Jeden pomysł na kampanię wyborczą mają lewackie kanapy skupione pod wspólnym szyldem „koalicja lewicowa”. Pomysł stary jak sam komunizm i sprowadza się do rewolucji. Wychodzą na ulicę machają rewolucyjnymi sztandarami, prowokują i usiłują szokować. W tym ostatnim aspekcie lewackiej aktywności tkwi cały ich problem. Otóż nie da się szokować, co tydzień tym samym, a właściwie od lat tym samym. Pewną nowością było wprowadzenie do sejmu panoptikum Palikota, ci wszyscy mordercy księży, udający teraz dziennikarzy, pachołek Urbana, stary komuch przebrany za babę, rzeczywiście szokowały – pisze Matka Kurka w swoim najnowszym tekście.

Skończyło się na jednej kadencji i całkowitym upadku, a próby budowania podobnej siły na takim samym tępym antyklerykalizmie i rewolucji obyczajowej pod tęczową flagą, skończyły się marnie i to dla kilku formacji. PSL zrzucił tęczowe gumiaki po dwóch miesiącach, ale jeszcze długo będzie się z tego tłumaczył. PO już nie wychodzi na ulice pod neobolszewickim sztandarem, bo Schetyna zrozumiał, czy raczej przypomniał sobie, kiedy PO nie miała z kim przegrać. Były to czasy, w których obowiązywała zasada „idziemy środkiem polskiej drogi”. Tusk, co by o nim nie powiedzieć, potrafił w piątek oświadczyć, że nie będzie klękał przed biskupami, by w niedzielę przyjąć Komunię w Ostrej Bramie. Innymi słowy dla każdego coś miłego i żadnych skrajności. Doświadczenie z wyborów europejskich uleczyło wielu starych wyjadaczy z pomysłu na budowanie nowego radzieckiego człowieka, ale niszowe partie i środowiska nie mają innego wyjścia – czytamy dalej w tekście.

Piotr Wielgucki stwierdza dalej:

Zapotrzebowanie na tego typu „narrację” szacuję na jakieś 5-10% i mam na myśli nie ogół społeczeństwa tylko tych, którzy biorą udział w wyborach. Na szczęście jest to bardzo chwiejny elektorat potrafiący się obrazić na jedno niewłaściwie dobrane słowo, na przykład „pani polityk”, zamiast „polityczka”. I ten układ zależności pomiędzy radykalnym kolorytem politycznym i ich wyborcami determinuje „uliczną demokrację”. Normalnych ludzi te przedstawiania dawno przestały szokować, jednak nadal irytują, ponieważ nieustannie są wrzucane na top medialny. Nikt nie znajdzie drugiej tak nielicznej mniejszości, która by zajmowała tyle uwagi w debacie publicznej. Gdyby miłośnicy kotleta schabowego, w sile 1000 osób, a więcej „tęczowych” w Płocku nie było, zrobili taką sama demonstrację, trafiliby do tzw. „Michałków”, czyli wiadomości z ostatnich stron gazet.

Jak pisze:

Lewackie partyjki z jednej strony nie maja większego wyboru i są skazane na powtarzanie tych samych tandetnych spektakli, czym żyją wyznawcy. Z drugiej strony dla każdej głupoty, czy podłości „tęczowa zaraza” ma do pełnej dyspozycji ogólnopolską i nawet światową antenę. Takie seriale klasy „C”, takie tęczowe „Niewolnice Izaury”, to stare kino z bardzo kapryśną oglądalnością. Nowe produkcje kończą na dwa sposoby albo stają się hitem od pierwszego odcinka albo kończą na kuchennych telewizorach gospodyń domowych, w najtańszym czasie antenowym. Towarzysze: Czarzasty, Zandberg i Biedroń wyreżyserowali i wyprodukowali swoja „Izaurę” i teraz odgrywają tę drugą, gorszą kategorię serialu, który nie wyjdzie poza kuchnie „partnerów nieheteronormatywnych” i Drag queen. I jak się na spokojnie te wszystkie klocki poukłada, to można optymistycznie patrzeć w przyszłość.

Na koniec stwierdza:

Gdy PO osiągała wyniki na poziomie 40%, to kilkuprocentową część tego wyniku stanowiły głosy lewackiego towarzystwa, które najpierw nie miało się gdzie podziać, potem chciało dokopać PiS i dlatego nie głosowali na „Twój Ruch”. Obecnie nikt w zwycięstwo z PiS nie wierzy, no i siłą rzeczy wyborcy szukają partii najbardziej odpowiadającej ich poglądom politycznym. Co to oznacza? Bardzo przyjemną dla oka i ucha nowinę! Lewica zabiera PO głosy na poziomie 5-8% i to jest gwarancja, że PO nie uzyska wyniku powyżej 30%. Istnieje też szansa, że PO nie poprawi wyniku z 2015 roku. Z kolei sama „koalicja lewicowa”, która tak naprawdę koalicją nie jest i potrzebuje 5%, aby wejść do sejmu, dużo więcej, ze wzglądu na radykalny i monotonny przekaz nie uzyska. Tak się realizuje 21-punktowy program PO, tyle że nie Polska, ale III RP rozbija się na dzielnice.

Kontrowersje.net