„Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników... w dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego” (Jezus do św. Faustyny, Dzienniczek, pp. 299 i 699).

Wyspa Patmos to jedna z licznych i małych wysp na Morzu Egejskim. Jest na niej grota, w której św. Jan spisywał słowa Apokalipsy, czyli Księgi Pocieszenia. Pośród morza prześladowań pierwotnego Kościoła, Jezus staje na wyspie przed apostołem, aby przynieść jemu i nam Dobrą Nowinę:

„Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani” (Ap J 1,18).

Na tej małej wyspie i w małej grocie tak wiele się dzieje. Jezus, odziany w białą szatę, przepasany złotym pasem, objawia się pośród świeczników, których liczba nie jest przypadkowa i daje miłosierną pociechę Kościołowi wszystkich czasów. Siedem złotych i palących się świeczników to nie tylko siedem wspólnot Kościoła w Azji wraz z ich pasterzami, ale obraz całego Kościoła, wszystkich czasów. Kościół to Żyjący Pan pośród swoich uczniów, to „wyspa ocalenia” dla świata. To miłosierdzie większe od naszego pomnażania chaosu przez grzech i zabijanie. To „grota odrodzenia” dla grzeszników, zalęknionych i bardzo słabych (por. Ap 1, 9nn).

Rana Jego Serca i rany dłoni, które pokazuje Pan w wieczerniku, są jak grota. Można w nie wejść i odnaleźć Pana. Tego samego Jezusa, co na krzyżu. Chrystus żyje i daje słowo-czyn miłosierdzia, chce, aby słowa rozgrzeszania: „Komu odpuścicie grzechy, będą odpuszczone..” (J 20, 22-23) były misją życia apostołów.

Każdy kto wszedł w „grotę miłosierdzia”, był u spowiedzi i od następcy apostołów otrzymał rozgrzeszenie wie, co to znaczy znaleźć się we wnętrznościach Bożego Miłosierdzia, żyć nowym życiem w Chrystusie i w Kościele, przechodzić nieustannie przez bramy miłosierdzia oraz wprowadzać w nie innych.

Tomasz chce wejść w rany Jezusa jak w grotę. Czy nie za wiele pragnie? Ale czy nie są to również nasze pragnienia? Zna te pragnienia Jezus i odpowiada na nie hojnie:

„Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż /ją/ do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20,27). Jest pewna różnica pomiędzy sposobem wyrażenia pragnienia przez Tomasza, a zaproszeniem do wejścia w rany, które płynie od Jezusa. Tomasz mówi, że chce zobaczyć oraz od razu włożyć palec i rękę w rany Pana (grec. „balo” znaczy dosłownie włożę, ale i rzucę). Jest w tym jakaś ludzka niecierpliwość, a może i gwałtowność Tomasza. Jezus mówi inaczej: najpierw używa słowa „nieś (grec. „fere”) swój palec… zobacz ręce… nieś rękę i włóż w bok”. 

Czym innym jest wejść i wyjść do groty czy do kościoła tak, jak do atrakcji turystycznej lub muzeum, a czym innym jest „nieść siebie” całego i cierpliwie, zamieszkać w Kościele jak w domu; miłosierdzie potraktować jak misję i zadomowić się w nim.     

Piotr zniósł siebie przez łzy, zapłakał nad swoją zdradą, a Pan ofiarował mu ponownie przymierze miłości (J 21,15-19). Zanurzony w miłosierdziu przez Ducha Świętego przechodzi pośród chorych, a oni wstają. Dotykał ich tylko cień Piotra. Cień, to chyba jedno z najbardziej możliwych delikatnych muśnięć.  Ale właśnie ten „dotyk cienia” zabierał chorych na wyspę miłosierdzia pośród cierpienia tego świata (por. Dz 5,12-16). 

Jezus, "Pierwszy i Ostatni, i Żyjący", Miłosierny z otwartymi ranami, mówi do nas przez św. Faustynę: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia… Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła  miłosierdzia  Mojego. Która dusza  przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski” (Dzienniczek, 299 i 699).

o. Andrzej Prugar/franciszkanie.pl