To, że w Polsce – choć w Europie jest to nielegalne – można sprzedać i kupić komórki jajowe jest tajemnicą poliszynela. Teraz jednak „Gazeta Wyborcza” wraz z łódzką kliniką Salve Medica postanowiła poinformować nawet, ile można na tym zarobić. Otóż kobieta, która chciałaby sprzedać swoje komórki jajowe, może otrzymał 4 tysiące złotych rekompensaty. Dlaczego rekompensaty, a nie zapłaty? Bo w Europie handel komórkami jajowymi jest nielegalny. Polskie prawo milczy w tej sprawie, ale bezpieczniej jest nie kusić losu.

Kłopot z handlem (bo trudno mówić o „adopcji komórki jajowej”, jak to sugerują dziennikarze i leakrze) komórkami jajowymi polega na tym, że w istocie niszczy on biologiczne macierzyństwo, oddzielając macierzyństwo biologiczne (czyli to, kto dziecko urodził) od macierzyństwa genetycznego (kto jest dawcą materiału). Ten rozdział związany jest zresztą w ogóle z heterogenicznym zapłodnieniem pozaustrojowym, które w istocie niszczy biologiczne zakorzenienie macierzyństwa i ojcostwa.

Ale to kolejne „przełamywanie tabu” przez lekarzy z klinik in vitro i „Gazetę Wyborczą” wymusza także przygotowanie się na kolejne złamane tabu. Otóż wielu klientów klinik in vitro przyznaje, że w trakcie procedury proponowano im kupno już nie tylko komórek jajowych, ale także zarodków. A to oznacza już, ni mniej ni więcej, tylko handel ludźmi. Problem w tym, że zachwyceni in vitro lewicowcy, nie widzą najmniejszego problemu w tym, że cała ta procedura jest jednym wielkim naruszeniem godności człowieka.

Tomasz P. Terlikowski