Mec. Markowi Chmajowi spodobał się niekonstytucyjny a przed wszystkim spóźniony o dobre trzy dekady (Wałęsa kończył swą niesławną prezydenturę w 1995 roku) pomysł, by odwołać prezydenta Dudę na drodze referendum.

Okazuje się zatem najwidoczniej, że odwołanie prezydenta Dudy przez Donalda Tuska na wiecu politycznym, jak odwoływał wcześniej referendum nomen omen - może już nie wystarczyć, a referenda dzielą się na te dobre i niedobre.

W tym dobrym, podług wizji Wałęsy i Chmaja naród miałby odwołać z prezydenckiego urzędu Andrzeja Dudę – tego, samego, którego wcześniej dwukrotnie wybrał.

„Dla porządku: art. 131 ust. 2 Konstytucji, w którym są enumeratywnie wyliczone jedyne przypadki zakończenia urzędowania Prezydenta RP przed upływem kadencji: 1) śmierć Prezydenta Rzeczypospolitej, 2) zrzeczenie się urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej, 3) stwierdzenie nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze, 4) uznanie przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności Prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia, uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków Zgromadzenia Narodowego, 5) złożenie Prezydenta Rzeczypospolitej z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu” – postanowił ostudzić wałęsowsko-chmajowe głowy prof. Czarnek.

„Gdzie tu referendum w sprawie odwołania Prezydenta?” – spuentował retorycznym pytaniem Przemysław Czarnek.