Ekspert współpracujący z Zespołem Parlamentarnym ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M udzielił wywiadu tygodnikowi „W sieci”, w którym odniósł się do ostatnich manipulacji „Gazety Wyborczej” . Artykuł Agnieszki Kublik opisywał m.in. zeznania ekspertów w prokuraturze wojskowej. Zdaniem prof. Biniendy, tekst był elementem strategii, która ma na celu zdyskredytowanie w oczach opinii publicznej ekspertów, którzy podważają oficjalną wersję katastrofy smoleńskiej.

Prof. Binienda wyznaje również, że z racji zajmowania się wyjaśnieniem przyczyn katastrofy spotyka się z wieloma przykrościami. „Wszyscy my, którzy zajmujemy się przecież sprawą Smoleńska dla dobra publicznego, i nikt nam za to nie płaci, dostajemy pogróżki i listy, które nam ubliżają. Nie wiadomo od kogo” - mówi w rozmowie z tygodnikiem. I zapewnia, że są też miłe listy.

Najbardziej smucą go jednak anonimowe donosy do przełożonych i kolegów. „Najbardziej przykre jest to, że jeżdżę z wykładami na temat katastrofy smoleńskiej po całym świecie i wszędzie jestem przyjmowany z szacunkiem. Wszędzie, tylko nie w Polsce” - mówi.

Prof. Binienda ocenia również atmosferę niechęci, z jaką spotyka się w Polsce wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej. „To naganne i smutne, że ja, Polak, nie mogę spokojnie przyjechać do Polski, aby odwiedzić grób moich rodziców, aby się przy nim pomodlić i zapalić świeczki. Chciałbym pójść w Warszawie na Starówkę, napić się herbaty czy piwa (...). Niestety, nie mam takich możliwości, ponieważ w tym kraju moje zdrowie i moje bezpieczeństwo są zagrożone” - konstatuje.

Całość w najnowszym numerze „W sieci”.

MBW