzczone. Presji tej ulegają też ateiści. Dr Radosław Tyrała z Wydziału Humanistycznego AGH w wywiadzie  dla portalu Onet.pl przygnał, że 75 procent z badanych przez niego zadeklarowanych ateistów ochrzciło swoje dzieci: „Możesz być w Polsce niewierzącym przez długie lata i nie mieć z tego tytułu żadnych problemów, ale pojawiają się biograficzne "wąskie gardła", gdy normy cię dopadają. Rodzice, partnerzy, znajomi mają oczekiwania i pretensje. Twój styl życia wchodzi z nimi w kolizję. Ty jako ateista, mniejszość – uginasz się i ulegasz presji” – mówił socjolog. W końcu jakoś tę godzinę w kościele wytrwasz.

30 procent zadeklarowanych ateistów zostaje chrzestnymi rodzicami – wynika z badań dr. Tyrały: „Jedna z kobiet, z którymi rozmawiałem, opowiadała, że będąc już osobą niewierzącą, dostała propozycję bycia matką chrzestną od swojej niewierzącej siostry. Mówiła, że było to dla niej bardzo trudne. Kiedy pytała, "dlaczego ja", to oprócz odpowiedz oczywistej, że jest rodziną, pojawiała się i taka, że jest niewierząca, więc będzie im bliżej i lepiej się zrozumieją” – mówi socjolog.

Tymczasem chrzest to nie jakiś magiczny rytuał. To włączenie dziecka do wspólnoty Kościoła, której wiarę wyznajemy. To zobowiązanie się do wychowania tego dziecka w wierze. W wierze w Boga, a nie w braku wiary.

MT/onet.pl