Portal Fronda.pl: Rząd PO-PSL przedstawił budżet na rok 2016. Jak ocenia Pan ten projekt?

Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha: Mamy raport Komisji Europejskiej, według której straty w podatku CIT w Polsce mogą wynosić ok. 46 miliardów złotych. Jest to skutek systemu ze złymi, szkodliwymi i nieefektywnymi podatkami, przez co budżet tworzony jest na fałszywych przesłankach, m.in. dotyczących wpływów podatkowych. Budżet jest podobny do budżetów z lat poprzednich, bo ciągle oparty na nieefektywnych i dlatego coraz wyższych podatkach oraz nadmiernych wydatkach rządu. Wydatki te są wciąż ponad miarę możliwości gospodarczych. Dług publiczny cały czas rośnie. Jest to miara złego rządzenia, które, tak jak w Grecji, prowadzi do niebezpiecznego zadłużenia kraju. Dług będzie w którymś momencie nie do spłacenia, co zagraża stabilizacji społecznej i politycznej Polski. Większe wahnięcia kursu złotego w stosunku do innych walut mogą spowodować trudności w obsłudze długu i wpadnięcie w spiralę zadłużenia. Budżet państwa, w którym na samą tylko spłatę odsetek od zadłużenia wydaje się więcej niż na edukację, zdrowie czy obronę, jest budżetem z definicji złym.

W budżecie zakłada się wzrost PKB na poziomie 3,6 proc., inflację 1,7 proc. To nie są zbyt optymistyczne założenia.

Założenie PKB na tym poziomie jest znacząco poniżej możliwości polskiej gospodarki i jest dowodem na utrzymywanie przez rząd szkodliwych dla niej rozwiązań. Ponadto, w tym nieefektywnym systemie podatkowym rząd nie ma proporcjonalnie do wzrostu gospodarczego wyższych wpływów podatkowych od firm, co pokazuje też raport Komisji Europejskiej.

Nowy budżet jest więc niejako sam w sobie dowodem na konieczność zaprowadzenia gruntownej reformy systemu finansowego?

Zmiany, nie reformy. Rząd od lat mówi, że dokonuje kolejnych reform, a w rzeczywistości w zastraszającym tempie rośnie dług. Konieczne są m.in.: fundamentalna zmiana, a nie reforma systemu podatkowego, ograniczenie wydatków rządu oraz wprowadzenie planu spłaty całego długu. Skala rozrzutności i marnotrawstwa pieniędzy obywateli przez rząd jest nieopisana. Rząd – na przykład – nie musi wydobywać w Polsce węgla, bo podatników kosztuje to miliardy złotych.

Załóżmy, że po wyborach władzę przejmie obecna opozycja. Jak poradzi sobie z tym budżetem, także w kontekście zapowiadanych wydatków na cele socjalne?

Rząd ma wybór, albo obywatele, albo dalsze utrzymywanie zbędnych instytucji rządowych, które od lat głównie wydają pieniądze na biura i wynagrodzenia. Gdy przeprowadziliśmy analizę wybranych instytucji rządowych, to okazało się, że działają same dla siebie, bo tylko ułamek ich budżetu wydawany jest na i tak problematyczne cele, którym mają służyć. W Niemczech wykonano audyt instytucji rządowych, które powstały w czasie zjednoczenia Niemiec. Okazało się, że ich misja dawno się skończyła, ale trwają w najlepsze i marnotrawią znaczące pieniądze. W naszym kraju również potrzebny jest taki audyt. Nie trzeba podnosić podatków, aby sfinansować wyborcze obietnice, bo pieniądze są w budżecie, tylko są bez sensu wydawane.

Czy to dobrze, że budżet jest ogłaszany tuż przed wyborami? Nie widać w nim jakiegoś piętna pochopnie rozdawanej "kiełbasy wyborczej"?

Nie ma to znaczenia. Jeśli nie będzie pieniędzy, jak było to już wielokrotnie w przeszłości, to budżet można zmienić. Budżet to nie przykazania na kamiennej tablicy, tylko papier, który jedną decyzją polityczną można przyjąć, a drugą zmienić.

Podsumowując, budżet jest po prostu zły, czy są w nim jednak jakieś pozytywne strony, jakieś jaskółki zmian na lepsze?

Budżet jest tylko konsekwencją złych decyzji i złego rządzenia, dlatego, jest zły. W kolejnych budżetach mamy coraz większe zadłużenie i coraz większe koszty jego obsługi. Budżet jest miarą zaniechań koniecznych zmian przez rządzących Polską.

Rozm. Paweł Chmielewski