Co jakiś czas Kazimierz Marcinkiewicz przypomina o sobie Polakom, w coraz bardziej absurdalny sposób próbując zaszkodzić Prawu i Sprawiedliwości oraz przysłużyć się rządowi Donalda Tuska. Po ostatniej wypowiedzi byłego premiera dla „Faktu” nad karierą polityzną dawnego nauczyciela fizyki w gorzowskich szkołach pochylił się na łamach portalu Dobitnie.pl prof. Jan Majchrowski, który przypomniał, że kariera ta rozpoczęła się od działalności w Zgromadzeniu Chrześcijańsko-Narodowym, kiedy to Marcinkiewicz kreował się na wzorowego katolika, ojca i męża. W ten sposób zdobywał kolejne stanowiska, aż wreszcie został na chwilę szefem rządu. Później nie udało mu się zostać prezydentem Warszawy i trafił do Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie.
- „Wtedy nastąpiła (kolejna) wielka zmiana. A właściwie dwie. Jedna w wizerunku prywatnym, druga w politycznym. Nastała era Isabel. Polska wstrzymała oddech, gdy Kazimierz Marcinkiewicz dawał się sfotografować kolorowym pismom przy wybieraniu pierścionka zaręczynowego dla nowej, młodziutkiej narzeczonej. W niego też wstąpił młody duch. Ten sam, który wiódł go już po gorzowskim parkiecie, gdy jako premier prowadził w tańcu atrakcyjną licealistkę Olę na jej studniówce. Teraz były premier Marcinkiewicz brylował już na okładkach i wkładkach wszystkiego, niczym Paris Hilton”
- przypomina prof. Majchrowski.
Politycznie natomiast w Marcinkiewiczu objawiło się przywiązanie do liberalizmu i zwrócił się w stronę Platformy Obywatelskiej. Na szczyty polityki jednak byłemu premierowi nie udało się już wrócić. W mediach natomiast największe zainteresowanie budził jego rozwód i niepłacone alimenty.
- „Okazało się, że nikt go nie chce, nie potrzebuje. Może tylko w weekend do TVN-u zaproszą, żeby mógł pokąsać PiS i Jarosława Kaczyńskiego, który onegdaj zrobił z niego premiera, pokazując przy okazji, jak ważną sprawą jest trafny dobór kadr”
- pisze autor.
„Ukąsić” PiS próbował w czasie kampanii prezydenckiej, zawzięcie atakując Karola Nawrockiego.
- „Kazimierz Marcinkiewicz musi się włączyć. Przeważyć szalę zwycięstwa na rzecz Trzaskowskiego. Zadać niespodziewany, decydujący cios. Umieszcza na swoim profilu alarmującego tweeta: Wyskoczyli z krzaków w kominiarkach pod domem, bili bez opamiętania. Na załączonym zdjęciu widać jego twarz — całą w plastrach i sińcach. Wygląda na to, że nieznani sprawcy pobili go i grozili mu śmiercią: Jeśli jeszcze raz powiesz na naszego człowieka gangus – nie żyjesz”
- relacjonuje prof. Majchrowski.
- „Dziennikarka Faktu dopytuje, co się właściwie stało. Kazimierz wyjaśnia z rozbrajającą szczerością, że to tylko prowokacja: „Użyłem czekolady i pasty pomidorowej”. Nie stał się jednak głównym tematem kampanii. Chyba sam zrozumiał, że to nie był najlepszy pomysł. Wpis i zdjęcie skasował, a przy okazji zniknął cały jego profil na X. Tyle że internet nie zapomina. Ludzie też. A prezydentem został ten gangus Nawrocki. Oj, niedobrze…”
- dodaje.
Kolejną okazję do przypomnieniu o sobie Marcinkiewicz dostrzegł w doniesieniach na temat spotkania Szymona Hołowni i Jarosława Kaczyńskiego w mieszkaniu Adama Bielana.
- „Kazimierz musi zabrać głos. Dużo wie… Jest wtajemniczony. Nie, nie w rozmowy — w takich nie uczestniczy od dawna. Ale sam coś widział. Zdradza Faktowi: „Widziałem Bosaka, Czarnka i Marka Jurka, ale nie wiem, do kogo chodzili. Jedno jest pewne — planują, jak obalić Tuska”
- przywołuje wywiad z Marcinkiewiczem autor.
- „Biały Kamień — ulica w Warszawie, gdzie metr kwadratowy potrafi kosztować blisko 32 tysiące złotych. Nieźle. Podobno mieszka tam Adam Bielan, u którego Jarosław Kaczyński spotkał się z Szymonem Hołownią. Ale Kazimierz wszystko widzi. Pewnie z sąsiedniego okna… Bo były premier nie może przecież mieszkać byle gdzie, w byle Gorzowie, przy byle ulicy. Musi być w centrum wydarzeń. Trzymać rękę na pulsie.
Strzeżcie się więc, knujący spisek politycy, nieprzyjaciele Donalda Tuska! Zwyczajem starszych pań, wspartych łokciami na poduszce w oknie (bo takie wysiadywanie bywa męczące), były Prezes Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej cały czas obserwuje tę strategiczną ulicę. Mysz się nie prześliźnie!
Raz, dwa, trzy — Marcinkiewicz patrzy!”
- podsumowuje.