Skąd wzięło się zainteresowanie piosenkarki kabałą? „Jak trwoga, to do Boga. Sześć lat temu podejrzewano u mnie białaczkę. Zaczęłam szukać pomocy wszędzie. Sięgała m także po niekonwencjonalne metody, szeptuchy, bioenergoterapię itd. próbowałam zrozumieć, dlaczego ja. Potrzebowałam duchowego wsparacia. Dotąd żadna z nauk, religii czy filozofii nie była w stanie do mnie dotrzeć w pełni (...). Dzięki kabale poznałam wspaniałych ludzi, którzy opowiadali mi swoje historie. Zobaczyłam, jak ta nauka zmieniła ich życie, że dzięki niej umieją panować nad swoimi reakcjami, osądami, że po prostu wygodniej żyją – opowiada Kayah. „Nauczyciel powiedział: „Nie wierz we wszystko, co mówię, tylko wypróbuj to na sobie”. Wypróbowałam i podziałało. Co więcej – wyzdrowiałam" – przekonuje.
Artystka zapewnia też, że w ogóle nie korzystała z leczenia farmakologicznego. „Po prostu choroba poszła, tak jak przyszła. Wierzę, że Bóg zsyła lekarstwo, zanim ześle chorobę”. Na pytanie, co było jej lekarstwem, Kayah odpowiada, że „może duchowość”, której wcześniej, goniąc za karierą nie poświęcała zbyt wiele czasu. „Ordynator z instytutu hematologii stwierdziła definitywnie, że to nie białaczka, ale że też nie wiadomo, co to jest. Niby-obiecująca diagnoza, ale wciąż wielka niewiadoma” - mówi piosenkarka, która jest przekonana, że źródłem jej choroby było coś więcej, niż fizyczność.
Na pytanie, komu dziękowała, kiedy choroba ustąpiła, Kayah z przekonaniem wyznaje: „Zawsze trzeba dziękować Bogu”.
eMBe/Zwierciadło