„Przypuszczam, że pandemia może przyspieszyć realizację proroctwa Ratzingera. (…) Kościół zacznie słabnąć pod względem pewnych wpływów i stanu posiadania. Dzięki temu jednak stanie się Kościołem małych wspólnot, które będą autentycznie żyły Ewangelią” – mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl ks. dr Janusz Chyła.


Fronda.pl: W ub. sobotę minął rok od wprowadzenia w Polsce pierwszych obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. Co ten czas przyniósł Kościołowi? Widzi Ksiądz jakieś konkretne zmiany w życiu religijnym polskich katolików?

Ks. dr Janusz Chyła, proboszcz parafii Matki Bożej Królowej Polski w Chojnicach, dogmatyk: Nie wypowiem się na temat całej Polski, mogę natomiast odnieść się do doświadczeń z mojej parafii. Widzę spadek frekwencji, ale to jest najpewniej spowodowane ciągle obowiązującymi ograniczeniami, których wierni są świadomi. Z drugiej strony widzę również błogosławione owoce tego czasu i pogłębienie wiary. Sporo osób przychodzi do kościoła w dni powszednie, korzysta z sakramentów. To są oczywiście moje obserwacje niepoparte żadnymi badaniami statystycznymi, ale wyraźnie je dostrzegam.

Kolejna rzecz to pogłębienie poczucia odpowiedzialności za Kościół. To naturalnie kwestia mniej istotna wobec duchowego przeżywania swojej obecności w Kościele, ale również warta zauważenia. Wzrosło poczucie materialnej odpowiedzialności za funkcjonowanie parafii w stosunku do czasu sprzed pandemii.

Ograniczenia wciąż obowiązują, jednak jak Ksiądz wskazuje, można zauważyć, że po ich luzowaniu mniej wiernych wraca do kościoła. Wielu z nas w związku z niemożnością rzeczywistego uczestnictwa we Mszy św. zaczęło korzystać z transmisji telewizyjnych i internetowych. To nie tylko prostsze niż wyjście do kościoła, ale często również atrakcyjniejsze. Możemy wybrać sobie Mszę celebrowaną w pięknym sanktuarium, w pełnej asyście liturgicznej, gdzie homilię głosi ulubiony kaznodzieja. Dlaczego więc nie zostać przy Mszy on-line i wrócić do swojego kościoła parafialnego?

W życiu religijnym estetyka naturalnie ma duże znaczenie. Ważne jest też kto mówi i kto słucha, więc kiedy możemy sobie wybrać kogo bardziej chcemy posłuchać, to Internet stanowi w tym momencie pewną szansę. On nie jest jednak w stanie zastąpić udzielania sakramentów i spotkania z Jezusem Eucharystycznym. W żaden wirtualny sposób Komunii św. przyjąć nie możemy. Dlatego, pomimo tych ewentualnych estetycznych czy jakiś innych względów, świat wirtualny nie może zastąpić nam świata realnego i obecności w parafii, gdzie w Komunii św. obecny jest żywy Chrystus.

Kiedy rządzący wprowadzili pierwsze ograniczenia dot. uczestnictwa wiernych w nabożeństwach, wielu komentatorów wskazywało na rozbieżność postawy dzisiejszego Kościoła wobec wspólnoty pierwszych wieków. Pierwsi chrześcijanie cenili niedzielne Łamanie Chleba tak bardzo, że woleli ponieść śmierć niż z niego zrezygnować. Teraz wielu oceniało, że Kościół zbyt łatwo ustąpił, że nie bronił prawa do niedzielnej liturgii. W Kościele zmieniło się podejście do Mszy św., Eucharystia stała się dla nas mniej ważna?

Owszem, dla niektórych pewnie stała się mniej ważna. Należy tutaj powiedzieć jednak o jeszcze jednym czynniku. W przypadku ryzyka oddania życia za udział w Eucharystii, które było doświadczeniem starożytnego chrześcijaństwa, człowiek myślał o sobie. W tym sensie, że idąc na Eucharystię, zgadzał się na ewentualność własnego męczeństwa. W przypadku obecnej pandemii sytuacja jest nieco inna. Kiedy cała ta historia się rozpoczynała, nie znaliśmy jej gotowych scenariuszy, nie wiedzieliśmy jeszcze, jak ta sytuacja się rozwinie. Wielu przenikały różne obawy, lęki. Podejmując decyzję o uczestnictwie we Mszy św. nie chodziło jedynie o własny w niej udział, ale również o troskę o innych. Musieliśmy zadbać, aby nasza obecność w przestrzeni publicznej nie pociągnęła za sobą niebezpieczeństwa dla kogoś innego. To jest element miłości bliźniego. Wobec tego nie widziałbym tych różnic względem Kościoła pierwszych wieków tak radykalnie.

Jak już wspomniałem, dostrzegaliśmy świadomość obecności Chrystusa i docenienie sakramentów. W Polsce, gdzie jak na razie mamy pod dostatkiem kapłanów, bez względu na pandemię cały czas mogliśmy korzystać z Komunii św. W wielu parafiach, kiedy wprowadzono ograniczenia, księża udzielali jej wszystkim, którzy przychodzili, również poza liturgią. Sam w swojej parafii, kiedy wprowadzono pięcioosobowe limity, umawiałem się z ludźmi co 15 minut. Przychodziło po pięć osób i tak przez kilka godzin byłem w Kościele, a wszyscy, którzy chcieli przyjąć Komunię św., mieli taką możliwość. Natomiast w kwestii samego udziału w liturgii decydujący był właśnie ten czynnik miłości bliźniego. Czy było to słuszne czy niesłuszne, dziś jeszcze trudno jednoznacznie ocenić. Przypuszczam, że za jakiś czas będzie sposobność ku temu, aby osądzić, czy te obostrzenia miały racjonalne uzasadnienie czy też nie.

Dotarcie do wiernych z Komunią św., ale również wiele innych wyzwań postawionych przez pandemię, wymagało od duszpasterzy większego zaangażowania. Czasy kryzysowe, jak epidemie i wojny, zawsze były dla Kościoła okazją do pokazania światu swojej istoty. Chrześcijanie wykorzystywali tę okazję, aby nieść miłosierdzie potrzebującym i w tym znaczeniu też umocnić się w świecie. Czy pandemia koronawirusa również była taką okazją i czy Kościół tę szansę wykorzystał? 

Okazją była na pewno. Takie czasy są zawsze ku temu jakąś sposobnością. Czy dobrze w każdym detalu tę okazję wykorzystaliśmy trudno teraz powiedzieć. Zawsze można zrobić więcej. Odniosę się do swojej parafii. Jak wspomniałem, kiedy ludzie chcieli przyjąć Komunię św., zawsze taką sposobność mieli. Mówiliśmy też wiernym, że kiedy jest taka potrzeba, możemy przyjść z Komunią św. do domu, do chorych, do osób samotnych i lękających się kontaktu z innymi. Istotą Kościoła jest ewangelizacja, za którą idzie udzielanie sakramentów. To pierwsze, podstawowe zadanie, misja Kościoła.

Oczywiście, miłość praktyczna, ta „wyobraźnia miłosierdzia”, musi się przekładać także na pomoc ludziom potrzebującym. Tu znów chcę odnieść się do doświadczeń mojej parafii. Wydajemy codziennie posiłki dla przynajmniej 120. osób. W związku z pandemią musiał zmienić się sposób ich wydawania. Trzeba było wykluczyć możliwość konsumpcji na miejscu. Wobec tego od początku pandemii wydajemy posiłki w jednorazowych opakowaniach, które potrzebujący zabierają ze sobą. Wspólnoty parafialne, przede wszystkim Rycerze Kolumba, zaangażowały się w pomoc przy robieniu zakupów osobom starszym i samotnym oraz w zanoszenie posiłków do domów. Było więc więcej takich działań wynikających z „wyobraźni miłosierdzia”.

Nie możemy jeszcze odpowiedzieć na pytanie, czy ten egzamin zdaliśmy, bo wciąż go zdajemy. Ważne jest więc, abyśmy kreatywnie podchodzili do sytuacji i na ile jest to możliwe, realizowali Ewangelię w praktyce.

Pandemia stała się przyczynkiem do pewnych konfliktów w samym Kościele. Najżywszy dotyczył formy przyjmowania Komunii św. Z jednej strony była grupa zachęcająca do przyjmowania jej na rękę. Z drugiej grupa odsądzająca od czci i wiary tych, którzy twierdzili, że patogen może przenosić się również na konsekrowanej hostii.

Ten spór pokazuje nam potrzebę teologicznej i liturgicznej katechezy. Mówi też o tym, że w sprawach wiary mamy się kierować rozumem, a nie emocjami. Punktem odniesienia nie są dla nas własne odczucia, bo tego poziomu dotyczy ten konflikt, ale nauczanie Kościoła. W parafii, gdzie jestem proboszczem, zdecydowana większość osób przyjmuje Komunię św. klęcząc i do ust. Nie znaczy to, że jako proboszcz nie powinienem udzielać Komunii św. tym, którzy chcą przyjąć w postawie stojącej czy na rękę. Trzeba oczywiście zachować wszelkie warunki bezpieczeństwa, w jednym i w drugim przypadku. Konieczna jest dezynfekcja rąk przed rozpoczęciem udzielania Komunii. Gdyby się zdarzyło, że ktoś dotknie językiem czy wargami dłoni kapłana, na to uwrażliwiam wikariuszy i diakona, to należy przerwać komunikowanie, zdezynfekować dłonie i dopiero wrócić do udzielania Komunii.

Mamy tutaj do czynienia z dwoma porządkami. Z porządkiem łaski, czyli obecnością Chrystusa w Eucharystii. Chrystus nikogo nie zaraża. Ale jest również porządek natury. Jeśli nie zachowam pewnych zasad bezpieczeństwa, to nie Pan Jezus kogoś zarazi, ale ja mogę kogoś zarazić, bo taki jest właśnie porządek natury. W Eucharystii dokonuje się przemiana substancjalna. W konsekracji substancja chleba staje się substancją ciała, a substancja wina, substancją krwi Chrystusa. Wino i chleb stają się Osobą Chrystusa. Nie zmieniają się jednak akcydentalia. Przypadłości konsekrowanego chleba i wina, jak smak czy wygląd, pozostają niezmienione. Może się więc zdarzyć, że nie zachowując należytej ostrożności kogoś zarażę. Dlatego muszę zachować wszelkie zasady ostrożności. Jako ksiądz jestem przy tym zobowiązany zachować posłuszeństwo nauczaniu Kościoła. Jeśli ktoś chce przyjąć Komunię świętą do ust, moim zadaniem jest jej udzielić, podobnie jak w przypadku chęci przyjęcia Komunii na rękę. W jednym i drugim przypadku muszę zrobić wszystko, aby było to bezpieczne.

Niepokoją mnie takie sytuacje, w tej chwili może one już trochę ucichły, ale do nich dochodziło, kiedy pewne osoby, o takich skrajnych sposobach myślenia, „hejtowały” tę drugą grupę. Z jednej strony ktoś przekonywał, że przyjmując Komunię do ust jest lepszym katolikiem niż ten, który przyjmuje na rękę. Z drugiej strony wśród przyjmujących na rękę pojawiały się głosy, że są lepsi, ponieważ są bardziej otwarci, uświadomieni itd. To są emocje w tej dyskusji zupełnie niepotrzebne.

Druga dyskusja dot. samej interpretacji pandemii. Czy możemy rozumieć ją jako karę Bożę?

Na to pytanie odpowiedział już Pan Jezus. Apostołowie pytali Go, dlaczego ten konkretny człowiek jest niewidomy. Dlatego, że on zgrzeszył, czy że jego rodzice zgrzeszyli? (Zob. J 9, 1-3) To szukanie związku pewnych trudnych zjawisk: cierpienia, choroby i śmierci z grzechem, jest pewnym sposobem naszego myślenia. Myślenia poniekąd uzasadnionego, ponieważ nasze decyzje pociągają za sobą niebezpieczeństwo obciążeń dla innych. Jeśli ktoś jest alkoholikiem, siłą rzeczy jego dzieci są narażone na konsekwencje jego grzechu.

W przypadku pandemii chciałbym się posłużyć słowami Pana Jezusa, który powiedział, że „ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże”. Staram się, czytając różne znaki czasu, nie tyle szukać winnych, co spróbować dostrzec, co Pan Bóg może z tej historii dobrego dla nas wyprowadzić. Taka jest logika Krzyża. Z tego co było największą zbrodnią w dziejach świata, z zabicia Syna Bożego, Bóg wyprowadził największe błogosławieństwo, zbawienie. Chciałbym widzieć obecną sytuację jako pewnego rodzaju zjawisko, pewnego rodzaju dramat, z którego Pan Bóg może dla świata, dla Kościoła, dla nas jakieś błogosławieństwo wyprowadzić.

Ostatecznie, jak Ksiądz przeczuwa, Kościół dzięki pandemii się umacnia czy słabnie?

Przypuszczam, że pandemia może przyspieszyć realizację „proroctwa Ratzingera”. To znane proroctwo, które wypowiedział młody wówczas kapłan w niemieckim radiu. Odnosząc się do świata zachodniego zapowiedział, że za jakiś czas Kościół zacznie słabnąć pod względem pewnych wpływów i stanu posiadania. Dzięki temu jednak stanie się Kościołem małych wspólnot, które będą autentycznie żyły Ewangelią.

Być może odejdą z Kościoła osoby, które już dawno w rzeczywistości nie były z nim związane. Nie chodzi o radość z tego powodu. Nie byłoby w porządku, gdybyśmy cieszyli się, że odchodzą z Kościoła ci, którzy już wcześniej byli w nim tak naprawdę tylko formalnie. To byłoby nieewangeliczne. Pasterz zostawia 99 owiec i szuka jednej zagubionej. Mamy być zatroskani o każdego człowieka w Kościele. To zjawisko może jednak przyczynić się do pewnego duchowego oczyszczenia. Pozostaną w Kościele wierni, którzy ten Kościół rzeczywiście chcą przy pomocy Bożej łaski tworzyć. Dzięki temu Kościół zacznie przyciągać również tych, którzy są daleko, którzy są oziębli czy nawet w tej chwili podejmują decyzję o apostazji. Ufam, że za jakiś czas również te osoby znajdą w Kościele nadzieję i będą chciały powrócić do jedności z Kościołem i z Chrystusem.

 

Rozmawiał Karol Kubicki