Fronda.pl: Mamy za sobą pierwszy w historii wymierzony bezpośrednio w terytorium Izraela atak Iranu, który miał miejsce w nocy z 13 na 14 kwietnia. To odpowiedź Iranu na izraelskie uderzenie w irańską placówkę dyplomatyczną w Damaszku z 1 kwietnia. Dlaczego akurat właśnie ten, nie pierwszy przecież izraelski atak, w którym zginęli Irańczycy, doprowadził do tego rodzaju bezprecedensowej odpowiedzi Iranu?

Dr Jakub Gajda (ekspert Fundacji im. K. Pułaskiego, iranista): Iran czuł się bardzo mocno zobowiązany, by odpowiedzieć na atak Izraela dokonany na irański konsulat w Syrii. Atak na placówkę dyplomatyczną, w świetle prawa międzynarodowego, oznacza nic innego, jak atak na terytorium państwa. Iran był więc tu niejako zobowiązany, aby na ten atak odpowiedzieć i to bezprecedensowo w sposób bezpośredni. Warto podkreślić, że w izraelskim ataku z 1 kwietnia zginęła irańska generalicja, która przebywała akurat na terenie konsulatu w stolicy Syrii. Mieliśmy tu do czynienia z oczywistą prowokacją ze strony Izraela mającą na celu wywołanie bezpośredniej reakcji Iranu. Izrael oczywiście liczył się z tym, że Iran zaatakowany w taki sposób, będzie musiał odpowiedzieć „własnymi rękami”. Do tej pory bowiem Iran podejmował różne działania wymierzone w Izrael, ale dokonywał ich wyłącznie za pośrednictwem swych koalicjantów z tak zwanej osi oporu przeciwko wpływom na Bliskim Wschodzie Stanów Zjednoczonych, Izraela oraz szerzej - cywilizacji Zachodu. Najprawdopodobniej celem Izraela było tym samym wciągnięcie do tego konfliktu Stanów Zjednoczonych, będących w rzeczywistości  gwarantem tego, że Izrael mógłby w konflikcie toczącym się na Bliskim Wschodzie być stroną zwycięską, czego świadomość jest bardzo głęboka w całym tym regionie.

Iran dokonał ataku odwetowego w sposób, który był dość transparentny. Warto zauważyć, że nie mieliśmy tu do czynienia z atakiem z zaskoczenia. To była projekcja siły o dużym natężeniu, jednakże Iran na bieżąco informował o tym, co robi. Nie był to więc atak, który miałby w poważny sposób zagrozić kluczowej izraelskiej infrastrukturze, ani też zebrać jakieś śmiertelne żniwo pośród ludności Izraela. Cel tego ataku był w głównej mierze propagandowy. Iran chciał pokazać, przede wszystkim swoim sojusznikom oraz społeczeństwom bliskowschodnim, że jest w stanie odpowiedzieć na prowokacje Izraela oraz mówiąc kolokwialnie - postawić się zarówno Izraelowi, jak i Stanom Zjednoczonym.

Swoim działaniem Teheran sprawił, że „piłeczka” znów znalazła się po stronie Izraela, który będzie musiał teraz zadecydować, czy chce dalej eskalować tę sytuację czy też nie. Przy czym dalsza eskalacja przez stronę izraelską będzie wodą na młyn dla propagandy irańskiej. Iran będzie mógł wówczas wskazywać na Izrael i USA jako te siły, które prowokują wszystkie konflikty i napięcia na Bliskim Wschodzie oraz zagrażają muzułmańskiej ludności. To jest główny cel propagandowy Islamskiej Republiki. Wszak, według władz Islamskiej Republiki, Iran jest tym krajem, który konsekwentnie już od lat 80. przeciwstawia się arogancji Izraela, Stanów Zjednoczonych i całego Zachodu. Mamy do czynienia z konfliktem cywilizacyjnym i za taki go należy w tej chwili uznawać.

Iran przeprowadził na Izrael atak z użyciem 185 dronów, 36 pocisków manewrujących i 103 rakiet balistycznych z czego szacuje się, że w wyznaczone cele skutecznie trafiło prawdopodobnie zaledwie 7-8 pocisków. Czy więc ten wspomniany wcześniej cel propagandowy, nie tylko na użytek wewnętrzny, ale również szerzej, w regionie - rzeczywiście został przez Teheran uzyskany? Tym bardziej, że irańskie pociski przechwytywać miały już nad Syrią nie tylko siły izraelskie, ale również jordańskie czy saudyjskie.

Jeśli chodzi o media irańskie to one jak najbardziej ogłosiły wielki sukces całej akcji, donosząc że Izrael został wręcz pogrążony, otrzymując bolesną lekcję od Iranu. Tymczasem wielki sukces ogłosił również Izrael, jeśli chodzi o przechwytywanie i neutralizowanie irańskich dronów. Iran z pewnością nie zadał jednak Izraelowi jakichś strat znacznego kalibru. To nie był cel tego ataku. Teheran chciał po prostu dokonać projekcji siły i to mu się udało. Przecież cały świat skupił swoją uwagę tej nocy na tym, co działo się pomiędzy Iranem a Izraelem. Wystrzeliwując łącznie ponad 300 pocisków w kierunku Izraela, Iran niewątpliwie pokazał swoją moc, a po wszystkim wysłał Izraelowi sygnał, że jeśli ten zdecyduje się ponownie zaatakować Iran, to ten odpowie z dziesięciokrotnie zwiększoną mocą.

Ta propaganda sukcesu, jaka rozlała się na irańskie media po akcji odwetowej Iranu, niewątpliwie oddziałuje nie tylko na mieszkańców tego kraju, ale także na cały bliskowschodni region. Jest ona też postrzegana jako odpowiedź na ludobójstwo ludności arabskiej, ludności muzułmańskiej, której Izrael dokonuje w Strefie Gazy. I trzeba przy tej okazji powiedzieć jednak bez ogródek, że świat zachodni przez długi czas to ludobójstwo ignorował i dopiero zabójstwo wolontariuszy organizacji humanitarnej WCK sprawiło, że Zachód zaczął mocniej skupiać swoją uwagę na działaniach Izraela wobec ludności cywilnej zamieszkującej Strefę Gazy. Iran, zgodnie ze swoim wieloletnim zamysłem, wyrasta więc na lidera obrony sprawy muzułmańskiej w całym regionie. Jednocześnie Teheran postawił władze wielu państw bliskowschodnich wobec poważnego dylematu. Niektóre z nich mają przecież dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi i dążyły również do normalizacji stosunków z Izraelem. Mam tu na myśli nie tylko dawnego rywala Iranu - Arabię Saudyjską, ale również choćby Zjednoczone Emiraty Arabskie. Państwa te nie mogą się postawić w sposób jednoznaczny po którejś ze stron konfliktu, ponieważ godziłoby to w sposób istotny w ich interesy.

Budując swoją pozycję na Bliskim Wschodzie Iran bazuje w tej sprawie przede wszystkim na fakcie, że żadne państwo ani społeczeństwo w regionie, w kontekście konfliktu izraelsko-palestyńskiego, niespecjalnie może opowiedzieć się po stronie Izraela. To wiązałoby się z działaniem przeciwko muzułmanom, przeciwko islamowi. Należy też stwierdzić, że po wielu dekadach konsekwentnego wspierania sprawy palestyńskiej, poprzez takie organizacje jak Hamas czy Hezbollah, Iran wreszcie zbiera żniwa w całym regionie, osiągając pozycję, do jakiej dążył przez ponad cztery dekady. Pamiętajmy przecież, że Iran jako republika islamska, podkreśla, iż należy bronić i wspierać wszystkich muzułmanów na całym świecie. W tym konflikcie cywilizacyjnym, który niewątpliwie rozwija się teraz na naszych oczach, Iran ma za cel przełamanie amerykańskiej hegemonii oraz wizji jednobiegunowego świata, gdzie w epoce przyspieszającej globalizacji wszelkie procesy, nie tylko polityczne, ale również i kulturowe, wciąż są napędzane przez Waszyngton oraz Zachód. 

Wiemy jaki stosunek do Izraela mają od dawna władze Iranu. A jak społeczeństwo irańskie postrzega państwo Izrael? Czy dla zwykłych Irańczyków Izrael jest rzeczywiście tym wielkim wrogiem numer 1 lub też numer 2, zaraz po stanach Zjednoczonych?

Bardzo ważną rzeczą jest tutaj oddzielenie poglądów irańskiego społeczeństwa od władz. Jeżeli chodzi o władze Iranu to ta postawa antyizraelska jest bardzo silna, choćby ze względu na pryncypia w polityce międzynarodowej irańskiej republiki islamskiej, która z zasady staje po stronie wszystkich ciemiężonych na świecie muzułmanów - w tym przypadku po stronie Palestyńczyków w przekonaniu doświadczających okupacji izraelskiej.

Jeśli chodzi natomiast o społeczeństwo, to sytuacja jest bardziej skomplikowana. Społeczeństwo irańskie jest bowiem dość mocno spolaryzowane, jak na bliskowschodnie realia. Walczą tam ze sobą cały czas dwie idee, z których jedna jest związana z postulatem zbliżenia się do Zachodu i otwarcia się na świat, a na drugim biegunie jest opcja konserwatywna, związana ściśle z ideologią islamskiej republiki oraz islamskiej rewolucji. Jak można się domyślić ta część konserwatywna jest bardzo mocno związana z obozem władzy. Postrzega ona Izrael za twór syjonistyczny i państwo opresyjne wobec muzułmanów, które powinno zostać z Bliskiego Wschodu po prostu usunięte. Natomiast ta część społeczeństwa irańskiego, która zapatrzona jest w stronę Zachodu uważa, że Izrael niekoniecznie jest aż tak zły, jak go malują irańskie media i ma do niego podejście bardziej neutralne. Natomiast przebywając w Iranie nie zauważyłem, by istniały tam jakiekolwiek grupy, które postrzegałyby Izrael w sposób jednoznacznie pozytywny. Ciekawostką jest, iż to właśnie Iran jest po Izraelu państwem na Bliskim Wschodzie stanowiącym najliczniejsze skupisko ludności żydowskiej. Wciąż mieszka tam kilkanaście tysięcy wyznawców judaizmu. Istnieją w Iranie też synagogi, gdzie Żydzi mogą praktykować swoją wiarę.

Wracając do irańskiego społeczeństwa, należy pamiętać, że obecnie znacząca część społeczeństwa nie popiera działań władz. Zresztą przez lata zaangażowanie władz Iranu w pomoc mieszkańcom Palestyny, wsparcie Hamasu, Hezbollahu, czy też zaangażowanie w inne sprawy na arenie międzynarodowej, chociażby w Syrii czy Iraku, spotykały się z krytyką części Irańczyków, którzy zarzucali władzom, że te czynią to kosztem  społeczeństwa irańskiego, którego poziom życia jest coraz niższy. To niewątpliwie podstawowy zarzut wobec władz, że ten konflikt z Izraelem, do którego one w jakiś sposób jednak prą, godzi w interesy obywateli. Iran ma bowiem naprawdę cały szereg problemów wewnętrznych i w państwie tym z roku na rok żyje się coraz gorzej, nie tylko ze względu na sankcje ze strony USA i Zachodu.

Niektórzy zastanawiają się, po co właściwie Izraelowi w tym momencie eskalacja napięcia na nowym odcinku - z Iranem, w obliczu trwającej przecież wojny w Strefie Gazy? Czy jednak Izrael nie traktuje potencjalnej rozprawy z Iranem jako części operacji przeciwko siłom antyizraelskim? Przecież to właśnie z Teheranu od lat płynie wsparcie dla Hamasu, którego szokującą dla Izraela, brutalną akcję terrorystyczną z 7 października już teraz nazywa się izraelskim „11 września”.

To prawda, sytuacja jest tutaj bardzo jednoznaczna. Izrael prowokuje Iran nie po to, by komplikować swoje własne położenie, ale istnieje po prostu głęboka świadomość w elitach władz Izraela, że związki pomiędzy Iranem a Hamasem są oczywiste i widoczne czarno na białym. Iran od lat wspiera też, przede wszystkim Hezbollah i wszystkie inne siły, które są przeciwne Izraelowi. Wspiera je logistycznie, szkoleniowo, propagandowo, gwarantuje im zaopatrzenie w broń. To jest kwestia zasadnicza. Ponadto, odkąd zaczął się konflikt pomiędzy Izraelem a Hamasem to właśnie władze irańskie stały się w całym regionie niejako adwokatem ludności palestyńskiej uwięzionej w zablokowanej i bombardowanej przez Izrael Strefie Gazy oraz oficjalnym oskarżycielem Izraela w tej sprawie na arenie międzynarodowej.

Poprzez swoją działalność dyplomatyczną, Iran regularnie alarmuje świat o tym, że Izrael dąży do unicestwienia, zagłodzenia mieszkańców Strefy Gazy. Teheran zbija na tym własny kapitał polityczny i poparcie bliskowschodnich społeczeństw, ale próbuje też w tę sprawę angażować inne państwa regionu. Podkreślmy też, że atak, którego Izrael dokonał na placówkę dyplomatyczną Iranu w Syrii, godził w osoby, które zaangażowane były bardzo mocno we współpracę z Hezbollahem czy Hamasem. To nie byli przecież przypadkowi generałowie, lecz ludzie stanowiący łączników pomiędzy tymi dwiema antyizraelskimi organizacjami, a Teheranem. Zlikwidowanie ich było też zatem logicznym posunięciem Izraela.

Czy pełnoskalowa wojna Iranu z Izraelem jest możliwa? Czy można w ogóle wskazać w takim wypadku „faworyta” tej wojny?

Mamy niewątpliwie do czynienia z nowym etapem w kontekście trwającego przecież od dawna konfliktu Izraela z Iranem. To jest bowiem bezpośrednia wymiana ognia pomiędzy tymi państwami oraz wzajemne ataki wymierzone już oficjalnie w terytorium przeciwnika. W ten sposób stajemy blisko progu otwartej wojny, która jeśli dojdzie do skutku, będzie bardzo problematyczna w kontekście regionalnym i globalnym. Nie będzie to bowiem wojna graniczna dwóch sąsiadujących ze sobą państw. Wystarczy rzut oka na mapę. Izrael od Iranu oddzielają terytoria kilku innych państw i w związku z tym trudno wyobrazić sobie taki scenariusz, w którym konflikt ten sprowadzi się wyłącznie do działań wojennych pomiędzy Izraelem i Iranem. Pojawią się tu z pewnością również inni gracze na wojennej scenie i konflikt ten może ogarnąć swoim zasięgiem cały Bliski Wschód. Trudno jest mi jednak w tym momencie określić prawdopodobieństwo wybuchu takiej pełnoskalowej wojny. Sytuacja jest dynamiczna - to trywialne określenie najlepiej tu jednak pasuje. Izrael zamierza odpowiedzieć, a Iran już grozi konsekwencjami za taką odpowiedź.

A jak zachowają w tej sytuacji Stany Zjednoczone, zdeterminowane przecież perspektywą prezydenckiej kampanii wyborczej?

Stany Zjednoczone próbują grać na deeskalację, starając się obniżyć napięcie i powstrzymać Izrael przed kolejnym atakiem. Wojna na Bliskim Wschodzie będzie bowiem kolejnym otwartym frontem po Ukrainie, gdzie Zachód ściera się, nazwijmy to po imieniu, z ideą świata wielobiegunowego. Jest to twardy orzech do zgryzienia dla amerykańskiej administracji, bo brak odpowiedzi ze strony Izraela, postawi Iran w roli mentalnego zwycięzcy tej wymiany ciosów. Duża część amerykańskiego społeczeństwa nie chce też kolejnej wojny z amerykańskim zaangażowaniem, to temat znany i ważny szczególnie w obliczu kampanii prezydenckiej.

Jeśli chodzi o działania ofensywne Izraela, Amerykanie prawdopodobnie w to nie wejdą, zaś działania obronne Izraela będą niezmiennie wspierać - tu raczej można rzec, że jestem przekonany. Chyba, że podczas ewentualnej dalszej wymiany ognia, Iran trafi w jakiś amerykański cel w regionie. Wówczas sytuacja ta może się zmienić.

Bardzo dziękuję za rozmowę.