W nocy 10 września ponad 20 rosyjskich dronów wleciało w przestrzeń w powietrzną Polski. Z danych, które znamy według stanu na teraz, większość tych dronów celowo skierowano na terytorium Polski. Większość dronów to tzw. drony-wabiki Gerbera, które nie posiadają głowic bojowych i służą z reguły do ataków saturacyjnych, by przeciążyć ukraińską obronę przeciwlotniczą. Znaczna ich część startowała z terytorium Białorusi. Mniejsza część – to były drony typu Szahed z głowicą bojową, które przelatując przez terytorium Polski, prawdopodobnie miały uderzyć na cele ukraińskie ze strony Polski. 

Dla przeciwdziałania temu atakowi użyto lotnictwa polskiego i samolotów holenderskich przy wsparciu samolotów AWACS naszych sojuszników i radarów naziemych. Samoloty zestrzelić miały drony Szahed, ignorując jednocześnie drony-wabiki Gerbera. Drony Gerbera miały być kierowane z pomocą modułów z zainstalowanymi kartami SIM jednego z polskich operatorów komórkowych. 

Natychmiast w Polsce masowo zaczęły się pojawiać komentarze sugerujące, że jest to tak naprawdę prowokacja ukraińska. Rzekomo Ukraińcy mieli przekierować te drony na terytorium Polski albo też celowo przepuścić przez swoje terytorium nie zestrzeliwując je. Pomijam fakt, że są to po prostu drony rosyjskich modeli i ze szczątków widać, że Gerbery zostały dostosowane dla długotrwałego lotu na przykład poprzez instalowanie dodatkowych zbiorników. Ukraińcy po prostu nie mają na wyposażeniu nic podobnego. Pomijam, że rosyjska rządowa propaganda w telewizji wprost się chwali tym atakiem i zapowiada kolejne. Ale obalić te tezy można w inny sposób. Pomimo konfliktów, które pojawiły się w stosunkach polsko-ukraińskich w ostatnim czasie, strona ukraińska zareagowała na tą obecna sytuację w sposób bardzo racjonalny. Prezydent Zełeński natychmiast zaproponował współpracę i udostępnienie Polsce ukraińskich doświadczeń w sprawie wybudowania własnego skutecznego systemu walki z masowo używanymi niedrogimi rosyjskimi dronami. Większość ukraińskich komentatorów, którzy mają wpływ na opinie publiczną wzywało do odpowiedzialnego podejścia i o wsparcie strony polskiej w sprawie przeciwdziałania atakom dronowym, sugerując, że Ukraina ma wesprzeć kraj, który wspierał ją od początku wojny i w ten sposób również zabezpieczyć swój własny tył i ciągi logistyczne, przez które transportowane jest zachodnie uzbrojenie dla Ukrainy. Strona ukraińska proponuje swoje doświadczenie w budowaniu niedrogiego w utrzymaniu i skutecznego systemu obserwacji i strącania dronów tego typu. Również Ukraińcy proponują szkolenia dla polskich operatorów tych systemów jak również i możliwe szkolenia dla operatorów dronów przechwytujących. System podobny może zostać wybudowany w oparciu o polskie podzespoły, które są skutecznie na Ukrainie wykorzystywane i jednocześnie z jakiegoś powodu nie trafiają na uzbrojenie polskiej armii. Nie chodzi więc o uzależnienie się od strony ukraińskiej. 

Jeżeli przyjmiemy, że ta sytuacja jest prowokacją ukraińską, to musimy założyć absurdalną sytuację, w której Ukraińcy atakują dronami tylko po to, by pomóc w wybudowaniu systemu antydronowego, z pomocą którego Polacy przecież będą w stanie bronić się przed każdym atakiem dronowym. Co jest wewnętrznie sprzeczne i nie ma sensu. 

Ale dlaczego w ogóle potrzebujemy takiego systemu? Z innej strony pojawiają się tezy iż polskie lotnictwo wraz ze wsparciem sojuszników i bez ukraińskich doświadczeń dobrze sobie poradziło. Miało rozpoznać, które drony są niebezpieczne, a które nie mają głowicy i zestrzelić tylko te niebezpieczne. Co już jest dziwnym podejściem biorąc pod uwagę, że te „bezpieczne” drony mogą również mieć za zadanie przetestowanie polskiej reakcji i mieć pewne systemy rozpoznania zainstalowane na nich. Mogą szukać dziur w obronie przeciwlotniczej i torować drogę dla kolejnych ataków. Ale sedno problemu polega na czymś innym. Każda odpowiedź na wrogi atak musi być adekwatna do środków użytych podczas ataku. Po to, by przysłowiowo nie strzelać z armaty do wróbla. Wojna za naszą wschodnią granicą jest wojną wysokiej intensywności, zużywane tam są miliony pocisków i tysięcy dronów i rakiet. Budując system przeciwdziałania rosyjskim atakom dronowym, nie możemy traktować tych ataków jako jakieś sporadyczne zjawisko. Musimy zakładać, że możemy się stać w wypadku wojny celem zmasowanych ataków z użyciem setek podobnych dronów i te ataki mogą się powtarzać przez długi czas. Nie będziemy w stanie zneutralizować ich z pomocą samych samolotów bojowych i rakiet koszt kórych czasem dziesięciokrotnie przewyższa koszt takiego Szaheda. Tak można przeciwdziałać tym atakom przez krótki okres po czym zapasy tej cennej amunicji się wyczerpią. I na to też liczą Rosjanie, na długotrwałą wojnę na wyczerpanie.

Według stanu na dziś jedynym krajem świata, który ma doświadczenia radzenia sobie ze zmasowanymi atakami dronów, jest Ukraina, która właśnie proponuje Polsce wsparcie w radzeniu sobie z tym zagrożeniem. Nikt inny nie ma tego doświadczenia i tych technologii, takich jak na przykład skuteczne i niedrogie drony przechwytujące, których zadaniem jest zestrzeliwanie właśnie Szahedów. Wielka Brytania dziś podpisała z Ukrainą porozumienie w sprawie produkcji tego typu dronów na swoim terytorium. Pytanie pozostaje, czy polski rząd wyciągnie wnioski z obecnej sytuacji i zacznie nadrabiać te zaległości, które w tej dziedzinie mamy, czy też pozostanie przy obecnej sytuacji i będzie pokładał nadzieje na samoloty, tradycyjne radary i systemy obrony przeciwlotniczej? Czas pokaże. 

Mikołaj Susujew