Dobre wieści: Stopa bezrobocia w lipcu była najniższa od ćwierćwiecza. Złe wieści: w Polsce wciąż jest 1,3 mln bezrobotnych. Paradoksalne wieści: Pracodawcy od miesięcy narzekają na brak rąk do pracy. 

Z czego wynika ten dość niecodzienny stan rzeczy? Wbrew pozorom wcale nie z tego, że polscy pracodawcy poszukują jedynie informatyków, fizyków jądrowych i astronautów. Dzisiaj bezrobotni mają wiele ofert pracy. Potwierdza to wiele pośredniaków. 

Pracownicy tychże obserwują sytuację na rynku i wyciągają z niej szokujący wniosek - do pracy nie idą jedynie ludzie, którzy wcale do niej nie chcą iść. Według szacunków aż jedna trzecia zarejestrowanych bezrobotnych jest zarejestrowana wyłącznie po to, aby mieć ubezpieczenie zdrowotne i mieć odpowiednie papiery pomocne przy staraniach o zasiłek. 

Pracownicy pośredniaków domniemają też, że wielu bezrobotnych specjalnie nie idzie do legalnej pracy, bo kalkulują, że z pracy na czarno uda im się uzyskać więcej pieniędzy. 

Ale, ale! Przecież powinno być tak, że bezrobotni mobilizowani przez urzędy pracy do podjęcia... pracy, powinni działać, a przypadku braku działań i niechęci korzystania z różnych ofert, powinni wypadać z rejestru. Rzeczywiście tak się dzieje, ale nie w przypadku tzw. III profilu, czyli bezrobotnych zakwalifikowanych jako szczególnie trudne przypadki (np. osoby wymagające pomocy medycznej lub psychologicznej). Takim osobom urzędy nie mogą składać ofert pracy, dopóki nie otrzymają oni odpowiedniej pomocy. Tej zaś wiele urzędów nie może spełnić z powodu niedoborów budżetowych. Więc koło się zamyka, a bezrobotni pozostają bezrobotni, co bardzo często im jak najzupełniej odpowiada. 

Jednym z powodów "lenistwa" bezrobotnych jest też fakt, że przez brak komunikacji między różnymi departamentami systemu pomocy społecznej, ludzie mogą otrzymać nawet kilka różnych zasiłków. Wtedy rachunek staje się prosty - pieniądze bez pracy plus jeszcze trochę pieniędzy z pracy na czarno, czy może ciężka praca za niewiele więcej? Chyba wiadomo, jakiej odpowiedzi udziela wiele osób. 

emde/rp.pl