Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Co tak naprawdę zaskarżyli Czesi? O co toczy się spór?

Rafał Skorupiński, Naczelny Inżynier Górniczy KWB Turów: Zacznijmy od tego, że Kopalnia Węgla Brunatnego Turów od kilkudziesięciu lat leży w bliskiej odległości zarówno od granicy polsko-czeskiej, jak i polsko-niemieckiej, co sprawia, że na przestrzeni całego okresu funkcjonowania zakładu, działalność kopalni była przedmiotem zainteresowania naszych sąsiadów. Protesty strony czeskiej sformułowane i nasilone w ostatnim czasie mają związek z decyzją Ministra Klimatu i Środowiska wydłużającą okres obowiązywania koncesji dla Kopalni Turów do 2044 r., a więc do niemal całkowitego wyczerpania się złóż węgla i tym samym zakończenia pracy pobliskiej Elektrowni Turów. To, że kopalnia będzie pracować do 2044 r. nie jest niczym nowym – już w 1994 r. wszystkie dokumenty planistyczne, w tym plan zagospodarowania złoża, wskazywały rok 2044 jako datę zakończenia wydobycia węgla z Kopalni Turów, co zbiegnie się z zakończeniem pracy nowego bloku energetycznego, który został wybudowany w Elektrowni Turów za 4 mld zł.

Strona czeska twierdzi, że rozbudowa Kopalni Turów będzie mieć negatywny wpływ na regiony przygraniczne, gdzie obniża się poziom wód gruntowych, co może doprowadzić do utraty dostępu do wody pitnej przez okolicznych mieszkańców. W tym miejscu chciałbym jednak stanowczo podkreślić, że kopalnia Turów się nie rozbudowuje. Wydobycie węgla w Kopalni Turów realizowane jest wyłącznie w obszarze górniczym „Turoszów-Bogatynia”, który wyznaczony został w koncesji z 1994 r. W praktyce oznacza to, że Kopalnia Turów nie powiększy swojego obszaru górniczego poza granice wyznaczone 27 lat temu. Co więcej, obszar faktycznie prowadzonej działalności wydobywczej jest o ponad połowę mniejszy w stosunku do obszaru górniczego określonego w koncesji z 1994 r. Plan zagospodarowania złoża zakładał już 25 lat temu, że Kopalnia Turów będzie działać do 2044 r., więc strona czeska od 25 lat powinna mieć świadomość i wiedzę, że na terenie przygranicznym są i będą prowadzone prace górnicze. Wydobycie węgla brunatnego w Turowie na przemysłową skalę prowadzone jest od 1904 roku. Od 18 czerwca 1947 r., czyli od dnia przejęcia Kopalni Węgla Brunatnego Turów przez Państwo Polskie, koncesje na wydobycie przedłużane były kilkukrotnie.

Odnośnie obaw dotyczących przygranicznych wód podziemnych podkreślam, że Kopalnia Turów dba o zasoby wodne, a obawy czeskich sąsiadów o niski poziom wód spowodowany działalnością wydobywczą są nieuzasadnione. Ten temat podejmowaliśmy wielokrotnie podczas transgranicznych konsultacji społecznych. Poziom wód podziemnych w aspekcie oddziaływania odkrywki Turów jest od wielu lat monitorowany przez polsko-czeskie i polsko-niemieckie zespoły specjalistów. Sieć obejmuje ok. 550 miejsc pomiaru zwierciadła wód podziemnych, z czego ponad 150 należy do polsko-czeskiej i polsko-niemieckiej sieci pomiarowej. Jedyne źródło, które znajduje się w strefie potencjalnego wpływu kopalni to źródło w czeskiej wiosce Uhelna, którą zabezpieczyliśmy poprzez budowę podziemnego ekranu przeciwfiltracyjnego za 17 milionów zł. Ekran jest już gotowy i obecnie sprawdzana jest jego skuteczność – w razie konieczności ekran będzie można rozbudować.

Dodatkowo jesteśmy w posiadaniu niezależnej opinii Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Państwowego Instytutu Badawczego, która wskazuje, że to nie Kopalnia Turów ma główny wpływ na stosunki wód podziemnych na polsko-czeskim pograniczu, tylko susza hydrologiczna, która u naszych południowych sąsiadów jest największa od ponad 300 lat. Z analizy wynika, że główny wpływ na zasoby wodne przy czeskiej granicy mają warunki meteorologiczne, co zostało potwierdzone przez naukowców podczas 30-letniej obserwacji górskiego obszaru Worka Żytawskiego, w którym znajduje się turoszowski kompleks energetyczny. Naukowcy wskazali także, że rejon ten jest szczególnie narażony na susze hydrologiczne. Niezależne opracowanie ekspertów IMiGW zawiera analizę danych i wykonanych obserwacji, uzyskanych na podstawie wieloletnich wyników pomiarowych z wielu stacji opadowych i wodowskazowych, zlokalizowanych na terenie Kopalni Turów i w jej sąsiedztwie, po polskiej i czeskiej stronie granicy.

Kiedy pojawiły się problemy i „zatargi” ze stroną czeską? Jakie były problemy związane z odnowieniem koncesji?

Z perspektywy PGE nie możemy tu mówić o jakichkolwiek zatargach bądź konfliktach z Republiką Czeską, które miałyby wystąpić na etapie procedowania przedłużenia koncesji dla Kopalni Turów. My ze swojej strony wypełniliśmy wszystko, a nawet więcej niż to, co było określone w przepisach prawa. Zgodnie ze sztuką, przygotowaliśmy obszerny, ok. 900 stronicowy raport środowiskowy, określający wpływ Kopalni Turów na każdy komponent środowiska – wraz ze wskazaniem środków, które obligujemy się podjąć aby ten wpływ maksymalnie zminimalizować. Ponadto przeprowadzone zostały konsultacje społeczne zakończone podpisaniem przez Czechów protokołu z uzgodnień, co było podstawą do przyznania kopalni decyzji środowiskowej, a następnie koncesji na dalszą działalność. Wszystkie zapisy, które znalazły się w decyzji środowiskowej, m.in. ten, który mówi o konieczności budowy ekranu przeciwfiltracyjnego na granicy kopalni i Czech, są przez nas skrupulatnie realizowane. Co więcej, w trakcie postępowania zorganizowaliśmy dla mieszkańców czeskich miejscowości przygranicznych dodatkowe, nieobligatoryjne spotkania, podczas których każdy mógł zadać nurtujące go pytanie i uzyskać na nie od przedstawicieli PGE GiEK i zewnętrznych ekspertów wyczerpujące odpowiedzi. Podkreślenia wymaga fakt, że przedstawiciel rządu czeskiego – Wiceminister Ochrony Środowiska, jako delegat posiadający legitymację w zakresie podpisania protokołu z postępowania transgranicznego, podpisał go, czym zakończył to postępowanie. Konflikt wywołany przez rząd czeski, stawia pod znakiem zapytania przestrzeganie wzajemnych unijnych przepisów. Jakie zatem znaczenie dla przestrzegania prawa (w tym unijnych zasad) ma złożony podpis, który sankcjonuje szereg wzajemnych ustaleń i uzgodnień, w przedmiocie kontynuacji wydobycia, skoro ponownie, ale nie na szczeblu eksperckim lecz na szczeblu politycznego sporu, omawiane są kwestie oddziaływań na środowisko.

Jakie są główne rozbieżności w negocjacjach – czy chodzi o niedobór wody po stronie czeskiej czy jej zanieczyszczanie? Czy może jeszcze inne czynniki mogą wchodzić w grę?

Negocjacje prowadzone przez polski rząd z Republiką Czeską przebiegają z zachowaniem pełnej poufności, dlatego też nie możemy odnieść się do ich szczegółów. Natomiast podkreślenia wymaga fakt, że Kopalnia Turów od lat przeznacza znaczne środki finansowe na zabezpieczenie lokalnej społeczności – nie tylko mieszkańców Bogatyni, ale także naszych zachodnich i południowych sąsiadów, przed wpływem działalności górniczej. Regularnie badane i sprawdzane przez niezależne instytucje są wszystkie czynniki, które poprzez pracę kopalni mogą mieć skutki ekologiczne. Wyniki kontroli jednoznacznie potwierdzają, że jesteśmy zakładem odpowiedzialnym środowiskowo, co jest możliwe dzięki wielomilionowym inwestycjom ograniczającym nasz wpływ na pobliskie tereny. O ich skali świadczy aż 90 milionów zł, które tylko w ciągu ostatnich 5 lat przeznaczyliśmy instalacje proekologiczne.

W ciągu ostatnich kilku lat, działania minimalizujące wpływ kopalni na środowisko koncentrowały się przede wszystkim na ograniczeniu emisji pyłu i hałasu oraz ochronie wód. W ramach tych działań wykonano rozbudowę oczyszczalni ścieków, modernizację zasobników węglowych i systemu zamgławiania.

W rejonie osiedli mieszkalnych wybudowaliśmy ekran akustyczny. Ma on długość ok 600 m i jest wysoki na 7 m. Obniżył on emisję hałasu z obszaru kopalni nawet o 7 decybeli, co w znaczący sposób ograniczyło uciążliwość tej emisji. Koszty tej inwestycji to prawie 5 mln zł .

Jednocześnie na terenie kopalni stale prowadzone są prace modernizacyjne przenośników taśmowych. Systematycznie wymieniane są krążniki na tzw. cichobieżne, które powodują zmniejszoną emisję hałasu. W latach 2016-2020 wymieniono 10 000 krążników za prawie 15 milionów zł, co w niektórych rejonach dało efekt redukcji emisji hałasu nawet o ok. 10 dB.

Aby ograniczyć występowanie uciążliwego pyłu, na maszynach i przenośnikach taśmowych zamontowaliśmy nowoczesne systemy zamgławiania, a drogi wewnętrzne są regularnie zraszane. Nowobudowane przenośniki od razu wyposażane są w systemy zraszania. W efekcie, emisja pyłu została zredukowana o ponad 90 proc. W ostatnich latach na te rozwiązania przeznaczyliśmy prawie 6 mln zł. Aby ograniczyć tzw. emisję niezorganizowaną, czyli występowanie pyłu węglowego w powietrzu, planowana jest budowa ekranu przeciwwiatrowego. Powstanie on w rejonie zasobnika węglowego i ograniczy siłę wiatru w tym rejonie. Ta inwestycja będzie kosztować około 20 mln zł.

Modernizujemy kopalniane oczyszczalnie wody, m.in. w zakresie rozbudowy o instalację do odwodnienia osadów. Wody oczyszczane są w trzech nowoczesnych oczyszczalniach. Spełniamy wszystkie wymogi w zakresie jakości odprowadzanych wód kopalnianych do pobliskich rzek i cieków wodnych. Dbamy także o wody głębinowe – od ponad 30 lat na granicy kopalni i Niemiec funkcjonuje wybudowany przez nas podziemny ekran przeciwfiltracyjny, który chroni przed wpływem kopalni przygraniczne, niemieckie wody, w tym Nysę Łużycką. Ekran ten jest bardzo podobny do tego, który aktualnie wybudowaliśmy na granicy kopalni i Czech.

To tylko wycinek z prowadzonych przez Kopalnię działań proekologicznych, bo ich skala jest ogromna. Nie wiem, czy którakolwiek z pobliskich kopalń węgla brunatnego zarówno po stronie Czech, jak i Niemiec, z tak ogromną odpowiedzialnością podchodzi do kwestii dbałości o środowisko naturalne, w tym o komfort życia okolicznych mieszkańców.

Jaką rolę w opóźnieniu odnowienia koncesji odegrały organizacje pozarządowe i jakie to były organizacje?

Prawdą jest, że na etapie uzyskiwania decyzji środowiskowej dla koncesji na kontynuację eksploatacji w Kopalni Turów, organizacje ekologiczne – zarówno polskie jak i międzynarodowe takie jak m.in. EKOUNIA, Stowarzyszenie Rozwój Tak Odkrywki Nie, Greenpeace Polska, Czechy i Niemcy, wnosiły do sprawy swoje głosy sprzeciwu, często sugerując, że działalność turoszowskiej odkrywki powinna jak najszybciej zostać zakończona. Łatwo jest wypowiadać takie stwierdzenia bez szerszego spojrzenia na wszystkie argumenty, które jednoznacznie świadczą, że turoszowski kompleks energetyczny powinien dalej funkcjonować. Konsekwencje „dzikiej” transformacji energetycznej zagłębia turoszowskiego byłyby tragiczne w skutkach. Należy tu spojrzeć na kilka płaszczyzn:

ekonomiczną – bo nagłe zaprzestanie wydobycia wiązałoby się z ogromnym obciążeniem budżetu PGE i państwa, a także ograniczyłoby przychody Gminy Bogatynia;

społeczną – zwolnienia kilku tysięcy pracowników Kopalni i Elektrowni Turów i firm współpracujących, a także chaos i napięcia między Czechami i Polakami mieszkającymi na trójstyku;

ekologiczną – brak spełnienia warunków do odpowiedniego zabezpieczenia wyrobiska i wzrost tzw. „niskiej emisji” z powodu braku dostaw ciepła z Elektrowni Turów do tysięcy mieszkańców Bogatyni.

W ostatnim czasie turoszowskie zagłębie zapewniało zamówienia dla blisko 3000 dostawców i podwykonawców kopalni oraz elektrowni. Tylko w ostatnich dwóch latach kompleks górniczo-energetyczny zawarł kontrakty z firmami zewnętrznymi – w większości polskimi małymi i średnimi polskimi firmami – o wartości ok. 5,5 mld złotych.

Oprócz likwidacji rynku zbytu dla tysięcy firm działających w otoczeniu Turowa, zamknięcie kopalni spowodowałoby dalsze straty w wysokości ok. 13,5 mld złotych. Szacunki wskazują, że taką właśnie kwotę pochłonęłaby m.in. konieczność zwolnienia tysięcy pracowników, nagłe zaprzestanie produkcji energii elektrycznej w pobliskiej elektrowni, koszty inwestycji budowy nowoczesnego bloku energetycznego o mocy 496 MW w Elektrowni Turów, a także straty wynikające z poniesionych już ogromnych nakładów na proekologiczne modernizacje, dokonane w ostatnich latach.

Zatrudnienie bezpośrednio w Kopalni i Elektrowni, w spółkach zależnych oraz podmiotach współpracujących zapewnia stabilny byt około 60-80 tysiącom osób, wliczając w to rodziny. Likwidacja działalności Elektrowni i Kopalni Turów bez zapewnienia rozłożonego na lata programu transformacji oznaczałaby załamanie lokalnego rynku pracy oraz dramatyczny wzrost bezrobocia i upadłość setek firm. Szacuje się, że nawet 4 etaty generuje każde miejsce pracy w firmach dostawczych i usługowych obsługujących kopalnię i elektrownię w Turowie. To oznacza, że blisko 15 tys. osób jest bezpośrednio związanych z funkcjonowaniem turoszowskiego kompleksu energetycznego.

Jednocześnie należy mieć świadomość, że Kompleks Turów to nie tylko miejsca pracy, ale istotny wkład w gospodarkę regionu dzięki podatkom i opłatom odprowadzanym na rzecz lokalnych gmin i powiatów. Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat było to około 200 mln zł.

Czy to prawda, że Czesi pobierają polskie złoża wody?

W bardzo bliskiej odległości od problematycznego ujęcia wody pitnej w czeskiej miejscowości Uhelna funkcjonuje czeska żwirownia Grabstejn. Niestety Kopalnia Turów nie wie, jakie jest jej rzeczywiste oddziaływanie na pobliskie wody głębinowe, jednak ogólnie wiadomo, że działalność kopalni żwiru zawsze odwadnia pobliskie tereny. Biorąc pod uwagę budowę geologiczną terenu w pobliżu miejscowości Uhelna można stwierdzić, że żwirownia oddziałuje na pobliskie wody głębinowe sprawiając, że okoliczne użytkowe wody głębinowe płyną w jej kierunku – również te z polskiej strony przygranicza. Na etapie procedowania koncesji, jak również po jej wydaniu, Strona Czeska nie przedstawiła Kopalni Turów żadnych danych, które moglibyśmy szczegółowo przeanalizować i przedstawić wyniki analiz opinii publicznej. Czeska żwirownia nie jest małą kopalnią, ma kilka poziomów wydobywczych, a na jej dnie usytuowany jest duży zbiornik z wodą. Tu należałoby zadać sobie pytanie, czy źródło to jest przez Czechy właściwie eksploatowane, czyli czy Czesi pobierają z niego tyle wody ile powinni. Niestety danych dotyczących ilości pobieranej wody przez mieszkańców i żwirownię z tego źródła Strona Czeska do dziś również nam nie przedstawiła.

Polska wykonała ekran zabezpieczający przed odpływem wód, a czy Czesi też taki ekran posiadają?

Mając na względzie obawy strony czeskiej – tu podkreślam, że mówimy o obawach, bo Kopalnia Turów może mieć jedynie potencjalny wpływ na czeskie użytkowe wody głębinowe, podjęliśmy szereg działań minimalizujących wpływ odkrywki w tym zakresie. W celu ochrony jedynego ujęcia wody pitnej w Uhelnej, na które Kopalnia Turów teoretycznie może mieć (ale nie musi) wpływ i które znajduje się w strefie brzeżnej Niecki Żytawskiej, w której położony jest Kompleks Turów, zbudowany został podziemny ekran na głębokości od 60 do 110 m, który ma na celu zabezpieczenie potencjalnego przepływu wody z terenu Uhelnej w kierunku odkrywki. Chciałbym jednak podkreślić, że ta inwestycja za 17 mln zł jest działaniem profilaktycznym, do którego Kopalnia Turów zobowiązała się dobrowolnie. Paramenty działania podziemnego, szczelnego ekranu będą monitorowane przez służby zarówno polskie, jak i czeskie, i w razie konieczności ekran będzie można rozbudować. Niecka Żytawska, w której położona jest kopalnia, otoczona jest skałami krystalicznymi, które są praktycznie nieprzepuszczalne przez co ograniczony jest odpływ wody z obszarów z nią sąsiadujących. Uważamy zatem, że obawy Czechów o obniżanie się poziomu wód gruntowych z powodu Kopalni Turów zostały przez nas w wystarczający sposób rozwiane. Mamy już doświadczenie w budowie tego typu podziemnych ekranów. Na polsko-niemieckiej granicy funkcjonuje podobny ekran - o długości niemal 4 kilometrów i głębokości do 40 metrów. Ekran spełnił swoje zadanie, pomiary jego szczelności prowadzone są w ramach wspólnej sieci monitoringu polsko-niemieckiego, a wyniki pomiarów piezometrycznych wskazują, że ekran jest szczelny i spełnia swoją rolę.

Z czym wiązałoby się natychmiastowe zamknięcie kopalni oraz jakie miałoby to skutki zarówno społeczne jak i na otoczenie? Jakie są możliwości techniczne, żeby taką kopalnię w ogóle zamknąć?

Czesi w pozwie złożonym do TSUE domagają się wstrzymania wydobycia w Kopalni Turów do czasu wydania wyroku. Nie każdy zdaje sobie sprawę jakie skutki przyniosłoby zrealizowanie tak absurdalnej decyzji. Biorąc pod uwagę kwestie społeczne, gospodarcze, środowiskowe, a także bezpieczeństwo energetyczne Polski, zamknięcie Kopalni Turów z dnia na dzień oznaczałoby katastrofę nie tylko w skali lokalnej ale i ogólnopolskiej. Tak jak wspomniałem wcześniej, straty z tym związane w obszarze technologicznym, biznesowym, społecznym i środowiskowym szacowane są na 13,5 mld zł i wynikają m.in. z braku produkcji energii elektrycznej, konieczności rozwiązania umów mocowych, kosztów zrealizowanych modernizacji dostosowujących instalacje energetyczne do konkluzji BAT, nieopłacalności inwestycji budowy nowoczesnego bloku energetycznego o mocy 496 MW w Elektrowni Turów i konieczności rozwiązania umów o pracę lub wypłatę odpraw pracownikom kompleksu. Dodatkowo zaprzestanie działalności kompleksu Turów w konsekwencji oznaczałoby konieczność natychmiastowego zabezpieczenia wyrobiska. Proces taki musi odbywać się z wieloletnim wyprzedzeniem, z uwagi na zagrożenia geotechniczne i środowiskowe (prowadzenie odwodnienia), które w innym przypadku mogą doprowadzić do katastrofy ekologicznej dużych rozmiarów – z uwagi na skalę przedsięwzięcia. Tu koszty samej rekultywacji szacowane są na 6 mld zł.

Ze względów ekonomicznych oraz uwarunkowań ekologicznych kopalnie odkrywkowe projektowane są w sposób niegwarantujący zachowania długookresowej stateczności skarp i zboczy. Z tego też względu likwidacja wyrobisk kopalń odkrywkowych wymaga realizacji szeregu prac mających na celu zapewnienie długotrwałej stateczności skarp i zboczy po zakończeniu działalności eksploatacyjnej.

Natychmiastowe zamknięcie kopalni w Turowie doprowadziłoby do katastrofy ekologicznej. Gwałtowne zatrzymanie wydobycia i tym samym odwodnienia, doprowadziłoby do zachwiania stabilności skarp kopalni. Katastrofa mogłaby mieć tragiczne skutki dla przygranicznych terenów Czech i Niemiec. Byłoby to całkowitym brakiem odpowiedzialności środowiskowej i stworzyłoby realne zagrożenie dla okolicznych mieszkańców. Nie możemy do tego dopuścić.

Kopalnia Turów jest jedynym dostawcą paliwa dla pobliskiej elektrowni. Nie ma możliwości zapewnienia paliwa z innego wyrobiska, ze względu na technologiczne uwarunkowania produkcji energii z węgla brunatnego związane m.in. z koniecznością utrzymania nieprzerwanych, ciągłych dostaw węgla do elektrowni. W praktyce wstrzymanie dostaw paliwa oznaczałoby natychmiastowe zamknięcie Elektrowni Turów, która jest istotnym elementem polskiego systemu elektroenergetycznego i ma kluczowy wpływ na zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego Polski oraz stabilne dostawy energii elektrycznej do milionów polskich domów. Kopalnia i Elektrownia w Turowie odpowiadają okresowo nawet za 7 proc. krajowej produkcji energii, dostarczając ją do ponad 3 mln gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, w tym do KGHMu.

Elektrownia Turów jest też jedynym dostawcą ciepła sieciowego do Miasta i Gminy Bogatynia. Zaopatruje w ciepło 90 proc. Miasta i Gminy Bogatynia, tj. ponad 1750 punktów odbioru, w tym szkoły przedszkola, żłobki, przychodnie, szpital, firmy, wspólnoty mieszkaniowe i osoby fizyczne.

Jak do ewentualnego zamknięcia odnoszą się górnicy oraz inni pracownicy kopalni Turów?

Myślę, że w obecnej sytuacji stwierdzenie, że pracownikom Kompleksu Turów, jest tak po ludzku przykro, będzie najlepszym określeniem ich nastrojów. Wiele razy zarówno pracownicy jak i mieszkańcy naszego regionu angażowali się w akcje poparcia dla dalszej działalności Kopalni Turów, a tym samym dla całego kompleksu. W czerwcu ubiegłego roku zebrali aż 30 tysięcy podpisów pod petycją w obronie Kopalni i Elektrowni Turów, która za pośrednictwem europoseł Anny Zalewskiej została złożona w Komisji Europejskiej. Poza tym, do Komisji Europejskiej trafiło też 10 tysięcy kartek pocztowych przygotowanych przez okolicznych mieszkańców, na których znalazły się apele o sprawiedliwą, rozłożoną w czasie transformację energetyczną tego regionu. Przykre jest to, że wszystkie te głosy poparcia zostały zignorowane, a los tysięcy osób mieszkających po polskiej stronie granicy stanął w jednej chwili pod ogromnym znakiem zapytania.

To naturalne, że wszyscy martwią się o przyszłość swoją i swojego regionu, co potwierdza przeprowadzone w ostatnim czasie na zlecenie PGE badanie opinii publicznej wśród mieszkańców gminy Bogatynia, mieszkańców czeskiego regionu Hradek nad Nisou oraz niemieckiego regionu Olbersdorf. Mieszkańcom regionu trójstyku granic zostały zadane pytania na temat transformacji energetycznej i sytuacji związanej z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) oraz o dalsze losy Kopalni Turów. Z badań wynika, że 80 proc. badanych ma obawy, że wraz z wygaszaniem kopalni, region przestanie się rozwijać. Trzeba też podkreślić, że relacje przygraniczne stanowią ważny element rozwoju dla całego regionu trójstyku granic, zarówno po czeskiej, jak i polskiej stronie. Wspomniane badania pokazały, że Polaków z Czechami łączą bliskie relacje, a sąsiadom zależy na podtrzymaniu dobrych relacji przygranicznych. Mieszkańcy regionu liczą na szybkie i kompromisowe dla obu stron rozwiązanie sporu o Kopalnię Turów. Zdecydowana większość mieszkańców Bogatyni nie wierzy, że kopalnia mogłaby zostać zamknięta już w tym roku. Na uwagę zasługuje fakt, że aż 82 proc. mieszkańców czeskiego pogranicza wskazało, że zależy im na podtrzymaniu dobrych relacji przygranicznych i liczą na to, że spór o kopalnię uda się rozwiązać szybko i kompromisowo dla obu stron.

Uprzejmie dziękuję za rozmowę