Już od pierwszych chwil po katastrofie nie wykluczano, że do jej spowodowania mógł się przyczynić błąd pilota. Ale jednocześnie wiele osób podkreślało, że kpt. Protasiuk to jeden z najlepszych pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, pilot klasy mistrzowskiej.

Co spowodowało, że tak doświadczony pilot zdecydował się 10 kwietnia na podejście do lądowania ma lotnisko w Smoleńsku? Nie ma oficjalnych informacji od polskich władz. Ale są jednak hipotezy stawiane przez ekspertów.

Albo nie otrzymał precyzyjnego komunikatu od rosyjskiego kontrolera lotniska, że widoczność z powodu mgły jest mniejsza niż 500 m, albo go nie zrozumiał – spekulują rozmówcy "Rzeczpospolitej" z kręgów wojska. Nawet jeśli pilotowi udałoby mu się wylądować, złamałby przepisy, za co grożą sankcje dyscyplinarne aż do skreślenia z listy personelu latającego, a nawet prokuratorskie zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo wielu osób.

- Na pewno zdawał sobie z tego sprawę i nie ryzykowałby – podkreślają wojskowi. A kpt. Grzegorz Pietruczuk z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego zaznacza, że pilot miał prawo wykonać próbę podejścia do lądowania, by się przekonać, jakie są warunki.

Kiedy kpt. Protasiuk dowiedział się o warunkach atmosferycznych nad Smoleńskiem? Już o 8:00 polskiego czasu nadeszła depesza na lotnisko Okęcie: "widzialność do 500 m, niebo niewidoczne". Samolot rządowy był już wtedy w rosyjskiej strefie powietrznej i to rosyjski kontroler powinien podać załodze TU-154 informacje. Czy to zrobił i w jaki sposób?

Odpowiedź znajduje się w aktach rosyjskiego dochodzenia. Od kilku dni mają je polscy śledczy. Te odpowiedzi są o tyle ważne, że śledczy wykluczyli problemy techniczne prezydenckiej maszyny.

mm/Rp.pl

/

Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »