„Teraz obie izby Parlamentu powinny zdecydować, czy sytuacja na granicy jest sytuacją zagrażającą bezpieczeństwu państwa i podjąć decyzję co do odwieszenia poboru w ramach zasadniczej służby wojskowej. Jeśli Parlament uzna, że znamiona tego konfliktu wyczerpują wszystkie przesłanki do odwieszenia służby zasadniczej, to trzeba tę decyzję podjąć. My tych żołnierzy, którzy byliby w ramach zasadniczej służby wojskowej powołani, w miesiąc nie wyszkolimy. To proces, na który potrzeba czasu. Dlatego moim zdaniem rolą Parlamentu jest teraz podjęcie decyzji w tej sprawie” - mówi portalowi Fronda.pl gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych RP.

 

Fronda.pl: Obecnie na granicy z Białorusią mamy do czynienia z kryzysem migracyjnym, któremu towarzyszą liczne prowokacje białoruskich służb. Sytuacja staje się jednak coraz bardziej napięta, w związku z czym coraz częściej pojawia się pytanie, czy grozi nam otwarty konflikt. Kiedy rozmawialiśmy półtora miesiąca temu podkreślał Pan, że jeśli doszłoby do konfrontacji z Białorusią, w trzy dni Wojsko Polskie byłoby w Mińsku. To wariant, w którym w konflikt nie angażuje się Rosja. Zdaje się jednak, że Łukaszenko dziś nie podejmuje samodzielnie decyzji i jeśli zdecyduje się wywołać konflikt, to zrobi to mając pewność co do rosyjskiego wsparcia. Czy w sytuacji, w której białoruską agresję otwarcie wesprą wojska rosyjskie Polska ma szanse się bronić?

Gen. Waldemar Skrzypczak: Polska jest członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego i jeżeli doszłoby do konfliktu, to nie byłby to konflikt tylko z udziałem Polski, ale konflikt z udziałem państw NATO. W takiej sytuacji zadziałałby artykuł 5. i nie bylibyśmy sami. Nie ulega więc wątpliwości, że byłaby to wojna wielkoskalowa, w której Rosja stanęłaby przeciwko NATO.

Białoruska armia jest częścią armii rosyjskiej. Mówiąc o tych trzech dniach chciałem odpowiedzieć na retorykę białoruskich mediów. Tam pojawiają się głosy, że Białoruś zbombarduje Warszawę, że zniszczą nasze wojska itd. Z naszej strony nie ma odpowiedzi polityków, bo nawet nie wypada, aby politycy wypowiadali się w taki sposób. Mnie natomiast jako obywatelowi nie mającemu związku z polityką wolno to powiedzieć. W związku z tym powiedziałem, aby Białoruś nie liczyła, że będzie jej lekko z czymkolwiek, ponieważ Polska jest poważnym przeciwnikiem. Sama Białoruś niech więc lepiej z nami nie zaczyna, bo skończy się to dla Białorusi źle. My oczywiście na Białoruś nie napadniemy. Białoruś musi jednak mieć świadomość, że jakikolwiek konflikt z Polską skończy się porażką Łukaszenki.

Czy natomiast Rosja zaangażuje się w ten konflikt? Rosji być może nie chodzi o to, żeby się angażować, ale żeby sprowokować. Dlatego trzeba być bardzo czujnym i ostrożnym, ale nie można też w tej wojnie informacyjnej dać się Łukaszence zastraszyć, co próbują robić białoruskie media. Musimy być silni i dawać odpór białoruskiej i rosyjskiej propagandzie.

Jeżeli doszłoby do konfliktu z udziałem Rosji, byłaby to wojna wielkoskalowa w Europie, w którą zaangażowałoby się NATO i byłaby to wojna długotrwała. Taka wojna moim zdaniem dla Rosji skończyłaby się źle. Rosja nie wytrzyma długotrwałej wojny. To byłaby długa, bardzo mocno wyniszczająca Rosję wojna, a Rosja bez wojny jest już w gospodarczej zapaści. Zdaje się więc, że ta wojna jest Putinowi niepotrzebna. On prowokuje i nawet zachęca Łukaszenkę do wywołania konfliktu z Polską. My w ten konflikt nie powinniśmy dać się wciągnąć, natomiast nasza retoryka powinna być odstraszająca. Łukaszenko próbuje nas zastraszyć. My się zastraszyć nie damy. Musimy Łukaszenkę odstraszać, mając świadomość tego, że nie jesteśmy chłopcami do bicia. Polska to suwerenne państwo mające swój potencjał militarny i będące w stanie z łatwością poradzić sobie z potencjałem militarnym Białorusi.

Od początku apelował Pan Generał o umiędzynarodowienie kryzysu na polsko-białoruskiej granicy i przestrzegał przed propagandową klęską. Jak widzi Pan ten problem dziś? Zdaje się, że Europa znacznie bardziej się zaangażowała.

Czas najwyższy, aby zaangażowała się Europa i wszyscy inni święci. Zaangażować się musi ONZ, bo to ONZ powinien wziąć na siebie ciężar operacji humanitarnej w tym rejonie. Nie my, nie nasze organizacje, tylko ONZ. Powinien wkroczyć z operacją humanitarną i udzielić tym ludziom niezbędnej pomocy. Ewakuować ich stamtąd i zapewnić im schronienie. To powinna być misja ONZ i czas najwyższy, żeby ONZ wkroczyło. Powinno zrobić to już dawno, ale to bardzo powolna organizacja. Na forum ONZ pojawiła się już ta sprawa. Teraz ONZ powinien podjąć rezolucję o przeprowadzeniu operacji humanitarnej na terenie Białorusi.

Proszę też zwrócić uwagę jaka jest retoryka Putina. On oświadczył, że chętnie udzieli pomocy w rozwiązaniu kryzysu. Najpierw wywołał ten kryzys, a teraz chce być mediatorem. Chce przejąć wiodącą rolę w rozwiązaniu konfliktu. Dla nas nie ma gorszego scenariusza, polskiej dyplomacji nie wolno do tego dopuścić. On nie może być rozjemcą, ponieważ sam ten konflikt wywołał. Teraz chce być cudotwórcą, który uwolni Polskę przed wojną. Nie. Od tego jest NATO, od tego jest Unia Europejska i od tego jest ONZ. Nie Putin, który chce sobie przypisać zwycięstwo. Nie wolno do tego dopuścić!

Premier Mateusz Morawiecki rozmawiał z szefami rządów Litwy i Łotwy o uruchomieniu art. 4. NATO. Co oznaczałoby to w praktyce? Miałoby to wymiar jedynie dyplomatyczny czy taka decyzja pociągnęłaby za sobą jakieś konkretne działania?

Samo podniesienie tematu art. 4. jest bardzo znaczące i wymowne. Wydaje się, że gdyby ten temat był podniesiony nie tylko z udziałem tych trzech państw, ale całego NATO, to Putin miałby się czego bać. To jasny sygnał, że wszystkie państwa NATO są zdeterminowane, aby ten konflikt rozwiązać.

Wsparcie dla Polski płynie też z Ukrainy, która zaoferowała pomoc swojej straży granicznej i żołnierzy, mogących podzielić się informacjami wywiadowczymi. Tymczasem sama Ukraina stoi przed poważnym zagrożeniem. Rosja ponownie koncentruje swoje wojsko przy granicy, a Waszyngton ostrzega o możliwym ataku. Jakie znaczenie miałby taki atak dla sytuacji na granicy polsko-białoruskiej?

Nie wiązałbym tych dwóch rzeczy. Konflikt na granicy polsko-białoruskiej wygaśnie. Wydaje mi się, że w ciągu kilku tygodni on sam się rozwiąże, bo zaczyna już uwierać Putina. Proszę zauważyć, że wszyscy oskarżają o wywołanie tego konfliktu Putina. Nikt nie wierzy w jego zapewnienia, że Moskwa nie ma z tym nic wspólnego. Dlatego zdaje się, że on ten konflikt szybko wygasi.

Co do Ukrainy, moim zdaniem Putin boi się, że Ukraina będzie chciała odbić Ługańsk i Donieck. Proszę pamiętać, że w tym roku Rosja zaliczyła dużą wpadkę. Poniosła klęskę, wspierając Armenię w konflikcie z Azerbejdżanem. Azerbejdżan dał łomot Armenii i zabrał Karabach. Za Armenią stali Rosjanie i to oni ponieśli prestiżową, wizerunkową porażkę. Moim zdaniem Putin boi się, że to, co Azerbejdżanie zrobili z Karabachem, Ukraińcy zrobią z Donieckiem i Ługańskiem. Dlatego trzyma wojska, bo boi się, że Ukraińcy chcieliby wykonać uderzenie i przepędzić separatystów.

W mojej ocenie Putin nie wywoła kolejnej wojny, bo to nie byłaby dla niego łatwa wojna. Ukraina będzie się biła o niepodległość i suwerenność. W tej chwili ma już silną armię i Rosjanom na pewno nie będzie lekko. To też byłaby dla Rosji długotrwała wojna. Ukraina nie jest w żadnym sojuszu i biłaby się z Rosją sama, ale cały świat, w tym Chiny i Turcja, byłby po stronie Ukrainy. Putin ma tego świadomość, dlatego wydaje mi się, że wojny z Ukrainą nie będzie zaczynał, bo może mieć poważne problemy. Nie twierdzę, że by przegrał z Ukrainą, ale uwikłałby się w duży konflikt, który mógłby być dla Rosji podobny do konfliktu w Afganistanie. Putin boi się, że Ukraina będzie dla Rosji drugim Afganistanem.   

Obecny kryzys na granicy, obok pandemii koronawirusa, jest sprawdzianem dla Wojsk Obrony Terytorialnej. Pierwszy raz możemy zobaczyć mobilizację tej utworzonej w 2017 roku formacji. Jak w tym kontekście ocenia Pan Generał decyzję o stworzeniu WOT i ich dzisiejsze możliwości.

Zawsze mówiłem, że była to dobra decyzja. Te wojska są potrzebne. Widać było w czasie pandemii i szczególnie teraz, że ta formacja się sprawdza.

Sytuacja na granicy prowokuje też pytania o zasadniczą służbę wojskową. Dziś kontakt młodych mężczyzn z wojskiem jest ograniczony do stawienia się na komisji i odebrania książeczki wojskowej. Nie mamy młodych rezerwistów. Projekt nowej ustawy o obronie Ojczyzny przewiduje utworzenie dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Uważa Pan Generał, że to rozwiązuje problem czy jednak w jakiejś formie powinien wrócić powszechny pobór?

Na czas pokoju dobrowolna zasadnicza służba wojskowa, przy zbudowaniu odpowiedniego systemu zachęt, jest dobrym rozwiązaniem. W sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa państwa trzeba jednak wrócić do poboru obowiązkowego.

Teraz obie izby Parlamentu powinny zdecydować, czy sytuacja na granicy jest sytuacją zagrażającą bezpieczeństwu państwa i podjąć decyzję co do odwieszenia poboru w ramach zasadniczej służby wojskowej. Jeśli Parlament uzna, że znamiona tego konfliktu wyczerpują wszystkie przesłanki do odwieszenia służby zasadniczej, to trzeba tę decyzję podjąć. My tych żołnierzy, którzy byliby w ramach zasadniczej służby wojskowej powołani, w miesiąc nie wyszkolimy. To proces, na który potrzeba czasu. Dlatego moim zdaniem rolą Parlamentu jest teraz podjęcie decyzji w tej sprawie.

Prawo i Sprawiedliwość chce zwiększyć liczebność wojsk do 300 tys. żołnierzy. Realnym jest, że będzie to armia nie tylko duża, ale dobrze uzbrojona i wyszkolona?

To proces wieloletni, a nie plan na rok czy dwa. Moim zdaniem to plan na dziesięć, dwanaście lat. Decyzja jest jak najbardziej uzasadniona. Musimy zwiększyć potencjał armii, uelastycznić ją i dać jej nowe możliwości. Armia musi być odpowiednio duża, aby mogła wypełnić swoją misję. Tą misją jest obrona Polski. Obecny potencjał w mojej ocenie nie jest wystarczający.

 

Rozmawiał Karol Kubicki