prof. Wojciech Polak (historyk, Uniwersytet Mikołaja Kopernika): Jest to bardzo ciekawa historia. Szwedzi w czasie wojen polsko-szwedzkich na przełomie XVII i XVIII w. dopuścili się ogromnego rabunku dzieł sztuki, archiwaliów i książek. Szwecja była wtedy biednym i zacofanym krajem, leżącym na skraju Europy i jej kultury. Co ciekawe, Szwedzi zdawali sobie jednak sprawę z rangi wartości artystycznej dzieł, które trafiały w ich ręce. Ten rabunek zaczął się już w czasie Wojny 30-letniej. Prowadzili wojnę pod hasłem "Wojna musi żywić wojnę". Rabowali żywność wśród ludności bez żadnych skrupułów, a poza tym również dobra kultury, w dodatku na olbrzymią skalę, wywożąc je na statkach do Szwecji.

Przed laty zwiedzałem Muzeum Historyczne w Sztokholmie, w którym można było podziwiać olbrzymie złote monstrancje zrabowane w Niemczech, niektóre z nich były nawet metrowej długości. Dzisiaj już ich nie pokazują. Być może się wstydzą? W każdym bądź razie ekspozycja została zmieniona. Podobnego rabunku dokonano w Polsce. Do pierwszego aktu łupiestwa doszło w latach 1626-1629 w czasie wojny na Pomorzu. Właśnie wtedy w ręce szwedzkie trafiła cała biblioteka Kolegium Braniewskiego, która w dużym stopniu dała początek bibliotece w Uppsali. Podobny los spotkał również księgozbiór Kapituły Warmińskiej we Fromborku. Od razu rabowano też dzieła sztuki, ale to miało miejsce także w czasie potopu szwedzkiego i tzw. drugiej wojny północnej na początku XVIII wieku. Rabunek był olbrzymi, czego dowodem jest to, co możemy zobaczyć w Szwecji. W miasteczku Skokloster k. Sztokholmu cała komnata pałacu jest wypełniona polskimi obrazami. Możemy tam znaleźć również inne rzeczy pochodzące z naszego kraju. Np. miejscowy kościół niemal w całości ma wyposażenie skradzione z katedry oliwskiej. Dzieła sztuki zrabowane z Polski można oglądać w dużych ilościach także na zamku w Gripsholmie i w Drottningholm.

W czasie „potopu” na Zamku Królewskim wyrywano marmury i rzeźby (część z nich zatonęła w Wiśle i jest obecnie odzyskiwana). Poza tym muzeum w Sztokholmie jest cała zbrojownia przywieziona właśnie z tego zamku! W ogóle w Muzeum Wojska Szwedzkiego w Sztokholmie znajdują się ogromne ilości polskiej broni (szable, tarcze, pałasze, buzdygany, kolczugi, siodła, uprzęże, chorągwie, sprzęt myśliwski etc.) a także łupów przywiezionych przez Polaków z innych krajów. Możemy tam podziwiać np. hełm Iwana Groźnego zdobyty w Moskwie przez wojska polskie w 1612 r. oraz namiot turecki zdobyty w bitwie pod Wiedniem w 1683 r.

 

Do Szwecji wywieziono też ogromne ilości polskich archiwaliów. Blisko rok pracowałem w Sztokholmie na dwóch zespołach stworzonych z listów i dokumentów z Polski: Extranea Polen i Skokloster Samlingen. Mają one ogromną wartość historyczną. Wprawdzie Traktat Oliwski w 1660 r. przewidywał, że Szwedzi powinni oddać polskie archiwa, ale przez własne niedbalstwo części z nich nie odzyskaliśmy. Trzeba jednak zaznaczyć, że książętom Czartoryskim udało się  w XIX wieku odkupić od szwedzkiego króla niektóre XVI i XVII-wieczne listy (m. in. kardynała Stanisława Hozjusza). Znajdują się one obecnie w Krakowie.

 

Najcenniejsze polonica w Szwecji to książki z biblioteki Mikołaja Kopernika, przechowywane w bibliotece w Uppsali z odręcznymi notatkami wielkiego astronoma na marginesach, a także odręczne zapiski Kopernika, które znajdują się w Riksarkivet Stockholm.

    

Generalnie, Szwedzi nie kwapili się do oddawania zrabowanych przez nich skarbów. Wyjątkiem jest gest Olofa Palmego, który wręczył Edwardowi Gierkowi tzw. rolkę sztokholmską w 1974 r. To taki bardzo długi rulon, który w formie pięknie malowanego quasi-komiksu przedstawia wjazd Zygmunta III do Krakowa na uroczystość zaślubin z arcyksiężną Konstancją. Te sprawy uznaje się już jednak za przedawnione. Choć Polska od dawna robiła pewne aluzje, to chyba wielkich szans na zwrot zagrabionych "skarbów" nie ma.

 

Owszem, są to cenne sprawy dla kultury polskiej, ale Szwedzi też zdają sobie sprawę z ich rangi.

 

Not. Aleksander Majewski