Były prezydent Lech Wałęsa w czwartek dał niesamowity popis. Najpierw na uroczystościach KOD z okazji rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, następnie w programie Moniki Olejnik "Kropka nad i". 

"Udało nam się w sytuacji beznadziejnej, pilnowało nas tu ponad 200 tys. żołnierzy sowieckich w tamtym czasie, naokoło Polski stał milion żołnierzy sowieckich. I my doprowadziliśmy Polskę do wolności i potem oddaliśmy tę wolność demokracji. A ta demokracja była nie do końca przygotowana, a dlatego nieprzygotowana, bo w Katyniu nam głowy obcięto, bo komunizm też wykończył wielu dobrych patriotów"- mówił do działaczy KOD. Jak podkreślił, Polacy nie byli przygotowani "ani fizycznie, ani umysłowo, ani programowo do przejęcia takiego wielkiego zwycięstwa", stąd dzisiejsze "kłopoty". Jak podkreślił, to, co dzieje się dzisiaj w Polsce, "niszczy zwycięstwo" Solidarności. 

"Musimy to wszystko przemyśleć, aby Polska demokracja była naprawdę wzorowa po tych naszych doświadczeniach. Jeśli wykorzystamy to, co dzisiaj diagnozują PiS-owcy, jeśli wyłapiemy te wszystkie mankamenty i wpiszemy w dobre programy i struktury, to naprawdę zrobimy dobry system w Polsce"- podkreślił pierwszy przewodniczący NSZZ "Solidarność". Wałęsa, chcący lub niechcący, ujawnił brak programu totalnej opozycji:

"Możemy doprowadzić do zmiany nawet szybciej, ale po co nam zmiana, jak nie wiemy, jak to ma wyglądać po tej zmianie". Na koniec z właściwą sobie skromnością stwierdził, że wszystkim zajmie się najmłodsze pokolenie, ale to jemu, Wałęsie, wszyscy będą dziękować. 

Z kolei w programie Moniki Olejnik były prezydent ubliżał działaczom "Solidarności" czasów PRL, którzy dziś podważają jego legendę, m.in. Andrzejowi Gwieździe czy Krzysztofowi Wyszkowskiemu. 

"To jest chory człowiek, co on wymyśla. To jest defetysta, mitoman"- Mówił o Wyszkowskim, z kolei Andrzeja Gwiazdę nazwał "durniem". Stwierdził, że Gwiazda niczego nie dokonał.

"A później po prostu tych moich największych wrogów ustawiono w Instytucie Pamięci Narodowej, by dopasowali dokumenty na mnie, by mnie oskarżać"- mówił były prezydent.  Wałęsa oskarżał Gwiazdę o "rozwalanie" Solidarności i niszczenie pierwszego przewodniczącego niemal od początku. Najlepszym fragmentem przedstawienia była jednak historia o tym, jak Joanna i Andrzej Gwiazdowie chcieli go porwać:

"Niech nie grają bohaterów, ale naiwnych ludzi, którzy rujnowali. Nie mówiłem o tym, że Gwiazdowie chcieli mnie porwać i wynieść ze strajku (...)"

Były prezydent stwierdził również, że nie mógłł być agentem bezpieki, bo go tam nie chciano. Nie chciano go, ale podpisał "to, co wszyscy"...

"Bezpieka mnie nie chciała na agenta. Mieli lepszych, a na mnie podrabiali papiery, żebyście mnie zostawili. Taka była gra. Podpisałem to, co wszyscy. Mnie na agenta nie chciano."

yenn/TVN24,niezależna.pl, Fronda.pl