Sceny, jakie obserwujemy dziś na polskich ulicach, niedawno oglądaliśmy w relacjach ze Stanów Zjednoczonych. Trudno nie zgodzić się, że Strajk Kobiet jest polskim odpowiednikiem amerykańskiego ruchu. Waldemar Krysiak opisuje w mediach społecznościowych, jak wiele ich łączy.
Zarówno Black Lives Mater, jak również Strajk Kobiet, są przez inicjatorów przedstawiane jako ruchy mające walczyć o wolność, otwartość, tolerancję i dialog. Oba te ruchu w rzeczywistości jednak chcą walczyć z tradycją, kulturą i cywilizacją, posługując się agresją. Tak samo jak w Stanach Zjednoczonych Black Lives Matter, tak w Polsce Strajk Kobiet niszczy pomniki, świątynie i miejsca pamięci. I nie są to działania „prowokatorów”, bo przecież do tych czynów wprost w Radiu ZET zagrzewała Marta Lempart.
- „Oczywiście, że tak trzeba. Trzeba robić to, co się czuje, to, co się myśli, to, co jest skuteczne i to, na co zasłużyli” – mówiła o dewastowaniu kościołów.
Znany jako „Gej przeciwko światu” Waldemar Krysiak wymienia więc długą listę podobieństw:
„ - demonstracje i rozróby w czasie epidemii
- poczucie, że wszystko im wolno
- atakowanie ludzi
- pomysł, że teraźniejszość ma płacić za rzekome przewinienia przeszłości;
- odpowiedzialność zbiorowa
- szantaż moralny: jeżeli nas nie wspierasz, to jesteś złym człowiekiem!
- atakowanie cudzej i/lub państwowej własności; wandalizm
- mimo ogólnej równości praw - narracja o prześladowaniu
- instrumentalizacja i naiwne wsparcie Lubiących Głaskać Bociana Trzcionkiem
- może jakieś tam pojedyncze dobre pomysły; te toną jednak w morzu bełkotu
- histeria, brak poszanowania prawa
- wrogość wobec policji
- wymagania typu dej; żądanie rzeczy za darmo
- próba obejścia demokracji: ma być zrobione jak mówimy!
- wsparcie mainstreamowych mediów i medialnych ameb
- walczymy o dobro czyniąc zło
- demonstracje zamieniające się w imprezy
- ogólny neomarksistowski syf”
kak/Facebook