Bartosz Arłukowicz rządzi służbą zdrowia od blisko czterech lat. Jak sobie radzi?

Dokonań żadnych, bardzo dużo zapowiedzi, które skończyły się fiaskiem. Pakiet kolejkowy, pakiet onkologiczny - to wszystko spełzło na niczym. Bałagan pozostał. Polska służba zdrowia, jeśli chodzi o dostępność, należy do najgorszych w Unii Europejskiej i chyba w całej Europie. To dla takiego kraju jak Polska skandal. Dostęp do nowoczesnego leczenia jest bardzo ograniczony. Słynna ustawa o lekach miała dać oszczędności, które miały być przeznaczone na nowe technologie, ale pieniądze zostały po prostu zmarnowane i przejedzone. Program in vitro również moim zdaniem poniósł całkowitą porażkę, abstrahując nawet od wszelkich zastrzeżeń etyczno-moralnych. Nic dobrego z niego nie wynikało. Ideologicznym twórcą tego programy był Arłukowicz (po konsultacjach z Ewą Kopacz).

Słowem, jedno wielkie fiasko. Czy zaprzepaszczono nadzieje? Nie, ja nie miałem żadnych nadziei na to, że Arłukowicz upora się z zadaniem. Jeśli chodzi o zarządzanie ochroną zdrowia jest ignorantem. Stanowisko dostał w nagrodę, a nie dlatego, że był merytorycznie przygotowany. Choć zawsze mówił, że jego serce jest po lewej stronie i będzie dbał o najsłabszych, nie potrafił ani przeforsować, ani wymyślić niczego sensownego.

Na działalność Arłukowicza składały się głównie posunięcia personalne, zazwyczaj nietrafione. Ministerstwo opuścili jego współpracownicy, którzy rokowali trochę lepiej niż Arłukowicz, a on sam zniknął i pewnie się już nie pokaże do końca kadencji. Posprzątanie tej stajni Augiasza będzie bardzo, bardzo trudnym zadaniem nowego rządu. Minister Arłukowicz rozchwiał system, nie zapobiegł komercjalizacji, zrobił ze zdrowia niezłe źródło zysku dla cwanych. Korupcja, niejasne przepisy, niejasne stanowienie prawa – to jest pokłosie jego rządów. Zrobienie audytu na temat tego, jak wygląda dzisiaj sytuacja służby zdrowia jest rzeczą naprawdę bardzo trudną. Pewnie nikt nie wie dokładnie, jak jest. Żadnych raportów się nie publikuje.

Zbigniew Ziobro mówił w 2013 r., że Bartosz Arłukowicz powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. Zgodziłby się pan z tym?

Tu oczywiście wchodzą w grę kwestie prawne. Dla mnie skandalem jest pozaprawne finansowanie in vitro, kiedy projekty ustaw są na stole, ale rządzącym brak odwagi, żeby się nimi zająć. Może będą próbowali klecić cokolwiek w ostatnich chwili rządzenia. Jeśli Arłukowicz przyłoży rękę do forsowania jakichś dziwnych rozwiązań tuż przed zmianą ekipy politycznej rządzącej Polską, to wtedy powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. To nie jest mąż stanu. To nie jest nawet minister. To po prostu celebryta.

Z drugiej strony ten sam Ziobro mówił, że budżet służby zdrowia wzrósł od jego czasów z 30 mld do 60 mld zł. To by świadczyło o tym, że rządząca partia przykłada się do ochrony zdrowia.

Partia rządząca do niczego się nie przykłada. Wzrost budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia, bo to o nim mowa nie pomógł Polakom, zwłaszcza tym cierpiącym na ciężkie schorzenia i choroby rzadkie. Wiele drogich procedur należało do gestii ministra zdrowia. Bartosz Arłukowicz skutecznie to wyczyścił, przelał to na Narodowy Fundusz Zdrowia. Skandalem jest, że pomimo tak znaczącego wzrostu środków nie udało się uporządkować systemu. W związku z tym hasło sprzed kilku lat mówiące o likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia, tej wszechmogącej i pozostającej bez kontroli nadbudowy administracyjnej, zostało aktualne. Arłukowicz obiecywał, że spróbuje tę instytucję w jakiś sposób uporządkować. Jak próbował to zrobić? Poprzez zmiany prezesów, zawsze więcej niż niefortunne. Przestrzegałbym go przed grzebaniem w ochronie zdrowia na ostatniej prostej. Myślę, że Bartosz Arłukowicz odejdzie w niepamięć.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor