Portal Fronda.pl: Szykują się duże zmiany w Instytucie Pamięci Narodowej. Prezes Instytutu dr Łukasz Kamiński obawia się, że bardzo mocno osłabią pozycję prezesa, silnie go upolityczniając. Podziela pan doktor ten pogląd?

Dr Piotr Gontarczyk: Prezes nie powinien być odwoływalny przed ukończeniem kadencji – obowiązuje domniemanie kadencyjności. Więc chyba zagrożenia, że tu będzie dokonywana zmiana zaraz po zmianie koniunktury politycznej raczej nie ma. Model proponowany jest zbliżony do tego, jaki obowiązywał przed zmianami dokonanymi przez Platformę Obywatelską, która nie chciała dopuścić do reelekcji prezesa Janusza Kurtyki. Powrót do poprzednich rozwiązań nie jest więc chyba takimi prostym upolitycznieniem.

Prezes Kamiński przekonuje, że bardzo znaczące rozszerzenie kompetencji Instytutu w połączeniu z brakiem zwiększenia jego finansowania spowoduje praktyczny paraliż prac Instytutu na wielu odcinkach.

Pan prezes Kamiński ma sporo racji, tak może być. Już w tej chwili uważam Instytut za mocno zbiurokratyzowany i pod pewnymi względami niesprawny. Przydanie kolejnych kompetencji jest pewnym zagrożeniem. Ale kluczowe znaczenie będzie miała osobowość prezesa Instytutu. Jeżeli będzie to osoba dynamiczna i dobrze zorganizowana, która potrafi dobrać sensownych pracowników, to da sobie radę. Czy IPN będzie więc sprawny czy nie w dużej mierze zależeć będzie od tak zwanego czynnika ludzkiego, czyli osobowości i kompetencji Prezesa.

 

Instytut będzie mógł prowadzić ekshumacje i gromadzić dokumentacje dotyczące wydarzeń do roku 1917. To dobra zmiana?

Oczywiście, że tak. To jasne, że Instytut nie będzie przeprowadzał jakichś setek ekshumacji. Jednak w sytuacji, w której pewne kroki będą szczególnie ważne ze względów tak historycznych jak i społecznych, Instytut powinien mieć odpowiednie kompetencje. Weźmy takie sprawy, jak Jedwabne czy pochówki Żołnierzy Wyklętych. Dotąd występowały tu ogromne problemy i dobrze, by to się zmieniło.

Nowelizacja ustawy zakłada obarczenie Instytutu zadaniem zwalczania zniesławiania Polski. W projekcie ustawy jest dosłownie napisane, że wykonywanie funkcji edukacyjnych IPN następuje także poprzez „przeciwdziałanie rozpowszechnianiu w kraju i za granicą informacji i publikacji o nieprawdziwych treściach historycznych, krzywdzących lub zniesławiających Rzeczpospolitą Polską lub Naród Polski”.

Ten zapis budzi moje wątpliwości. Instytut powinien zabierać głos w sprawach ważnych, ale kierować się wyłącznie kryteriami prawdy. Ten zapis obróci się przeciwko IPN, któremu każdy naukowiec będzie mógł zarzucić, że nie kieruje się obiektywizmem naukowym, tylko realizuje swoje ustawowe zadania „przeciwdziałania szkalowaniu Polski”. . W sprawie na przykład  takiej hochsztaplerki intelektualnej, jaką jest pisarstwo Jana Tomasza Grossa należy po prostu publikować prawdę, a nie podejmować jakieś ekstraordynaryjne „przeciwdziałanie zniesławianiu”. Instytut powinien prowadzić działalność naukowąInstytut naukowy powinien pozostać instytutem naukowym.

Wolałby pan zatem by powołano jakąś osobną instytucję do walki ze zniesławieniami?

Nie. Myślę, że każdy naukowiec powinien opracowywać podejmowane przez siebie zagadnienia w sposób rzetelny i wiarygodny. Jeżeli tak będzie się działo, to dziennikarze czy w ogóle życie publiczne z łatwością wykaże, że Gross i jemu podobni nie są poważnymi badaczami historii. Instytut powinien badać sprawę Jedwabnego, solidnie przeprowadzić ekshumacje, publikować wszystko, co na ten temat wiemy – ale nie zajmować się walką z konkretnymi ludźmi. Trzeba pokazać prawdę a wówczas wszyscy - dziennikarze i społeczeństwo - już sobie poradzą.

Nowelizacja ustawy przewiduje też długo oczekiwane odtajnienie zbioru zastrzeżonego – jednak najpewniej niecałkowite. Jak patrzy pan na ten problem?

To trzeba przeprowadzić bardzo ostrożnie. W zbiorze zastrzeżonym mogą znajdować się materiały istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa i konkretnych ludzi. Jeżeli są tam na przykład plany podziemnych obiektów wojskowych, niewidocznych z satelitów, obiektów wykorzystywanych do dziś – to nie widzę powodu, by takie plany upublicznić. W zbiorze mogą być też informacje dotyczące działań polskich służb specjalnych na Bliskim Wschodzie czy w Afryce Północnej, na przykład odnośnie źródeł informacji wywiadu komunistycznego z lat 80. Ich ujawnienie mogłoby kosztować kogoś nawet życie. Także z wielu innych względów tu trzeba zachować rozsądek.

Projekt nowelizacji ustawy przewiduje, że odtajnianie zbioru zastrzeżonego będzie przeprowadzane w porozumieniu z Ministerstwem Obrony Narodowej, koordynatorem ds. służb specjalnych, ABW i Agencją Wywiadu. To wystarczy, by zachować potrzebną ostrożność?

Jeżeli w faktycznej już nowelizacji zostaną zachowane takie procedury, będzie to oznaczać, że ustawodawca zadbał o interesy państwa i społeczeństwa. Takie rozwiązanie jest dobre. Zaznaczam przy tym, że siła rażenia zbioru zastrzeżonego jest moim zdaniem demonizowana.

Jego odtajnienie nie wywoła politycznego trzęsienia ziemi?

Moim zdaniem  - nie.

A zatem od strony ustawodawczej, wyjąwszy problem walki z dyfamacją, patrzy pan na przyszłość IPN ze spokojem. Niemało kontrowersji wywołują za to sprawy personalne odnośnie funkcji prezesa Instytutu.

Media podają, że są dwie kandydatury, także dr. hab. Sławomira Cenckiewicza. To nie jest  właściwy kandydat ze względów charakterologicznych, a także biorąc pod uwagę niewiedzę w wielu elementarnych sprawach dotyczących zarządzania i administrowana, a także funkcjonowania samego Instytutu. Wolałbym także na tym stanowisku kogoś, kto potrafi porozumieć się z ludźmi, także o innych poglądach. Cenckiewicz takich cech nie posiada, a jego ustawiczne obrażanie kolegów po fachu, także z IPN, jest dla mnie nieakceptowalne, podobnie jak obraźliwie uwagi ad personam, np. pod adresem prof. Andrzeja Friszke. Prezes IPN powinien być kimś poważnym, trochę majestatycznym; spełniać wysokie standardy naukowe i kultury osobistej. Z całą sympatią dla Sławka, ale on tych standardów nie spełnia i swoją osobą mocno zaszkodzi IPN. A wydaje mi się, że czynnik ludzki będzie tu dużo ważniejszy dla przyszłości Instytutu, niż proponowane zmiany ustawowe o których rozmawialiśmy. 

Dziękuję za rozmowę.