„Powołania realizowane są w taki sposób, że stają się powodem do paniki” – zauważył gen. Polko i dodał, że „ważne jest to, żeby ludziom tłumaczyć, gdzie i do czego są powoływani”.

„Mówimy bowiem o osobach, które mają swoje codzienne życie, obowiązki i zadania i przekazywanie im wezwania na zasadzie „bo możemy” jest takie co najmniej w stylu rosyjskiej akcji poborowej. Ludzie nie wiedzą, o co chodzi, gdzie i po co” – tłumaczył portalowi wpolityce.pl były dowódca GROM.

Zdaniem doktora nauk wojskowych „jeżeli mamy wartościowego człowieka, który na co dzień, np. jako inżynier świetnie funkcjonuje w jakiejś firmie, to co najmniej nie na miejscu jest wzywanie go na jakieś szkolenie, które kojarzy się wciąż jeszcze nawet z tym, z czym mieliśmy do czynienia chociażby za czasów ministrów Klicha i Siemoniaka – takie ściąganie ludzi po to, żeby zjedli grochówkę, strzelili na strzelnicy – albo i nie, bo nikomu nie będzie się chciało tego zorganizować, przymierzyli mundury i poszli sobie do domu”.

Jak przekonywał gen. Roman Polko „czasy feudalnej armii minęły, stąd też ludzie w Wojskowych Centrach Rekrutacji też powinni zmienić swoją mentalność, a nie traktować każdego jak takiego „Szwejka”, czyli krótko mówiąc idiotę”.

W ocenie generała dywizji sytuacja, z jaką mamy do czynienia przy okazji wysyłania powołań dla Polaków na ćwiczenia wojskowe wynika „z niekompetencji na niektórych szczeblach”.