Eryk Łażewski, Fronda.pl: Paweł Rabiej, znany homoseksualista i wiceprezydent Warszawy, w rozmowie z ,,Dziennikiem Gazetą Prawną” powiedział, że chce doprowadzić do w Polsce do adopcji dzieci przez homoseksualistów. Jak Pani by to skomentowała?

Karolina Elbanowska, Fundacja „Rzecznik Praw Rodziców”: Kiedy obserwujemy reakcję naszego otoczenia, reakcje rodzicielskie: to, co do zasady nie ma złego nastawienia do osób o upodobaniach homoseksualnych, nie ma „mowy nienawiści”, wbrew często pojawiającemu się zarzutowi, że „Polacy są homofobami”. Mam wrażenie, że Polacy nie mają nic przeciwko temu, żeby każdy w swoim czasie prywatnym robił to, co chce. Natomiast, absolutnie nie ma zgody na wchodzenie w życie innych osób ze swoimi preferencjami, szczególnie tymi nietypowymi. Tutaj, jeżeli chodzi o dzieci, to mam wrażenie, że jest taka ogólna zgoda, że jest pewna granica, na przekroczenie której nasze społeczeństwo się nie zgodzi. O ile związki osób tej samej płci nie są już jakimś szokiem dla społeczeństwa, nie budzą agresji, o tyle pomysł, żeby dzieci były adoptowane przez takie pary budzi zdecydowany sprzeciw.

Jakiś czas temu rozmawiałam o tym ze znajomym, który jest homoseksualistą. Pytałam go, skąd w tym środowisku taka presja na to, aby adoptować dzieci. Powiedział mi rzecz, która mnie bardzo zdziwiła. Powiedział, że to jest próba takiego udowodnienia sobie i światu, że jest się takim samym, jak ludzie o ,,preferencji'' heteroseksualnej, że się niczym nie różnimy. A więc jest to negowanie rzeczywistości, negowanie faktu, że osoby tej samej płci nie są w stanie spłodzić dziecka. Pomysł adopcji to próba udowodnienia sobie i światu, że jest inaczej. Ten znajomy powiedział mi jeszcze jedną rzecz, z której nie zdawałam sobie sprawy, że adopcje dzieci przez takie pary są bardzo złym pomysłem również dlatego, że związki homoseksualistów są bardzo nietrwałe, jest to bardzo brutalny, trochę mroczny świat. Pomysł, żeby ludzie z tego świata dostawali pod opiekę dzieci, które co do zasady potrzebują bezpieczeństwa i stabilności (nie mówiąc już o tym, że potrzebują matki i ojca), jest najzwyczajniej w świecie pomysłem głupim. Dlatego też w protesty rodzin we Francji przeciw rozszerzaniu praw par homoseksualnych, włączyli się również sami homoseksualiści. Mało się o tym mówi, ponieważ środowisko polityczne nazywające siebie gejami skutecznie stara się zmonopolizować głos osób o takich preferencjach.

Kolejnym tematem tabu, szczególnie na Zachodzie, jest to że są dorosłe osoby, które zostały wychowane przez pary homoseksualne. I one próbują dobić się do głosu, próbują mówić głośno, że są przez ten sposób wychowania skrzywdzone, że wychowanie przez osoby tej samej płci to nie jest dobry model. Takie osoby dużo częściej same wybierają homoseksualny model relacji, razem ze wszystkimi problemami, które nie znikają wcale mimo propagandy akceptacji i zmian w prawie. Statystyki mówią choćby o znacznie zwiększonym odsetku problemów psychicznych i dążeniu do autodestrukcji. Niestety ich doświadczenie skrywa cenzura „politycznej poprawności”, więc się o tym po prostu nie mówi. Ale takie głosy się pojawiają.

Myślę więc, że pomysł pana Rabieja, żeby homoseksualiści adoptowali dzieci, ignoruje rzeczywistość, ignoruje zdroworozsądkowe podejście polskiego społeczeństwa do tematu i spotka się po prostu z odrzuceniem, a na pewno z niechęcią. Sądzę, że ten postulat jest absolutnie czymś chybionym w ich przypadku.

Mówiliśmy o adopcji dzieci przez homoseksualistów. Jest to jednak tylko końcowy element planu wprowadzania w Polsce akceptacji homoseksualizmu, który to plan zarysował Paweł Rabiej w przywołanej rozmowie. Plan ten wygląda następująco: najpierw akceptacja związków partnerskich, potem kolejne kroki, aż po „równość małżeńską z adopcją dzieci”. Czy może jednak grozi nam wprowadzenie tego planu, którego realizację znamy już na przykład z Niemiec?

Odnoszę wrażenie, że to jest próba nie tyle tworzenia akceptacji dla związków osób tej samej płci, ale jakiejś apoteozy tych związków. Słyszałam ostatnio takie zdanie prezydenta Trzaskowskiego, że on jako polityk, jako prezydent musi stać po stronie mniejszości. Ktoś ciekawie to skomentował, że to jednak większość wybiera polityków, daje im mandat społeczny. I przede wszystkim politycy powinni reprezentować dobro większości, a nie jakichś małych grup, które tu się czegoś domagają. Bo na tym polega demokracja, że to większość decyduje o tym, jak ma wyglądać polityka ogólnie społeczna, czy szerokie działanie polityczne. Oczywiście obserwujemy to już od wielu lat: próbę zmiany mentalności społeczeństwa; przekonywanie, że czarne jest białe, a białe jest czarne, ale myślę, że w Polsce to prostu się nie uda. Nie uda się próba zrównania na niwie prawnej małżeństwa ze związkiem homoseksualnym. Przecież w Konstytucji jest zagwarantowana ochrona małżeństwa rozumianego jako związek kobiety i mężczyzny.

A co my możemy zrobić, żeby przeciwdziałać tej politycznej, społecznej ekspansji już nie tylko homoseksualizmu, ale – jak widzimy – całego LGBT?

Bardzo mnie cieszy reakcja bardzo różnych środowisk, dodam: bardzo negatywna reakcja, na tę deklarację LGBT+, którą podpisał pan prezydent Trzaskowski.  I generalnie środowiska rodzicielskie jej się sprzeciwiły, jest wiele głosów oburzenia. Do tego stopnia, że pan prezydent Trzaskowski przedstawia się wręcz jako ofiara, zaczyna się żalić, że spotyka się z hejtem, że są atakowane jego dzieci, i tak dalej... To jest dosyć zaskakujące, że osoba, która odpala taką „ideologiczną bombę”, dziwi się, że ludzie reagują na nią w sposób emocjonalny. Temu się trudno dziwić! Zamiast zajmować się realnymi potrzebami warszawiaków - np. tym, czym zajmujemy się w naszej Fundacji: od lat nie rozwiązanym w wielu warszawskich dzielnicach problemem nauki zmianowej – prezydent stawia temat zastępczy, ideologiczny, który wywołuje bardzo silne emocje. I nagle teraz pan Trzaskowski ustawia się w roli ofiary poszkodowanej hejtem, a on przecież chciał dobrze.

Dobrym aspektem tej sytuacji jest jasny komunikat wysłany przez społeczeństwo do takich polityków, którzy chcą iść „hej, do przodu”” i uczyć nas, jak mamy żyć: że to się tak łatwo nie uda, że jest bardzo duży opór społeczny przed wmawianiem nam jakichś ideologicznych nowych „prawd objawionych”. Nasza Fundacja wystosowała w tej sprawie oświadczenie. Wiem, że inne organizacje rodzicielskie i generalnie prawicowe bardzo mocno działają w tej sprawie. To jest więc to, co możemy zrobić. Odsyłam też wszystkich zainteresowanych (tych, którzy się obawiają tego, co może się dziać w warszawskich szkołach po podpisaniu „karty LGBT+” przez pana Trzaskowskiego) na naszą stronę „Rzecznik Praw Rodziców”. Tam jest oświadczenie podpisane nie tylko przez Fundację, ale również przez panią Dorotę Dziamską, która jest nie tylko członkiem rady naszej Fundacji, ale przede wszystkim autorką podstawy programowej dla klas 1-3 i dla przedszkoli. Tekst podstawy programowej, głównego dokumentu regulującego treści nauczania w Polsce, zabezpiecza prawa rodziców przed niechcianą propagandą i obyczajową rewolucją w szkołach. Ważne, żeby każdy z treścią tego oświadczenia zapoznał się; każdy, kogo dzieci miałyby stać się przedmiotem eksperymentu społecznego wymyślonego przez środowisko lesbijek, gejów, transseksualistów i biseksualistów. Warto znać swoje prawa i przeciwdziałać, póki jest na to czas.

Rozumiem i dziękuję za rozmowę.