Eryk Łażewski, Fronda.pl: W ostatni poniedziałek doszło do pożaru Katedry Notre Dame w Paryżu. Pożar wybuchł około 18.50, ugaszony został przed 4 rano we wtorek. Spłonął dach katedry, oraz zawaliła się jej iglica. Jest też wiele innych strat. Liczni komentatorzy traktują wspomniane wydarzenie jako symbol sytuacji katolicyzmu w Europie. Czy taka interpretacja owego smutnego wydarzenia jest – zdaniem księdza – słuszna?

Ks. dr hab. Robert Skrzypczak, teolog dogmatyczny: Dla ludzi wierzących takie zdarzenie ma konotację symboliczną. Zwłaszcza dla ludzi kochających Słowo Boga (Pismo Święte), na pewno to, co zdarzyło się w Paryżu - pchnięcie jakby serca Paryża (najważniejszej, najsłynniejszej na świecie Katedry Notre Dame) - musiało budzić skojarzenia biblijne. Bóg przecież mówił do Izraelitów, gdy pokolenia odwracały się od Przymierza, zapowiadając zburzenie Świątyni Jerozolimskiej. Izraelici przeżyli zresztą i profanację świątyni w czasie Nabuchodonozora, i potem także zburzenie Świątyni Jerozolimskiej - zapowiedziane przez Jezusa - w 70 roku po jego narodzinach. To jest język, na który jesteśmy wrażliwi my: ludzie wierzący. Być może dla ludzi, którzy żyją poza kontekstem wiary czy Biblii, takie wydarzenia nie mają wielkiego znaczenia, mogą nawet budzić pewne skojarzenia ironiczne. My to natomiast odbieramy jako pewien fakt, który z całą pewnością wstrząsnął wieloma ludźmi: począwszy od polityków, poprzez także ludzi, którzy wychodzili spontanicznie, żeby modlić się na ulicach, klękać. Widzieliśmy obrazki, których od dawna nie oglądaliśmy w kontekście Francji laickiej.

Dla mnie osobiście to było wydarzenie wstrząsające [pożar Katedry Notre Dame], a z drugiej strony Bóg czasami dopuszcza do takich wydarzeń, żeby sprowokować człowieka do tego, żeby zastanowił się nad tym, dokąd zmierza, i co może utracić swoimi powierzchownymi, głupimi decyzjami życiowymi.

No właśnie, mówił ksiądz o tych niezwykłych wydarzeniach, które działy się na ulicach Francji. Przykładem publiczne modlitwy różańcowe. I chciałem się zapytać, czy ten pożar nie okaże się ozdrowieńczym szokiem, przynajmniej dla Kościoła we Francji?

Jest to już (na szczęście) nie pierwszy taki rodzaj reakcji Kościoła  francuskiego. I okazuje się: Kościoła młodego. Podzielam z całą pewnością zdziwienie, które wyraził kiedyś Michel Houellebecq – skądinąd pisarz postmodernistyczny, niewierzący, obsceniczny, cyniczny, wulgarny – autor słynnej powieści „Uległość”, w której wyobraził sobie, że Francja może za kilka lat wybrać prezydenta muzułmanina. I wyobraził sobie też elity liberalno – lewicowe, ateistyczne, które z łatwością poddadzą się muzułmańskiemu szarłatowi, w zamian za zachowanie przywilejów, które wywalczyły. Michel Houellebecq kilka lat temu zareagował w podobny sposób, kiedy zobaczył młodych ludzi we Francji, którzy wyszli na ulice Paryża czy Lyonu, dając się spałować, zbić, aresztować policji, w obronie małżeństwa i rodziny, pojmowanej biblijnie i chrześcijańsko. Działo się to w następstwie politycznych decyzji pod szyldem „marriage pour tous”, to znaczy prób zrównania czy rozmycia definicji małżeństwa, rozszerzania jej [tej definicji] na różne inne alternatywne formy seksualnych uogólnień, czy deformacji.

Tutaj, w tym wypadku, było coś analogicznego: analogia, która dla mnie jest cenna. Dlatego, że kościół, czy katedra katolicka jest symbolem świątyni Boga. Tak samo, jak ludzkie ciało jest symbolem świątyni Boga. W jednym i drugim wypadku, widać było młodych ludzi, którzy wyszli na ulicę, żeby zamanifestować swój ból. Także swój sprzeciw wobec profanacji świątyni. To też odpowiada temu, o czym mówi wielu mistyków, czy także Maryja w wielu objawieniach współczesnych, mówiąc, że będziemy świadkami profanacji świątyni Boga, mając na myśli miejsce, gdzie sprawuje się Eucharystia, i także miejsce, gdzie Bóg chce mieszkać, to znaczy ludzkie ciało. W jednym i drugim wypadku, to spowodowało właśnie tą reakcję, która mnie osobiście wzruszyła: wyjście na ulicę młodych ludzi, którzy wyrażali swój ból. W przypadku obrony małżeństwa, miało to formę protestu ulicznego. W wypadku płonącej Katedry Notre Dame, miało to wygląd osób, które padały na kolana, płakały, ale modliły się. I to jest ważne!

Czyli pojawiło się takie „małe przebudzenie” we Francji?

Tak. Ja myślę, że to przebudzenie jest czymś, na co czekamy. Pamiętam, jak kiedyś rozmawiałem z moim przyjacielem Francuzem mieszkającym w Polsce, i trochę zacząłem biadolić i narzekać, mówiąc: „Co się stało z tą „Pierwszą Córą Kościoła”, chrześcijańską Francją, która kiedyś wydała tylu świętych i taką cudowną mistykę, wyrażoną w monasterach, w katedrach? Co się stało dzisiaj z całkowicie zlaicyzowaną Francją?” Ten mój przyjaciel słuchał mnie wtedy z wyraźną dezaprobatą, spojrzał na mnie i powiedział: „No, tego bym się po tobie jako księdzu nie spodziewał, że będę miał przed sobą człowieka niewierzącego”. Oczywiście mówił to z pewnym poczuciem humoru. I powiedział jeszcze: „Ja jestem przekonany, że Francja jest nadal „Pierwszą Córą Kościoła”, a „le noblesse oblige” (taki tytuł zobowiązuje), co oznacza, że Francja obudzi się i obudzą się w niej (w Kościele francuskim) na nowo życiodajne soki”. Wczoraj, w poniedziałek, jak oglądaliśmy płomienie na Katedrze Notre Dame, to budziły się też wspomnienia z 1980 roku, kiedy to Jan Paweł II przed Katedrą Notre Dame pytał Francuzów: „Francjo, gdzie jest twój chrzest? Gdzie są twoje obietnice chrzcielne?” Bóg – myślę - mówi do nas poprzez słowa, ale również przez wydarzenia. Oczywiście, jest to język, którego zrozumienie wymaga oczu wiary, wrażliwości człowieka wierzącego. Kto skorzysta, to skorzysta. Kto nie, ten wzruszy ramionami, wydmie usta, powie coś banalnego i przejdzie do porządku dziennego.

No właśnie. A czy jest niebezpieczeństwo, że jeżeli nawet Kościół katolicki we Francji przebudzi się, to liberalne elity francuskie będą chciały wykorzystać pożar i na przykład przekształcić Katedrę Notre Dame w świątynię multikulti, czyli wielokulturowości? Już dużo się o tym mówi!

No jest takie niebezpieczeństwo, chociaż myślę, że zwycięży zdrowy rozsądek. Choćby w tym, że zbudowanie ośrodka multikulti w miejscu, gdzie stała katedra chrześcijańska Notre Dame, nie miałoby już nic wspólnego z odbudową katedry. Byłoby to po prostu zburzenie świątyni chrześcijańskiej, żeby na jej miejscu zbudować świątynię neopogańską. Bo multikulti to jest politeizm współczesny; ponowoczesny, ateistyczny politeizm, którego domaga się dzisiaj wielu myślicieli: wcale nie teologów, tylko etyków, bioetyków, wyobrażających sobie, że politeistyczne podejście do spraw egzystencjalnych, czy bioetycznych spowoduje, że będziemy sobie świetnie żyli w świecie, w którym nie ma żadnej prawdy, a liczą się tylko osobiste upodobania, preferencje, gusty, orientacje i pokojowo do tego podejdziemy. To jest takie założenie, które nie bierze pod uwagę zupełnie tego, kim jest człowiek. Człowiek potrzebuje wolności. A wolność wymaga prawdy. O tym mówił Karol Wojtyła, Jan Paweł II. O tym mówi Sobór Watykański Drugi. Jeśli ktoś twierdzi coś innego, to jest niepoprawnym marzycielem i oderwał się od rzeczywistości, jest kosmitą.

Rozumiem. Mówiłem o tej świątyni multikulti choćby dlatego, że prezydent Macron obiecał, że szybko odbuduje katedrę. A można się zastanowić, czy jemu zależy na tym, żeby to była katedra katolicka, czy jej wnętrzem nie będzie coś innego.

Przeglądając teraz wiadomości związane z wydarzeniem z poniedziałku, natrafiłem na taką jedną optymistyczną wiadomość, że mianowicie prezydent Macron został kiedyś – jako dorosły człowiek – ochrzczony w Katedrze Notre Dame. Być może dlatego też osobiście, tym bardziej boleśnie, przeżył uderzenie w symbol swojego chrztu. Miejmy nadzieję, że pod warstwą – powiedzmy - tej politury politycznej poprawności i takiego liberalnego, pluralistycznego bełkotu, tli się nostalgia za jednoznacznością, za Prawdą korzeni, za pytaniem: Francjo, kim jesteś i do czego dążysz. Oczywiście, że w momencie przeżywania ściśniętego serca na widok niszczonego symbolu tak cennego, jak Katedra Notre Dame, łatwo o szumne i wiekopomne deklaracje.

Ja życzę Francuzom, żeby jak najszybciej odbudowali Katedrę Notre Dame, ale trzeba brać pod uwagę to, że Katedra powstawała przez sto osiemdziesiąt lat. A więc Francja na pewno nie odtworzy jej w najbliższym dziesięcioleciu.

No tak. Dziękuję księdzu za wywiad dla Frondy.pl