Portal Fronda.pl: W polskich szkołach i przedszkolach jest teraz czas jasełek. Każe to zapytać o miejsce wiary katolickiej w państwowej edukacji. Jasełki nie mają przecież ścisłego związku z lekcjami religii, są inną formą obecności wiary w szkolnictwie. Jaka jest podstawa tej obecności? Czy nie łamie ona zasady rozdziału Kościoła i państwa ani nie narusza, jak to się dziś mówi, wrażliwości uczniów niewierzących?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Myślę, że kluczem do odpowiedzi na pytanie o obecność pozalekcyjnych wydarzeń o charakterze religijnym w szkole, jest zrozumienie samej tożsamości ucznia. Uczeń jest człowiekiem, który przechodzi w szkole formację mającą kształtować jego tożsamość. Jej elementem jest tradycja i wiara. Nie sposób wyobrazić sobie nauczania szkolnego  sprowadzonego tylko i wyłącznie do przekazu samych treści edukacyjnych. Znaczący charakter ma już sama postawa nauczyciela. Gdybyśmy chcieli sterylnie rozdzielać to, co jest świeckie, od tego, co jest religijne, to właściwie musielibyśmy uczyć dzieci jedynie na podstawie programów komputerowych – choć i tak trzeba byłoby pytać, kto jest ich autorem. Obojętnie, czy nauczycielem będzie agnostyk, czy katolik, sposób jego oddziaływania na ucznia jest zróżnicowany zależnie od jego osobowości. Wracając natomiast do sedna sprawy. Takie wydarzenia jak jasełka mają charakter zarówno religijny, jak i kulturowy. Ci, którzy występują przeciwko tym wydarzeniom, jak mi się wydaję, mają problemy ze zrozumieniem tożsamości ucznia i polskiej tradycji oraz kultury. Jasełka nie jest na pewno żadną indoktrynacją, tym bardziej, że jej przekaz, bardzo mocno wkomponowany w polską kulturę, niesie ze sobą wartość najgłębiej pojętego humanizmu.

Gdyby przychylić się do postulatów całkowitej świeckości szkoły, to do czego doszłaby polska edukacja? Czy realizowałaby właściwą sobie misję, a może raczej stała się edukacją zakłamaną, odzierającą polską historię z jej prawdziwego oblicza?

 Musielibyśmy wyeliminować z historii polskiej literatury Bogurodzicę, a także znaczną część tradycji literatury renesansowej, jak choćby tłumaczenie psałterza. Trzeba byłoby też wyeliminować największe pomniki naszej literatury, od inwokacji Pana Tadeusza poczynając, a na Sienkiewiczu, Norwidzie i Baczyńskim kończąc. Jeżeli chcielibyśmy wyeliminować tradycję chrześcijańską z nauczania historii, pozostałby nam pusty podręcznik białych stron. Trudno mówić nawet o wykładaniu dziejów PRL. Przecież były to dzieje walki z tradycją katolicką i narodową. Nie ma dziejów PRL bez kontrapunktu, jakim jest opozycja Kościoła, prymas Wyszyński. Trzeba byłoby więc wyrugować całą naszą historię. Problem mielibyśmy też chyba z naukami ścisłymi, bo trudno mówić o układzie heliocentrycznym, eliminując Kopernika, mającego jednak pewne powiązania kościelne [śmiech]. Dochodzimy tu do absurdu, tak samo, jak absurdem jest mówienie o radykalnej neutralności światopoglądowej. Możemy mówić o pewnej bezstronności, a więc wzajemnym poszanowaniu tradycji świeckiej i kościelnej. Oczywiście, że patrząc ze strony katolików, uwzględniamy pewne tradycje laickie i ich nie eliminujemy, na przykład nie eliminując z historii prób narzucania światopoglądu laickiego czy wręcz ateistycznego w okresie PRL. Domagamy się też z drugiej strony, by zwolennicy ustroju antyreligijnego dostrzegali w tradycji obecność elementów wartości religijnych, które tę tradycję budowały.

Co poleciłby ksiądz profesor nowemu rządowi, by uczynić edukację bardziej jeszcze przesiąkniętą prawdą o polskiej tradycji, tak ściśle związanej z Kościołem katolickim?

Myślę, że wystarczy przedstawiać główne przedmioty humanistyczne – a więc język polski oraz historię – w sposób solidny i należycie przygotowany. Te przedmioty decydują tak o naszej pamięci, jak i tożsamości. Bardzo ważne jest dobieranie lektur oraz ukazywanie pewnych przykładów historycznych przez pryzmat współczesnych postaw etycznych. To temat, który fascynuje mnie osobiście, bo jako niezwykle trafne i poruszające traktuję słowa Karola Wojtyły z jego poematu Myśląc Ojczyzna:

Historia warstwą wydarzeń powleka zmagania sumień. W warstwie tej drgają zwycięstwa i upadki. Historia ich nie pokrywa, lecz uwydatnia...Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień?

Sądzę, że wielką misją szkoły jest pokazywanie, że historia jest nie tylko nauczycielką życia, ale także moralności. Historia pokazuje nam konkretne decyzje etyczne, które mają swoje ogromne znaczenie także dzisiaj.

Czy to, co ksiądz profesor jak do tej pory widział czy słyszał ze strony nowej władzy, tak prezydenta jak rządu, napawa nadzieją, że zmiany edukacyjne pójdą w tym właśnie kierunku, o którym ksiądz profesor mówił?

Zdecydowanie tak. Jestem tu człowiekiem naprawdę dużej nadziei. Myślę, że nadzieja ta nie zawiedzie. Stoją za nią konkretni ludzie, stanowiący gwarancję tego, że obietnice zostaną spełnione. Dotychczasowe inicjatywy – na przykład fakt powołania w Narodowej Radzie Rozwoju przy Prezydencie RP sekcji Kultura, tożsamość narodowa, polityka historyczna – wskazują na to, że element polityki historycznej i kulturowej znajduje swoje mocne miejsce wśród priorytetów pana prezydenta. To, że w składzie rządu znaleźli się ludzie, którzy do tej pory byli – i nadal są - bardzo mocno zaangażowani w sfery kultury, tożsamości narodowej i historii, jest gwarancją kierunku, w którym chce zmierzać nowa władza. Widzimy, że nie jest to łatwa droga ze względu na bezprzykładną histerię i propagandę… Myślę jednak, że gdy propaganda ta już się wyczerpie, przyjdzie czas na to, by zająć się sprawami poważnymi i decydującymi dla naszej przyszłości.