Najpierw były wnioski o rozbijanie instytucji państwa, potem milczenie wobec prób niszczenia suwerenności przez unijne organy, a teraz… nieoficjalne doniesienia mówią o czymś, co wielu prawników już określa jako próbę zamachu stanu. Według relacji dziennikarza Polsat News Marcina Fijołka, Donald Tusk miał złożyć Szymonowi Hołowni propozycję nielegalnego zablokowania zaprzysiężenia nowo wybranego prezydenta Karola Nawrockiego. Wszystko wskazuje na to, że plan był starannie przygotowany i wymierzony nie tylko w konkretną osobę, ale w sam ustrój Rzeczypospolitej Polskiej.

Zachowanie Donalda Tuska coraz częściej postrzegane jest przez obserwatorów sceny politycznej jako działanie zgodne z interesami Berlina i Brukseli, a nie Warszawy. Jego bliskie relacje z niemieckimi politykami, szczególnie z kanclerzem Olafem Scholzem, oraz jego wcześniejsza kariera jako przewodniczącego Rady Europejskiej, tylko pogłębiają podejrzenia, że Tusk nie realizuje polskiego interesu narodowego, lecz dyrektywy płynące zza Odry.

Propozycja dla Hołowni – aby ten przerwał Zgromadzenie Narodowe i uniemożliwił zaprzysiężenie Karola Nawrockiego – mogła oznaczać faktyczne unieważnienie demokratycznych wyborów, a więc bezprecedensowe pogwałcenie konstytucji. To nie jest tylko polityczny manewr – to jawne uderzenie w fundamenty ustrojowe państwa polskiego.

Marszałek Hołownia, według dostępnych informacji, miał odmówić udziału w tym nielegalnym procederze. Jednak fakt, że taka propozycja w ogóle padła, zasługuje na natychmiastową reakcję organów państwowych i wyjaśnienie przez komisję śledczą. „To giertychiada Tuska – zamach na konstytucyjny organ państwa” – komentował sprawę Paweł Szrot, były szef gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy.

Poseł Paweł Jabłoński zwrócił uwagę, że za samo podżeganie do zamachu stanu grozi nawet 20 lat więzienia. Jeśli informacje się potwierdzą, Donald Tusk powinien stanąć przed Trybunałem Stanu – nie jako polityk, ale jako człowiek podejrzewany o próbę zniszczenia demokracji i suwerenności Polski.

Zastanawiające jest milczenie liderów unijnych instytucji wobec narastających w Polsce napięć konstytucyjnych. Podobnie jak przy blokadzie środków KPO, które miały wspierać rozwój Polski, a które przez wiele miesięcy były wykorzystywane przez Brukselę jako narzędzie nacisku politycznego. Tusk, który był wówczas rzecznikiem interesów UE, dziś zdaje się kontynuować tę linię jako premier. Linia ta nie polega jednak na wzmacnianiu Polski, ale na jej stopniowym podporządkowywaniu zachodnim ośrodkom decyzyjnym.

Jeśli premier polskiego rządu naprawdę próbował zablokować legalne zaprzysiężenie prezydenta RP – to nie mamy już do czynienia z normalnym sporem politycznym. Mamy do czynienia z atakiem na państwo polskie i jego obywateli. Wymiar sprawiedliwości i opinia publiczna muszą stanowczo zareagować. Milczenie oznacza zgodę. A Polska nie może sobie pozwolić na akceptację sterowanego z zewnątrz rozmontowywania własnej państwowości.